18 października 2008

Marzenia do spełnienia

Wszystko to, co chciałbym na tym świecie widzieć zrobione, nie zmieściłoby się raczej w poście typowej długości. No, chyba, że przybrałby on formę rezolucji Europejskiej Partii Zielonych (z niecierpliwością czekam na pełen, przyjęty przez EPZ tekst dotyczący polityki społecznej, którym chciałbym się z Wami po przetłumaczeniu podzielić). Ponieważ jednak o Warszawie bywa tutaj ostatnimi czasu głównie przy okazji przyklejania stanowisk koła bądź też wtrętów do postów o dużo bardziej ogólnej natury, postanowiłem tym razem przygotować sobie listę wszystkiego tego, co przydałoby się, aby w naszym mieście żyło się lepiej. Nie mam pojęcia, kiedy niektórych z tych postulatów przyjdzie nam się doczekać, ale bądźmy dobrej myśli. Zapnijcie pasy, bo zaczynamy podróż do krainy wyglądającej niczym jakieś science-fiction, niestety...:

- Chciałbym, żebyśmy w końcu zaczęli korzystać z istniejącej infrastruktury transportowej, zamiast chełpić się budową nowej. Olbrzymia trakcja kolejowa w stolicy w ogóle nie jest wykorzystywana, a średnio raz na pół roku włodarze i włodarki miasta przypominają sobie, że ona istnieje i że chcieliby z niej skorzystać, po czym... następuje cisza, by za pół roku znów roztoczyć wizję wielkich zmian, jakie czekają nas już za parę chwil. Czasem dorobi się coś jeszcze do tych pomysłów, tak jak kolejkę z Lotniska Chopina do Modlina, a nawet, uwaga, trzecią linię metra, biegnącą z pół kilometra od drugiej, której jak nie było, tak nie ma. Byłoby to nawet zabawne w jakimś amerykańskim sitcomie o nieudolnych władzach fikcyjnej metropolii, ale w Warszawie, coraz bardziej zakorkowanej, boli.

- Chciałbym zobaczyć panele słoneczne na urzędach miasta i na budynkach należących do miasta, redukujące koszty energii i stanowiące dobry wzór dla mieszkanek i mieszkańców. Przyjaźniejsze urzędy - najlepiej także w sieci, żeby można było bez wychodzenia z domu, redukując swój ślad węglowy, spokojnie załatwić jak najwięcej spraw, miast stać w kolejkach tudzież zwalniać się z pracy. Cóż, do tego przydałby się darmowy dostęp do Internetu dla każdej i każdego, a naszemu miasto po raz kolejny udało się uniknąć tego typu działania, za każdym razem zasłaniając się nieco innymi problemami. Inne europejskie metropolie instalują swoje wirualne alter ega w grach sieciowych, takich jak Second Life, Warszawa siedzi w swoim grajdołku i woli skupić się na budowaniu wieżowców, sądząc, że jak zgodzi się na 20, to będzie wtedy metropolią. Chciałbym władze miasta zmartwić - w taki sposób metropolią nikt się nie staje.

- Chciałbym, żeby tereny zielone w mieście zostały terenami zielonymi. Niektóre, owszem, warto zrewitalizować, ale trudno mi za rewitalizację uznać stawianie wieżowca w Parku Świętokrzyskim. Podobnych konfliktów w mieście jest sporo - by wspomnieć chociażby boje o kształt Parku pod Skocznią, walkę z planami Tesco zrobienia na Kabatach kolejnego megacentrum handlowego albo też boje o Lasek Bielański. Stosuję tu bojową frazeologię, bo z miastem naszym kochanym trzeba niekiedy ostro się spierać, żeby choćby szczątkowo uwzględniało konstytucyjną zasadę zrównoważonego rozwoju. Gdyby było inaczej, nie musielibyśmy walczyć ładnych parę miesięcy razem z przedsiębiorstwem społecznym EKON o działkę, na której niepełnosprawni mogliby segregować odpady.

- Chciałbym miasto dla ludzi. Trudno mi za takowe uznać Warszawę, w której połowę (jak nie więcej) budynków szczelnie zasłaniają wielkie płachty reklamowe. My w tej sprawie napisaliśmy stanowisko już ponad rok temu, a na jego bazie powstała notka na tego bloga, do dziś dość często oglądana. I co? Minęło z 250 notek i nadal czekamy. Coś wprawdzie się rusza z miejsca, ale nadal jakoś tak leniwie, szczęśliwie ciut szybciej niż wspomniana powyżej druga linia metra. Tracimy przestrzeń publiczną, tak jak na Placu Wilsona, a nie potrafimy stworzyć nowej, jak w centrum miasta albo na Placu Piłsudskiego. Marzę, by to się zmieniło i wieczorem miasto tętniło życiem i nieco zwolniło tempa, pozwalając się delektować wspólnymi chwilami ze znajomymi czy przyjaciółkami/przyjaciółmi.

- Chciałbym miasta bez barier. Miasta, w którym metro jest przyjazne niepełnosprawnym, a osoba z lub na wózku ma jak przejść z peronu PKP do centrum miasta bez konieczności proszenia o pomoc. Przydałoby się wiele przedszkoli, które umożliwiłyby mamom pracę i ogólnie rzecz biorąc - życie, a nie zamykały je w domu. Chciałbym, by Warszawa zobaczyła w końcu swoje mniejszości wszelkiego typu - w tym i etniczne - i zaczęła cenić różnorodność, źródło kreatywności i bogactwa. Chciałbym, by ta różnorodność przekładała się na większy wpływ ludzi na ich otoczenie - chociażby poprzez konsultacje społeczne - i na globalną współpracę nie tylko z miastami bogatej Północy, ale i Globalnego Południa.

Na pięciu "chceniach" chyba poprzestanę. W dużym skrócie obejmują one znaczną część zielonej polityki i jej widzenia świata. Nie ma tu miejsca na militaryzm czy na dyskryminację. Nie ma tu nienawiści i szczucia na siebie zwykłych ludzi. Jest za to przestrzeń na zmianę jakościową, której wszyscy potrzebujemy. Naszej egzystencji nie poprawią ani kłótnie na linii Kaczyński-Tusk, ani też dekomunizowanie ulic. Potrzeba nam w trybie pilnym świeżego spojrzenia na rzeczywistość. Mam nadzieję, że dożyję czasów, w których moje marzenia będą mogły się spełnić - z pożytkiem dla nas wszystkich.

2 komentarze:

ith pisze...

Dodałbym jeszcze zanik innych barier, tych istniejących fizycznie. Mam na myśli osiedla zamknięte. Jestem ich fanatycznym przeciwnikiem gdzieś od połowy lat 90-tych kiedy na "betonowym lotnisku", które swego czasu było placem zabaw powstało jedno z nich. Wydłużyło mi to drogę na przystanek autobusowy dwukrotnie.
Ale chodzi przecież nie tylko o wygodę...

Beniex pisze...

Ah, grodzone osiedla to w ogóle temat na osobną epopeję. Ale owszem, miasto bez i takich barier byłoby dużo zdrowsze dla nas wszystkich.

Pozdrawiam

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...