17 września 2009

Blok blokowi nierówny

Nowe budownictwo, poza drenowaniem kieszeni osób decydujących się na zamieszkanie w jego obrębie, bardzo często niesie za sobą mankamenty, o których do tej pory nie mówiło się głośno. Nic w tym dziwnego - wszak deweloperom nie zależało na tym, by dużo się mówiło o słabej jakości przestrzeni społecznej, którą gotują w dużej mierze młodym ludziom, zadłużającym się na wiele lat po to, by zdobyć swoje upragnione M. Dopiero od niedawna, gdy z powodu kryzysu ceny metra kwadratowego przestały rosnąć w kierunku wartości zgoła kosmicznych, pojawiła się przestrzeń na szerszą dyskusję na temat tego, jak żyje się w nowo wybudowanych blokach, domach czy apartamentach. Kiedy i same konsumentki i konsumenci zauważyli, że kupno lokum nie jest schwytaniem Boga za nogi, zaczęliśmy (wreszcie) mówić o tym, że bez odpowiedniej infrastruktury życie w tego typu okolicy wcale nie jest takie łatwe.

Oczywiście zawsze możemy powiedzieć, że mogło być gorzej. Z tego punktu widzenia wyszli - tak mi się przynajmniej zdaje - redaktorzy serwisu blog.pl, którzy zapytują, czy lepiej mieszkać w bloku a la Gierek, czy też może na nowoczesnym osiedlu. Nie da się ukryć, że same bloki z wielkiej płyty nie ułatwiają przygotowania w ich obrębie nowoczesnego, przytulnego mieszkania, ale dla chcącego nic trudnego. Wiem, bo sam widziałem efekty reaaranżacji pierwotnej przestrzeni w bloku na warszawskiej Sadybie. Poza tym - na całe szczęście - alternatywy na rynku wtórnym to nie tylko blokowiska, ale też np. niskie i dość przyjazne w mieszkaniu budynki z epoki Gomułki, kamienice... Także tu nie jest różowo, jeśli chodzi o ceny (wynajęcie mieszkania z 2 pokojami o powierzchni 50 mkw. kosztuje na Mokotowie 2,5 tysiąca miesięcznie - przeżyłem ciężki szok...), ale powiedzmy sobie też jasno - nie zawsze istnieje potrzeba posiadania własnego M, wszak w wielu europejskich miastach normą jest stały wynajem po znacznie niższych niż stołeczne cenach, a poziom przyzwyczajenia się do takiego stanu rzeczy jest tak spory, że raczej nie ma co się tam lękać konieczności natychmiastowej wyprowadzki, bo właścicielka/właściciel nagle zmienili plany życiowe... Cóż, co kraj to obyczaj...

Mniejsza jednak o to, przejdźmy do meritum. Zawsze w dyskusjach forowych pod tematami związanymi z mankamentami życia w nowych osiedlach czytam, że narzekający sami są sobie winni. Cóż, kto zna sytuację na rynku mieszkaniowym i rodzimy kontekst kulturowy, ten wie, że posiadanie własnego lokum jest nie tylko marzeniem, ale wręcz synonimem stabilizacji, umożliwiającej planowanie całego życia. W sytuacji braku rozbudowanych programów budownictwa spółdzielczego czy komunalnego brak również mechanizmów rynkowych, które ograniczałyby gwałtowny wzrost cen. W takich warunkach priorytetem staje się kupno dowolnego lokum, a że obietnice deweloperów brzmią kusząco, dajemy sobie wmówić, że nasze osiedle będzie tym jedynym, wyjątkowym i wymarzonym. Często z tych marzeń zostaje furtka zamkniętego osiedla i drobna ilość zieleni w jego środku, a zamiast bezpieczeństwa odczuwa się zmęczenie czy też życie w klatce.

Brak infrastruktury społecznej, która na całym świecie spaja mieszkanki i mieszkańców zarówno w lokalnym, jak i ogólnomiejskim wymiarze grozi nam jeszcze większym niż do tej pory podziałem w obrębie miast, w których żyjemy. Powielanie modelu amerykańskiego - a więc mieszkanie na uboczu rytmu miasta, w często zamkniętym osiedlu, bez pobliskich sklepów, posterunków policji, szpitali, żłobków, przedszkoli, szkół czy komunikacji zbiorowej, które to osiedle opuszcza się samochodem w celu odbycia podróży do galerii handlowej - skrajnie zubaża społeczne interakcje i ogranicza powstawanie kapitału społecznego. Rodzą się w związku z tym spore problemy natury praktycznej, z brakiem wysokiej jakości przestrzeni publicznej na czele. Na szczęście wraz ze wzrostem wykształcenia rosną także aspiracje, co z kolei umożliwia stworzenie poczucia więzi lokalnej społeczności nawet na obszarach nowych blokowisk. Tak bywa także i w Warszawie, kiedy na Ursusie walczy się o przedszkole czy o nową stację kolejki podmiejskiej, a na Białołęce - o park zamiast kolejne tereny budowlane.

Należałoby zastanowić się nad tym, kto odpowiada za planowanie w miastach. W sytuacji, gdy raptem około 20-25% Warszawy pokryta jest planami zagospodarowania przestrzennego, budowlana wolna amerykanka grozi nam dość często. Tymczasem w tego typu planach można zawrzeć np. lokalizację niezbędnej infrastruktury społecznej, o której wspomniałem powyżej. Zastanowić się też należy, w jaki sposób miasto czy poszczególne dzielnice powinny mieć kontrolę nad działaniami deweloperskimi - wszak jeśli budowane jest osiedle na kilka, a nawet kilkanaście tysięcy mieszkanek i mieszkańców, to zasadniczo zmienia ono wygląd okolicy, natężenie ruchu czy też zapotrzebowanie na usługi publiczne. Ważne, by istniała możliwość, by samorząd mógł wymóc na deweloperze przygotowanie przestrzeni, którą później będzie mógł odkupić bądź wynająć na usługi zdrowotne czy edukacyjne. Rzecz jasna na głowie inwestora nie może spocząć pełna odpowiedzialność za niektóre kwestie - nie można od niego oczekiwać np. zapewnienia osiedlu dostępu do komunikacji zbiorowej, to zadanie miasta. Zadanie, z którego wywiązuje się różnie, np. odkładanie budowy trasy tramwajowej z dworca Warszawa Zachodnia do Wilanowa grozi dzielnicy paraliżem wraz z oddawaniem do użytku kolejnych domów mieszkalnych. Białołęka może przynajmniej liczyć na Most Północny, chociaż i tam z tramwajami bywają różne przeboje...

Pamiętajmy zatem - możemy mieć i nowoczesne domy, i wysokiej jakości usługi publiczne. Musimy tylko mieć tego świadomość i stwarzać presję - zarówno na samorząd, jak i na deweloperów - na podjęcie ku temu odpowiednich działań. Część z nich będzie zapewne wymagać np. gwarancji ustawowych, część jednak może być podjęta na bazie dialogu między władzami, inwestorami i przyszłymi mieszkankami i mieszkańcami. Nacisk na władze będzie też konieczny, jeśli chcemy kiedykolwiek widzieć większe ich zaangażowanie w budowanie nowych osiedli w przystępnych cenach.

Brak komentarzy:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...