Kto to jest człowiek? W czasach zamętu, z jakimi mamy do czynienia w tym momencie, zadawanie tego pytania wydaje się być szaleństwem. Panie, mówią, kryzys wszędzie, a Pan mi tu z filozofiami jakimiś? A i owszem. Z prostego powodu - w ustaleniu znaczenia tego słowa tkwi klucz do tego, jaką politykę wolimy prowadzić. Czy zostawimy kogoś na pastwę losu, czy też dążymy do globalnej sprawiedliwości? Czy chcemy narzucać nasz tryb życia wszystkiemu i wszystkim, czy też gotowi jesteśmy na realną pomoc rozwojową, która wydźwignie miliony ludzi z biedy? Czy jesteśmy skłonni nieustannie powtarzać wytarty slogan o "dawaniu wędki, zamiast ryby" w sytuacji, kiedy mamy przed sobą osobę, która nie ma jak tą wędką łowić, bo albo nie ma rąk i nóg, albo zbiornik z rybami jest odgrodzony? Te banalne pytania są niezwykle ważne, bowiem dają do myślenia. Bez myślenia o aktualnej rzeczywistości i możliwości jej korekty na bardziej ludzką nie będzie zmian, a ambitne Milenijne Cele Rozwoju ONZ nadal będą dalekie od spełnienia.
Na biedę możemy popatrzeć w dwóch kontekstach - lokalnym i globalnym. Ubóstwo, tak jak zmiany klimatyczne, nie zna bowiem granic, a kompromitujący się na naszych oczach neoliberalizm tylko ten proces ułatwiał. Zmiana na skalę planetarną jest możliwa tylko wtedy, kiedy niegdysiejsze kolonialne potęgi przyznają się do tego, że latami pracowały na dzisiejszą biedę niegdyś dostatnich społeczności. Kiedy ktoś dziś wyraża zaniepokojenie rosnącą rolą gospodarek Chin i Indii zapomina, że dopiero dziś, powoli powracają one do stanu z czasów poprzedzających kolonialny wyzysk niemal całego "cywilizowanego" świata. Egoistyczne interesy poszczególnych państw "globalnej Północy" do dziś sprawiają, że nie są w stanie spełnić swych międzynarodowych zobowiązań i kierować 0,7% swoich PKB na realną politykę rozwojową. Zamiast tego wolą inwestować więcej w swoje dotowane, produkujące metan krowy i krzyczeć o "wolnym rynku", wolnym aż do czasu, kiedy nie chodzi o rynek własny...
Jednocześnie od czasów Reagana i Thatcher trwa odwrót od troski o równomierny rozwój własnych społeczeństw. W latach 50. XX wieku wzrost płac był mniej więcej równomierny we wszystkich klasach amerykańskiego społeczeństwa. Dziś nożyce płacowe rozwarte są tam jak nigdy wcześniej, a gdyby wybory wygrał McCain ten trend mógłby rozszerzyć się jeszcze bardziej z powodu planów na wielkie cięcia podatkowe - największe, rzecz jasna, dla najbogatszych. Jego rywal, Obama, po raz pierwszy od lat daje nadzieję na choć trochę bardziej sprawiedliwe społeczeństwo. Obiecując mniejsze obciążenia podatkowe dla uboższych i większe - dla bogatszych, występując przeciwko narodowym stowarzyszeniom zwolenników broni palnej, mówiąc wyraźnie o inwestowaniu w nową, odnawialną energetykę, wydaje się być progresywnym kandydatem na czasy wychodzenia z polityki, która cofała nas wszystkich.
Ameryka to jednak jedno, zaś Polska - to drugie. Powoli zbliżamy się do 20. rocznicy Okrągłego Stołu. Okres transformacji do tej pory był "opowieścią jednego aktora", a wszelki krytycyzm co do wówczas podjętej linii przemian metkowany jest jako "populistyczny". Pojawia się jednak coraz bardziej znacząca opozycja do takiego przedstawiania dziejów, a planowana książka profesora Tadeusza Kowalika na ten temat ma szanse wstrząsnąć polskim życiem politycznym. Przypomnijmy sobie, jak potraktowano sławetne PGRy - u naszych południowych sąsiadów utworzono z nich spółdzielnie i przetrwały, u nas nie było na nie żadnego planu. Polityka socjalna po dziś dzień raczej gwarantuje marną egzystencję niż w jakikolwiek sposób aktywizuje. Poziom źle dystrybuowanych środków bywa niepokojący, a brak pomysłu na zmianę zamiatany jest pod dywan złożony z haseł typu "kastracja pedofili".
Czy może być inaczej - a jeśli tak, to jak? Na tym blogu padało już wiele liczb, nie chcę zatem, by był to tekst głównie z nich złożony. Dziś mamy światowy Blog Action Day - w ten właśnie dzień tysiące blogerek i blogerów decyduje się pisać na temat roku, którym tym razem jest bieda. Tysiące spojrzeń i tysiące perspektyw może nam wszystkim pomóc wyrobić sobie zdanie i pokazać, że zwykli ludzie mają nierzadko ciekawsze pomysły (i więcej empatii) w porównaniu do decydentów. Napawa to nadzieją na dożycie lepszego jutra.
Jeśli pytać się mnie, co można zrobić, odpowiadam - działać. Mądrze wybierać produkty w sklepie, stając się świadomym konsumentem/konsumentką. Szarpnąć się czasem na produkt Fair Trade. Ograniczać kupno produktów z państw, łamiących prawa człowieka. Głosować na formacje, którym nie jest wszystko jedno. Które zamiast inwestować nasze wspólne pieniądze w wojnę, będą przeznaczać je na pokój. Wspierać będą wprowadzenie podatku Tobina, stabilizującego rynki finansowe, od których zależą miliony miejsc pracy. Ludzi, którzy nie będą udawać, że wysłanie statku czy pieniędzy na inny kontynent wystarczy, a będą dbać o sprawiedliwą dystrybucję pomocy i o to, by społeczności na całym świecie miały szanse stawać się samowystarczalne. Ludzi dbających o środowisko i o osoby potrzebujące we własnym kraju, nie czekające na mityczne "ścieknięcie bogactwa". Inwestujące w społeczeństwo wiedzy i wysokiej jakości usługi publiczne.
To wszystko jest możliwe pod jednym warunkiem - że będziemy w to wierzyli.
Na biedę możemy popatrzeć w dwóch kontekstach - lokalnym i globalnym. Ubóstwo, tak jak zmiany klimatyczne, nie zna bowiem granic, a kompromitujący się na naszych oczach neoliberalizm tylko ten proces ułatwiał. Zmiana na skalę planetarną jest możliwa tylko wtedy, kiedy niegdysiejsze kolonialne potęgi przyznają się do tego, że latami pracowały na dzisiejszą biedę niegdyś dostatnich społeczności. Kiedy ktoś dziś wyraża zaniepokojenie rosnącą rolą gospodarek Chin i Indii zapomina, że dopiero dziś, powoli powracają one do stanu z czasów poprzedzających kolonialny wyzysk niemal całego "cywilizowanego" świata. Egoistyczne interesy poszczególnych państw "globalnej Północy" do dziś sprawiają, że nie są w stanie spełnić swych międzynarodowych zobowiązań i kierować 0,7% swoich PKB na realną politykę rozwojową. Zamiast tego wolą inwestować więcej w swoje dotowane, produkujące metan krowy i krzyczeć o "wolnym rynku", wolnym aż do czasu, kiedy nie chodzi o rynek własny...
Jednocześnie od czasów Reagana i Thatcher trwa odwrót od troski o równomierny rozwój własnych społeczeństw. W latach 50. XX wieku wzrost płac był mniej więcej równomierny we wszystkich klasach amerykańskiego społeczeństwa. Dziś nożyce płacowe rozwarte są tam jak nigdy wcześniej, a gdyby wybory wygrał McCain ten trend mógłby rozszerzyć się jeszcze bardziej z powodu planów na wielkie cięcia podatkowe - największe, rzecz jasna, dla najbogatszych. Jego rywal, Obama, po raz pierwszy od lat daje nadzieję na choć trochę bardziej sprawiedliwe społeczeństwo. Obiecując mniejsze obciążenia podatkowe dla uboższych i większe - dla bogatszych, występując przeciwko narodowym stowarzyszeniom zwolenników broni palnej, mówiąc wyraźnie o inwestowaniu w nową, odnawialną energetykę, wydaje się być progresywnym kandydatem na czasy wychodzenia z polityki, która cofała nas wszystkich.
Ameryka to jednak jedno, zaś Polska - to drugie. Powoli zbliżamy się do 20. rocznicy Okrągłego Stołu. Okres transformacji do tej pory był "opowieścią jednego aktora", a wszelki krytycyzm co do wówczas podjętej linii przemian metkowany jest jako "populistyczny". Pojawia się jednak coraz bardziej znacząca opozycja do takiego przedstawiania dziejów, a planowana książka profesora Tadeusza Kowalika na ten temat ma szanse wstrząsnąć polskim życiem politycznym. Przypomnijmy sobie, jak potraktowano sławetne PGRy - u naszych południowych sąsiadów utworzono z nich spółdzielnie i przetrwały, u nas nie było na nie żadnego planu. Polityka socjalna po dziś dzień raczej gwarantuje marną egzystencję niż w jakikolwiek sposób aktywizuje. Poziom źle dystrybuowanych środków bywa niepokojący, a brak pomysłu na zmianę zamiatany jest pod dywan złożony z haseł typu "kastracja pedofili".
Czy może być inaczej - a jeśli tak, to jak? Na tym blogu padało już wiele liczb, nie chcę zatem, by był to tekst głównie z nich złożony. Dziś mamy światowy Blog Action Day - w ten właśnie dzień tysiące blogerek i blogerów decyduje się pisać na temat roku, którym tym razem jest bieda. Tysiące spojrzeń i tysiące perspektyw może nam wszystkim pomóc wyrobić sobie zdanie i pokazać, że zwykli ludzie mają nierzadko ciekawsze pomysły (i więcej empatii) w porównaniu do decydentów. Napawa to nadzieją na dożycie lepszego jutra.
Jeśli pytać się mnie, co można zrobić, odpowiadam - działać. Mądrze wybierać produkty w sklepie, stając się świadomym konsumentem/konsumentką. Szarpnąć się czasem na produkt Fair Trade. Ograniczać kupno produktów z państw, łamiących prawa człowieka. Głosować na formacje, którym nie jest wszystko jedno. Które zamiast inwestować nasze wspólne pieniądze w wojnę, będą przeznaczać je na pokój. Wspierać będą wprowadzenie podatku Tobina, stabilizującego rynki finansowe, od których zależą miliony miejsc pracy. Ludzi, którzy nie będą udawać, że wysłanie statku czy pieniędzy na inny kontynent wystarczy, a będą dbać o sprawiedliwą dystrybucję pomocy i o to, by społeczności na całym świecie miały szanse stawać się samowystarczalne. Ludzi dbających o środowisko i o osoby potrzebujące we własnym kraju, nie czekające na mityczne "ścieknięcie bogactwa". Inwestujące w społeczeństwo wiedzy i wysokiej jakości usługi publiczne.
To wszystko jest możliwe pod jednym warunkiem - że będziemy w to wierzyli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz