Wiecie, jak zniszczyć dobry, sprawnie działający transport publiczny w miastach? To proste: wprowadzamy naszych ludzi do zarządów spółek transportowych. Za ich przyczyną niepostrzeżenie eliminuje się z rozkładu pewne kursy. Wozy jeżdżą rzadziej, więc linia staje staje się mniej atrakcyjna. Pasażerów ubywa. Skoro tak, to mamy argument, aby usuwać kolejne kursy, a w końcu ją zlikwidować. Tak postępujemy z kolejnymi liniami. Dochody z przejazdów spadają, obniża się rentowność firmy, więc mamy pretekst do podniesienia cen za bilety. To – rzecz jasna – tym bardziej zmniejsza zainteresowanie komunikacją zbiorową, co umożliwia nam likwidację kolejnych linii. Aż do całkowitego unicestwienia transportu publicznego.
Po co to robimy? To jasne: żeby wprowadzić do powszechnego użytku produkowany przez nas indywidualny samochód. Żeby ludzie mieli poczucie, że bez niego nie da się żyć.
No dobrze. Ludzie jeżdżą naszymi autami. Ale im więcej nimi jeżdżą, tym ciaśniej robi się na drogach. W końcu samochody częściej stoją, niż jadą. Dojazdy do i z pracy trwają godzinami. Co robimy? Za pomocą mediów, billboardów itp. przekonujemy i tak już podminowanych użytkowników aut, że powinni się domagać rozbudowy autostrad. Organizujemy serię społecznych konsultacji, na których występują nasi agenci. W rezultacie zorganizowanego przez nas społecznego nacisku uzyskujemy właściwy zapis prawny: wszystkie środki za korzystanie z dróg są przeznaczone na budowę nowych. Brawo! Popytu na nasze auta długo nie zabraknie. A że nawet wielopasmowe autostrady w końcu się korkują? Tym lepiej! Budujemy kolejne! Przybędzie następnych użytkowników aut!
Przepis jest sprawdzony. Bo tak właśnie od lat 20. ub. wieku postępuje w USA firma General Motors. Prezentuje to film „Wpuszczeni w korek”, który oglądaliśmy w biurze Zielonych na ostatnim spotkaniu Zielonej Sitwy Transportowej.
Zielona Sitwa Transportowa to nieformalne porozumienie warszawskich środowisk działających na rzecz zrównoważonego transportu w naszym mieście. Oprócz Zielonych 2004 w jego skład wchodzą przedstawiciele Obywatelskiego Ruchu na Rzecz Obwodnicy Pozamiejskiej NIE PRZEZ MIASTO, Ekologicznego Ursynowa, Masy Krytycznej, Zielonego Mazowsza, Stowarzyszenia Elektryków Polskich i in.
My w Polsce jesteśmy obecnie mniej więcej na tym etapie, co USA w latach 70. Domagamy się budowy sieci autostrad, przekonani, że to rozwiąże problemy transportu. A przecież każda nowa droga nie tylko rozładowuje ruch dotychczasowy, ale i generuje nowy – w proporcji 1:1,2!
- Rozwiązywanie problemów transportu za pomocą budowy dróg to jak walka z otyłością za pomocą popuszczania pasa – zauważył celnie jeden z widzów, Marek Kobus z ruchu NIE PRZEZ MIASTO.
Myślicie, że Zieloni Sitwiarze walczą z dominacją aut z zazdrości, bo sami ich nie mają? Mylicie się. Mają, a w każdym razie niektórzy z nas. Ale używają ich rozumnie, tzn. oszczczędnie. Na co dzień jeżdżą metrem, tramwajem lub rowerem. A gdzie można – chodzą pieszo.
Człowiek w wersji General Motors to istota, którego najważniejszą życiową funkcją jest przemieszczanie się w przestrzeni w zamkniętym blaszanym pudle. I taką wizję życia skutecznie zdołano narzucić i nam, w Polsce. Przekonano nas, że tak jest cool. Skutki: rzeki aut pełznące czkawką (dwa metry... stop... trzy metry... stop) głównymi arteriami, nie nadające się do oddychania powietrze, chodniki i podwórka szczelnie zastawione parkującymi samochodami... i podwyżka cen biletów w komunikacji miejskiej tej wiosny! Mówi wam to coś?
Kto więc nas wpuszcza w korek – tu, w Warszawie? Jak myślicie?
Po co to robimy? To jasne: żeby wprowadzić do powszechnego użytku produkowany przez nas indywidualny samochód. Żeby ludzie mieli poczucie, że bez niego nie da się żyć.
No dobrze. Ludzie jeżdżą naszymi autami. Ale im więcej nimi jeżdżą, tym ciaśniej robi się na drogach. W końcu samochody częściej stoją, niż jadą. Dojazdy do i z pracy trwają godzinami. Co robimy? Za pomocą mediów, billboardów itp. przekonujemy i tak już podminowanych użytkowników aut, że powinni się domagać rozbudowy autostrad. Organizujemy serię społecznych konsultacji, na których występują nasi agenci. W rezultacie zorganizowanego przez nas społecznego nacisku uzyskujemy właściwy zapis prawny: wszystkie środki za korzystanie z dróg są przeznaczone na budowę nowych. Brawo! Popytu na nasze auta długo nie zabraknie. A że nawet wielopasmowe autostrady w końcu się korkują? Tym lepiej! Budujemy kolejne! Przybędzie następnych użytkowników aut!
Przepis jest sprawdzony. Bo tak właśnie od lat 20. ub. wieku postępuje w USA firma General Motors. Prezentuje to film „Wpuszczeni w korek”, który oglądaliśmy w biurze Zielonych na ostatnim spotkaniu Zielonej Sitwy Transportowej.
Zielona Sitwa Transportowa to nieformalne porozumienie warszawskich środowisk działających na rzecz zrównoważonego transportu w naszym mieście. Oprócz Zielonych 2004 w jego skład wchodzą przedstawiciele Obywatelskiego Ruchu na Rzecz Obwodnicy Pozamiejskiej NIE PRZEZ MIASTO, Ekologicznego Ursynowa, Masy Krytycznej, Zielonego Mazowsza, Stowarzyszenia Elektryków Polskich i in.
My w Polsce jesteśmy obecnie mniej więcej na tym etapie, co USA w latach 70. Domagamy się budowy sieci autostrad, przekonani, że to rozwiąże problemy transportu. A przecież każda nowa droga nie tylko rozładowuje ruch dotychczasowy, ale i generuje nowy – w proporcji 1:1,2!
- Rozwiązywanie problemów transportu za pomocą budowy dróg to jak walka z otyłością za pomocą popuszczania pasa – zauważył celnie jeden z widzów, Marek Kobus z ruchu NIE PRZEZ MIASTO.
Myślicie, że Zieloni Sitwiarze walczą z dominacją aut z zazdrości, bo sami ich nie mają? Mylicie się. Mają, a w każdym razie niektórzy z nas. Ale używają ich rozumnie, tzn. oszczczędnie. Na co dzień jeżdżą metrem, tramwajem lub rowerem. A gdzie można – chodzą pieszo.
Człowiek w wersji General Motors to istota, którego najważniejszą życiową funkcją jest przemieszczanie się w przestrzeni w zamkniętym blaszanym pudle. I taką wizję życia skutecznie zdołano narzucić i nam, w Polsce. Przekonano nas, że tak jest cool. Skutki: rzeki aut pełznące czkawką (dwa metry... stop... trzy metry... stop) głównymi arteriami, nie nadające się do oddychania powietrze, chodniki i podwórka szczelnie zastawione parkującymi samochodami... i podwyżka cen biletów w komunikacji miejskiej tej wiosny! Mówi wam to coś?
Kto więc nas wpuszcza w korek – tu, w Warszawie? Jak myślicie?
2 komentarze:
Tak niestety jest. Podobnie jesteśmy wpuszczani w maliny w innych dziedzinach życia z tych samych powodów - ZYSK ponad WSZYSTKO...
W Polsce widać to doskonale w sferze religijnej - dawajcie datki na kościół (np. z budżetu Państwa na Świątynię Opatrzności), a dostaniecie nowiutkie "autostrady do Nieba"...
Jakie celne skojarzenie - autostrady do nieba:)
Nawiasem mówiąc, jesienią uczestniczyłam w Forum Zrównoważonego Transportu, organizowanym przez Ministerstwo Środowiska. Prezentowano tam doświadczenia kopenhaskie (http://transinfo.pl/text.php?id=20754&from=tag)
W Polsce to samo próbuje (z dobrym skutkiem) robić Gdańsk (z inicjatywy, o dziwo, PO-wskiego wiceprezydenta Macieja Lisickiego!) (http://www.slideshare.net/miastowruchu/zrwnowaony-transport-w-gdasku-presentation)
A więc można, jak się chce! DLACZEGO NIE MOŻNA W WARSZAWIE???
Prześlij komentarz