Z prawdziwą przyjemnością przeczytałem (i dzięki temu mogę teraz pisać) książkę "20 lat-20 zmian", przygotowaną przez Fundację Feminoteka pod redakcją Anny Czerwińskiej i Joanny Piotrowskiej, która lada dzień pojawi się w wersji elektronicznej do pobrania z sieci - na razie możemy na stronach Fundacji przeczytać tekst poświęcony bojom o parytety. Cieszę się, że udało się zebrać - także z naszym skromnym wsparciem - wymagane 100 tysięcy podpisów (i to ze sporym naddatkiem), które niedawno wylądowały u marszałka Sejmu, Bronisława Komorowskiego. Jego świąteczne życzenia, skierowane do reprezentantek i reprezentantów Kongresu Kobiet pokazują wyraźnie, jak bardzo wyalienowane od realnych problemów społecznych są obecne, zdominowane przez mężczyzn elity polityczne. Życzył on bowiem paniom na święta, by "mężowie nie pałętali się przy kuchni". Doprawdy, w kraju wyższego bezrobocia kobiet w porównaniu do mężczyzn, płciowych luk płacowych czy niepokojących wskaźników przemocy domowej życzyć środowiskom kobiecym, by samodzielnie piekły ciasteczka na wigilijny stół jest co najmniej niesmaczne...
Po raporcie z czerwcowego Kongresu Kobiet trudno było wymyślić coś nowego, wszak dość szczegółowo omówił zagadnienia związane z obecnością kobiet we wszystkich dziedzinach życia i ich społecznym odbiorem. Wydaje się jednak, że autorki wybrnęły z tego zadania, tworząc publikację krótszą, aktualizującą omawiane problemy o najnowsze wydarzenia społeczne i polityczne, takie jak boje o in vitro. Publikacja, z powodu swej objętości przystępności, a także zastosowania obok formy artykułów także i wywiadów z ekspertkami i polityczkami idealnie nadaje się do pełnienia roli "feministycznego przewodnika po Polsce". To zastanawiające, że istotne problemy w niej omawiane, takie jak aborcja, skala przemocy domowej czy sytuacja kobiet na rynku pracy nie są ważnymi tematami w publicznym dyskursie. Wpływ Kościoła na rzeczywistość, a także dominacja prawicy w przestrzeni politycznej nie sprzyja podnoszeniu tego typu tematów. Kto kwestionuje obecną rzeczywistość łatwo może otrzymać łatkę "radykałki" bądź "radykała", jak to bywa we wszelakich dyskusjach medialnych, gdzie dziennikarze z lubością, jako równorzędne strony sporu, sadzą prawicową ekstremę i środowiska kobiece, by z burzliwej dyskusji wyciągnąć, że najlepszy jest "racjonalny kompromis", który praktycznie zawsze począwszy od 1989 roku oznacza lekceważenie praw i aspiracji kobiet.
To ciekawe, jak bezczelnie można lekceważyć dane statystyczne, nawet te przygotowane przez GUS, po to, by zajmować się aferą hazardową czy też specustawami wokół Euro 2012. Skromniutki poziom urlopu tacierzyńskiego, brak możliwości wyrzucenia z domu mężczyzny znęcającego się nad rodziną, argumentowany tym, że może to oznaczać "zapełnienie się dworców" (bo już kobiety z dziećmi w przytułkach refleksji nie budzą), brak refundacji leków antykoncepcyjnych czy też refundacji operacji zmiany płci - włos jeży się na głowie. Jeży się tym bardziej, że podobne dane i artykuły czytam co roku i na lepsze zmienia się bardzo niewiele - jeśli w ogóle. Coś jest nie w porządku, jeśli nie ma publicznej debaty nad tym, że kobieta za tę samą pracę otrzymuje 82% płacy mężczyzny. To tak wygląda ta równość, brak dyskryminacji etc.? Bardzo interesujące...
Po przyniesieniu podpisów pod ustawą parytetową w Sejmie w Internecie zaczęło się prawdziwe szaleństwo. Nagle okazało się, że środowiska progresywne również są w stanie - nie mając do dyspozycji np. infrastruktury kościelnej, jak w wypadku walki o wolne w Trzech Króli, są w stanie zdobyć szersze poparcie społeczne. Pomysł parytetów, wedle danych CBOS, popiera 70% kobiet i 52% mężczyzn. Odezwały się zatem głosy przeciwników zmian, krzyczących o ograniczeniu demokracji (tja, jeśli 50% społeczeństwa reprezentuje w Sejmie 20% ludzi zasiadających w izbie, to wielka to demokracja...), braku wyboru (bo przy 50% kobiet na liście wyborczej mało będzie mężczyzn...) czy wręcz o tym, że zamiast kompetencji będziemy teraz promować płeć (zaraz zaraz, czy mi się wydaje, czy dużą grupą posłów, w tym tych uznawanych za niekompetentnych, nie stanowią "lokomotywy wyborcze" - "jedynki" na listach, które mają reprezentować wszystko to, co w danej formacji najlepsze?). Szczęśliwie w Zielonych wpisany do statutu parytet mamy od samego powstania partii i jakoś dziwnym trafem problemu ze znalezieniem kompetentnych kobiet i mężczyzn nie mamy - czyżby inne formacje, mające lepszą infrastrukturę i budżetowe dotacje, nie potrafiły szukać wartościowych osób? Skoro tak, to prawo powinno ich do tego zmobilizować.
Na koniec zaś - zaproszenie również z feministycznego kręgu. Gender i ekonomia opieki - książka pod red. Ewy Charkiewicz i Anny Zachorowskiej-Mazurkiewicz będzie miała swoją premierę 29 grudnia (wtorek) o godz. 18.00 w klubie „Cykloza” na ul. Hożej 62. To pierwsza książka Think Tanku Feministycznego, którą otwiera on nową serię wydawniczą Feminizm Jako Krytyka Społeczna. Będzie dyskusja o książce, oraz poczęstunek, a uczestniczkom i uczestnikom podarowane zostaną pierwsze egzemplarze pierwszej książki Think Tanku Feministycznego.
Opieka, rozumiana jako instytucje i praca opiekuńcza i reprodukcyjna jest niezbędna, aby jednostka mogła przeżyć i się rozwijać. Bez tej pracy, którą w większości wykonują kobiety, społeczeństwo zniknęłoby w ciągu jednego pokolenia. Chociaż praca opiekuńcza zaspokaja szeroko rozumiane potrzeby społeczne i przyczynia się do dochodu narodowego, to nie jest traktowana jako aktywność ekonomiczna. Do polityki opieka wchodzi co najwyżej jako kwestia godzenia pracy zawodowej z zajmowaniem się dziećmi czy jako element domowej wojny płci o to, kto wykona prace domowe. W tej książce ujmujemy opiekę jako fundament, na którym nie tylko opiera się rodzina, ale także rynek, państwo i kultura.
Książka Gender i ekonomia opieki jest zbiorem tekstów z feministycznej krytyki społecznej, w tym z ekonomii, filozofii, socjologii, nauk politycznych podejmujących krytyczne analizy opieki i reprodukcji społecznej w kontekście neoliberalnej restrukturyzacji, reform ochrony zdrowia, migracji, i kryzysu finansowego. Autorki ugruntowują swoje analizy w doświadczeniach kobiet z Polski, Norwegii, Italii, Holandii, Chile, Argentyny, Brazylii, Azji Południowo-Wschodniej i z Kanady, oraz pokazują związki między tymi doświadczeniami a przemianami politycznymi w skali makro, w tym także jak ruch kobiet odpowiadał na reprywatyzację opieki.
Na spotkaniu przedstawimy omawianie w książce koncepcje pracy opiekuńczej, ekonomii opieki, reprodukcji społecznej. Odniesiemy się do polskiego przykładu pracy pielęgniarek i ich protestów w kontekście reformy zdrowia. Ale rama opieki jest przydatna nie tylko do krytycznej analizy. Feministyczna etyka opieki może być także punktem wyjścia do wyobrażenia sobie państwa, rynku i społeczeństwa, które uznają podstawową rolę opieki, jak i alternatywnych ścieżek rozwoju.
Po raporcie z czerwcowego Kongresu Kobiet trudno było wymyślić coś nowego, wszak dość szczegółowo omówił zagadnienia związane z obecnością kobiet we wszystkich dziedzinach życia i ich społecznym odbiorem. Wydaje się jednak, że autorki wybrnęły z tego zadania, tworząc publikację krótszą, aktualizującą omawiane problemy o najnowsze wydarzenia społeczne i polityczne, takie jak boje o in vitro. Publikacja, z powodu swej objętości przystępności, a także zastosowania obok formy artykułów także i wywiadów z ekspertkami i polityczkami idealnie nadaje się do pełnienia roli "feministycznego przewodnika po Polsce". To zastanawiające, że istotne problemy w niej omawiane, takie jak aborcja, skala przemocy domowej czy sytuacja kobiet na rynku pracy nie są ważnymi tematami w publicznym dyskursie. Wpływ Kościoła na rzeczywistość, a także dominacja prawicy w przestrzeni politycznej nie sprzyja podnoszeniu tego typu tematów. Kto kwestionuje obecną rzeczywistość łatwo może otrzymać łatkę "radykałki" bądź "radykała", jak to bywa we wszelakich dyskusjach medialnych, gdzie dziennikarze z lubością, jako równorzędne strony sporu, sadzą prawicową ekstremę i środowiska kobiece, by z burzliwej dyskusji wyciągnąć, że najlepszy jest "racjonalny kompromis", który praktycznie zawsze począwszy od 1989 roku oznacza lekceważenie praw i aspiracji kobiet.
To ciekawe, jak bezczelnie można lekceważyć dane statystyczne, nawet te przygotowane przez GUS, po to, by zajmować się aferą hazardową czy też specustawami wokół Euro 2012. Skromniutki poziom urlopu tacierzyńskiego, brak możliwości wyrzucenia z domu mężczyzny znęcającego się nad rodziną, argumentowany tym, że może to oznaczać "zapełnienie się dworców" (bo już kobiety z dziećmi w przytułkach refleksji nie budzą), brak refundacji leków antykoncepcyjnych czy też refundacji operacji zmiany płci - włos jeży się na głowie. Jeży się tym bardziej, że podobne dane i artykuły czytam co roku i na lepsze zmienia się bardzo niewiele - jeśli w ogóle. Coś jest nie w porządku, jeśli nie ma publicznej debaty nad tym, że kobieta za tę samą pracę otrzymuje 82% płacy mężczyzny. To tak wygląda ta równość, brak dyskryminacji etc.? Bardzo interesujące...
Po przyniesieniu podpisów pod ustawą parytetową w Sejmie w Internecie zaczęło się prawdziwe szaleństwo. Nagle okazało się, że środowiska progresywne również są w stanie - nie mając do dyspozycji np. infrastruktury kościelnej, jak w wypadku walki o wolne w Trzech Króli, są w stanie zdobyć szersze poparcie społeczne. Pomysł parytetów, wedle danych CBOS, popiera 70% kobiet i 52% mężczyzn. Odezwały się zatem głosy przeciwników zmian, krzyczących o ograniczeniu demokracji (tja, jeśli 50% społeczeństwa reprezentuje w Sejmie 20% ludzi zasiadających w izbie, to wielka to demokracja...), braku wyboru (bo przy 50% kobiet na liście wyborczej mało będzie mężczyzn...) czy wręcz o tym, że zamiast kompetencji będziemy teraz promować płeć (zaraz zaraz, czy mi się wydaje, czy dużą grupą posłów, w tym tych uznawanych za niekompetentnych, nie stanowią "lokomotywy wyborcze" - "jedynki" na listach, które mają reprezentować wszystko to, co w danej formacji najlepsze?). Szczęśliwie w Zielonych wpisany do statutu parytet mamy od samego powstania partii i jakoś dziwnym trafem problemu ze znalezieniem kompetentnych kobiet i mężczyzn nie mamy - czyżby inne formacje, mające lepszą infrastrukturę i budżetowe dotacje, nie potrafiły szukać wartościowych osób? Skoro tak, to prawo powinno ich do tego zmobilizować.
Na koniec zaś - zaproszenie również z feministycznego kręgu. Gender i ekonomia opieki - książka pod red. Ewy Charkiewicz i Anny Zachorowskiej-Mazurkiewicz będzie miała swoją premierę 29 grudnia (wtorek) o godz. 18.00 w klubie „Cykloza” na ul. Hożej 62. To pierwsza książka Think Tanku Feministycznego, którą otwiera on nową serię wydawniczą Feminizm Jako Krytyka Społeczna. Będzie dyskusja o książce, oraz poczęstunek, a uczestniczkom i uczestnikom podarowane zostaną pierwsze egzemplarze pierwszej książki Think Tanku Feministycznego.
Opieka, rozumiana jako instytucje i praca opiekuńcza i reprodukcyjna jest niezbędna, aby jednostka mogła przeżyć i się rozwijać. Bez tej pracy, którą w większości wykonują kobiety, społeczeństwo zniknęłoby w ciągu jednego pokolenia. Chociaż praca opiekuńcza zaspokaja szeroko rozumiane potrzeby społeczne i przyczynia się do dochodu narodowego, to nie jest traktowana jako aktywność ekonomiczna. Do polityki opieka wchodzi co najwyżej jako kwestia godzenia pracy zawodowej z zajmowaniem się dziećmi czy jako element domowej wojny płci o to, kto wykona prace domowe. W tej książce ujmujemy opiekę jako fundament, na którym nie tylko opiera się rodzina, ale także rynek, państwo i kultura.
Książka Gender i ekonomia opieki jest zbiorem tekstów z feministycznej krytyki społecznej, w tym z ekonomii, filozofii, socjologii, nauk politycznych podejmujących krytyczne analizy opieki i reprodukcji społecznej w kontekście neoliberalnej restrukturyzacji, reform ochrony zdrowia, migracji, i kryzysu finansowego. Autorki ugruntowują swoje analizy w doświadczeniach kobiet z Polski, Norwegii, Italii, Holandii, Chile, Argentyny, Brazylii, Azji Południowo-Wschodniej i z Kanady, oraz pokazują związki między tymi doświadczeniami a przemianami politycznymi w skali makro, w tym także jak ruch kobiet odpowiadał na reprywatyzację opieki.
Na spotkaniu przedstawimy omawianie w książce koncepcje pracy opiekuńczej, ekonomii opieki, reprodukcji społecznej. Odniesiemy się do polskiego przykładu pracy pielęgniarek i ich protestów w kontekście reformy zdrowia. Ale rama opieki jest przydatna nie tylko do krytycznej analizy. Feministyczna etyka opieki może być także punktem wyjścia do wyobrażenia sobie państwa, rynku i społeczeństwa, które uznają podstawową rolę opieki, jak i alternatywnych ścieżek rozwoju.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz