Spore zainteresowanie towarzyszy powstaniu nowego kanału Grupy ITI. I nic w tym dziwnego - w gruncie rzeczy nie mamy do tej pory całodobowej telewizji, zajmującej się sprawami naszego miasta. Owszem, jest TVP Warszawa, ale parę godzin okienka w ramach TVP Info nie umożliwia znaczącego rozwinięcia skrzydeł. Problem z publiczną telewizją lokalną polega na tym, że największą niezależność miały one wtedy, gdy rynek reklamowy był płytki. Gdy tylko zaczął być coraz bardziej rozbudowany, tendencje centralizujące wzięły górę. I choć TVP Info dobrym kanałem jest, to jednak brakowało czegoś takiego, co rusza już w najbliższy poniedziałek. Zobaczymy, na ile konkurencja będzie sprzyjać poprawie jakości, a na ile pieniądz gorszy będzie wypierał lepszy - staram się jednak być dobrej myśli. Przykład TV Silesia, która zaczęła integrować ze sobą mieszkanki i mieszkańców Górnego Śląska, pozwala mieć tu pewne nadzieje.
Media lokalne są szalenie ważne dla rozwoju dojrzałej demokracji i odpowiedzialnego samorządu. W czasach mediokracji widać wyraźnie, że to one nadają ton debacie publicznej. Wydarzenie, oświadczenie czy pomysł, który nie został opisany w gazecie bądź też sfilmowany na potrzeby telewizji praktycznie nie istnieje. Internet, wbrew pozorom, niewiele tu zmienia - jego zdecentralizowana forma rozprasza oglądalność, a spora grupa informacyjnych portali czerpie wiadomości z tradycyjnych mediów bądź też jest wręcz przez nie posiadana. W takiej sytuacji to, czy dane medium woli interesować się tanimi sensacjami, czy też poważną debatą, np. na temat zagospodarowania centrum miasta, ma kolosalne znaczenie - także dla sposobu działania wszelakich formacji politycznych.
Jeśli zatem medium X woli od zajęcia się dajmy na to Stołeczną Polityką Klimatyczną poświęcić swój czas lub miejsce na łamach przepychankom o nazwę Placu Defilad, wtedy jesteśmy wobec tego faktu bezradni i nie pozostaje nam nic innego, jak przyjąć to do wiadomości. Nie to, żeby na ostatniej konferencji było mało dziennikarzy - wręcz przeciwnie - chodzi o uzmysłowienie pewnego faktu. Dzięki postępującej koncentracji kapitału w mediach coraz więcejlokalnych rozgłośni staje się tylko drobnymi pasemkami programowymi w większej sieci, a od tego, czy jeden dziennikarz bądź dziennikarka przyjdzie lub nie często zależy, czy będzie się obecnym w trzech rozgłośniach czy też w żadnej. Konkurencja niestety się zmniejsza, zatem gra toczyć się zaczyna o coraz większą stawkę.
Przykład? Proszę bardzo - artykuł w "Wyborczej" oiznacza także obecność na stronach portalu tejże. Wywiad dla Radia Zet może później być wykorzystany w Chilli Zet, Radiu Plus lub też lokalnej Planecie, jeśli zainteresuje się sprawą. Życie Warszawy to już nie tylko samodzielna gazeta, ale także wkładka w "Rzeczpospolitej". Eska to także Eska Rock i VOX FM... I tak dalej, i tak dalej - tak więc od polityki redakcyjnej i tego, jakie tematy i sposób ich przedstawiania jest aktualnie na czasie zależy dużo, a komunikacja na linii polityczka/polityk - obywatelka/obywatel, zapośredniczona przez media, nie jest wcale lekką, łatwą i przyjemną.
Brakuje nam niestety debaty o polityce samorządowej z szerszym spojrzeniem. Dużo miejsca zajmują pojedyncze, bulwersujące niekiedy sprawy, jednak jednocześnie zbyt rzadko dyskutuje się o nich poprzez holistyczne uwzględnienie aktualnej polityki miejskiej. Nie jest oczywiście beznadziejnie - są w końcu dajmy na to akcje tematyczne czy debaty, organizowane przez poszczególne media (głównie papierowe). W dużej mierze jednak brak (przynajmniej mi osobiście) świeżego spojrzenia, dopuszczenia do dyskusji większej liczby opinii i nowych głosów. Ograniczona przestrzeń - czy to wizji, czy też papieru - często prowadzi do kuriozalnych skrótów myślowych, w których punkt widzenia strony do nas przemawiającej zostaje dość radykalnie wykrzywiony. Sam miałem możliwość przekonać się o tym, kiedy komentując plany zabudowania terenów zielonych na Białołęce i mówiąc o zrównoważonym rozwoju, zostałem... specjalistą od bobrów i nietoperzy. Bo czym innym miałby niby zajmować się Zielony 2004?
Pojawiają się jednak coraz to nowe, coraz to ciekawsze formy wyrazu, które umożliwiają łatwiejszy obieg myśli. Blog, na małą skalę, mimo wszystko znacząco pomaga w komunikacji. Bezpłatne gazetki dzielnicowe mają pole rażenia, którego jeszcze się nie docenia, ale już dziś dość mocno potrafią one (jeśli rzecz jasna chcą) zatrząsnąć lokalną polityką. Tradycyjne media będą musiały brać to pod uwagę i bardzo możliwe, że dzisiejsze debaty np. na temat centrum miasta albo Krakowskiego Przedmieścia są efektem tego, że dziś krótkie informacje można spokojnie znaleźć w sieci. Skoro tak, to czytelniczki i czytelnicy lokalnych wydań gazet poszukiwać będą raczej pogłębionej analizy i ciekawych spojrzeń. Jeśli Warszawa, dzięki swojemu rynkowi reklamowemu i faktowi, że koncerny medialne jednak uważają za celowe prowadzenie różnych dodatków lokalnych, będzie to prowodyrką zmian, które następnie wzmocnią jakość debaty samorządowej w całej Polsce, to nie pozostanie mi nic innego, jak tylko cieszyć się i gratulować.
Media lokalne są szalenie ważne dla rozwoju dojrzałej demokracji i odpowiedzialnego samorządu. W czasach mediokracji widać wyraźnie, że to one nadają ton debacie publicznej. Wydarzenie, oświadczenie czy pomysł, który nie został opisany w gazecie bądź też sfilmowany na potrzeby telewizji praktycznie nie istnieje. Internet, wbrew pozorom, niewiele tu zmienia - jego zdecentralizowana forma rozprasza oglądalność, a spora grupa informacyjnych portali czerpie wiadomości z tradycyjnych mediów bądź też jest wręcz przez nie posiadana. W takiej sytuacji to, czy dane medium woli interesować się tanimi sensacjami, czy też poważną debatą, np. na temat zagospodarowania centrum miasta, ma kolosalne znaczenie - także dla sposobu działania wszelakich formacji politycznych.
Jeśli zatem medium X woli od zajęcia się dajmy na to Stołeczną Polityką Klimatyczną poświęcić swój czas lub miejsce na łamach przepychankom o nazwę Placu Defilad, wtedy jesteśmy wobec tego faktu bezradni i nie pozostaje nam nic innego, jak przyjąć to do wiadomości. Nie to, żeby na ostatniej konferencji było mało dziennikarzy - wręcz przeciwnie - chodzi o uzmysłowienie pewnego faktu. Dzięki postępującej koncentracji kapitału w mediach coraz więcejlokalnych rozgłośni staje się tylko drobnymi pasemkami programowymi w większej sieci, a od tego, czy jeden dziennikarz bądź dziennikarka przyjdzie lub nie często zależy, czy będzie się obecnym w trzech rozgłośniach czy też w żadnej. Konkurencja niestety się zmniejsza, zatem gra toczyć się zaczyna o coraz większą stawkę.
Przykład? Proszę bardzo - artykuł w "Wyborczej" oiznacza także obecność na stronach portalu tejże. Wywiad dla Radia Zet może później być wykorzystany w Chilli Zet, Radiu Plus lub też lokalnej Planecie, jeśli zainteresuje się sprawą. Życie Warszawy to już nie tylko samodzielna gazeta, ale także wkładka w "Rzeczpospolitej". Eska to także Eska Rock i VOX FM... I tak dalej, i tak dalej - tak więc od polityki redakcyjnej i tego, jakie tematy i sposób ich przedstawiania jest aktualnie na czasie zależy dużo, a komunikacja na linii polityczka/polityk - obywatelka/obywatel, zapośredniczona przez media, nie jest wcale lekką, łatwą i przyjemną.
Brakuje nam niestety debaty o polityce samorządowej z szerszym spojrzeniem. Dużo miejsca zajmują pojedyncze, bulwersujące niekiedy sprawy, jednak jednocześnie zbyt rzadko dyskutuje się o nich poprzez holistyczne uwzględnienie aktualnej polityki miejskiej. Nie jest oczywiście beznadziejnie - są w końcu dajmy na to akcje tematyczne czy debaty, organizowane przez poszczególne media (głównie papierowe). W dużej mierze jednak brak (przynajmniej mi osobiście) świeżego spojrzenia, dopuszczenia do dyskusji większej liczby opinii i nowych głosów. Ograniczona przestrzeń - czy to wizji, czy też papieru - często prowadzi do kuriozalnych skrótów myślowych, w których punkt widzenia strony do nas przemawiającej zostaje dość radykalnie wykrzywiony. Sam miałem możliwość przekonać się o tym, kiedy komentując plany zabudowania terenów zielonych na Białołęce i mówiąc o zrównoważonym rozwoju, zostałem... specjalistą od bobrów i nietoperzy. Bo czym innym miałby niby zajmować się Zielony 2004?
Pojawiają się jednak coraz to nowe, coraz to ciekawsze formy wyrazu, które umożliwiają łatwiejszy obieg myśli. Blog, na małą skalę, mimo wszystko znacząco pomaga w komunikacji. Bezpłatne gazetki dzielnicowe mają pole rażenia, którego jeszcze się nie docenia, ale już dziś dość mocno potrafią one (jeśli rzecz jasna chcą) zatrząsnąć lokalną polityką. Tradycyjne media będą musiały brać to pod uwagę i bardzo możliwe, że dzisiejsze debaty np. na temat centrum miasta albo Krakowskiego Przedmieścia są efektem tego, że dziś krótkie informacje można spokojnie znaleźć w sieci. Skoro tak, to czytelniczki i czytelnicy lokalnych wydań gazet poszukiwać będą raczej pogłębionej analizy i ciekawych spojrzeń. Jeśli Warszawa, dzięki swojemu rynkowi reklamowemu i faktowi, że koncerny medialne jednak uważają za celowe prowadzenie różnych dodatków lokalnych, będzie to prowodyrką zmian, które następnie wzmocnią jakość debaty samorządowej w całej Polsce, to nie pozostanie mi nic innego, jak tylko cieszyć się i gratulować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz