Migranci z Haiti, fot. Wikimedia Commons |
Na tle tysiącletniej
historii Polski jej jednolita struktura narodowa w ostatnich 50-u
latach budzi co najmniej zdziwienie. Polska Jagiellonów to ojczyzna
Polaków, Żydów, Niemców, Litwinów, Rusinów i Ukraińców. II
Rzeczpospolita to kraj żyjących obok siebie mniejszości narodowych
(jeżeli konserwatywny sen o powrocie do dawnej Polski miałby się
kiedyś ziścić, to najprawdopodobniej nie byłby on tym, o czym
marzą piewcy jedności narodowej). Choć kraj nad Wisłą nie
przypomina już wielonarodowej mozaiki kultur, to wciąż pozostała
w nas duma płynąca z wielowiekowej tradycji tolerancji. Jeżeli
jesteśmy więc dumni z Polski i z Polaków, to przede wszystkim ze
względu na nasz stosunek do innych.
Pytanie brzmi jednak: czy
jeszcze mamy z czego być dumni? Pytanie o tyle istotne, ponieważ
implikuje, że być może zaprzepaściliśmy i zaprzepaszczamy tysiąc
lat postępu cywilizacyjnego. Jeżeli ktoś wierzy jeszcze w
historyczny postęp, to być może powinien w tym miejscu
zweryfikować swoje przekonania.
Pytania o stosunek
Polaków i państwa polskiego do imigrantów i innych kultur, o
jakość życia imigrantów i imigrantek w Polsce stanowiło m.in.
przedmiot debaty
zorganizowanej przez warszawskie koło Zielonych, która odbyła się
18 lipca w Zielonym Centrum Marszałkowska 1. Rozmawiano na nim o
wielonarodowej kulturze oraz etycznych i prawnych podstawach dla
współistnienia kultur. Spotkaniu towarzyszył pokaz filmów
dokumentalnych, m.in. poruszającego obrazu „Inguska narzeczona”
w reżyserii Joanny Turowicz. W debacie udział wzięli: Krystyna
Starczewska, dyrektorka 20 Społecznego Gimnazjum w Warszawie przy
ul. Raszyńskiej, reżyserki prezentowanych filmów dokumentalnych,
Joanna Turowicz i Magdalena Mosiewicz oraz koordynatorka projektów z
Fundacji Inna Przestrzeń, Narmina Hebanowska. Spotkanie poprowadził
Adam Ostolski, socjolog, felietonista „Przekroju” oraz redaktor
„Zielonych Wiadomości”.
Imigracja – Co
robić?
W Polsce, według
oficjalnych danych Eurostatu z 2008 roku, liczba osób posiadających
kartę pobytu wynosi ok. 60 tysięcy. W większości są to osoby
posiadające obywatelstwo ukraińskie i rosyjskie. Procentowo, udział
cudzoziemców w całej populacji Polski (0,2%) jest więc najniższy
(obok Rumunii) w całej Unii Europejskiej. Należy przy tym
podkreślić niską roczną ilość nadawanych polskich obywatelstw.
Na tysiąc cudzoziemców przyznawane jest rocznie około 28
obywatelstw (w Szwecji i na Węgrzech odpowiednio 68 oraz 50).
Trudniej oszacować liczbę osób przebywających w Polsce
nielegalnie (jeżeli w ogóle wypada posługiwać się tym
wyrażeniem). Według różnych statystyk jest to od 50 do nawet 500
tysięcy osób. Już sama rozbieżność tych danych świadczy o
nikłej wiedzy, jaką posiadamy o imigracji. Jeżeli jednak dodać do
tego przeszło pół miliona osób o innym niż polskim obywatelstwie
zatrudnionych legalnie, to okazuje się, że w Polsce przebywa nawet
milion osób obcego pochodzenia. Te liczby nie są wprawdzie niczym
szokującym z perspektywy Francji czy Wielkiej Brytanii, ale należy
podkreślić, co czyniła Magdalena Mosiewicz, że jesteśmy na
początku naszej drogi, a postępujący proces imigracji do Polski
jest nieunikniony. Jedyna pytanie, jakie można w tym miejscu
postawić, to czy przed nami krótka, czy daleka droga.
Milion osób obcego
pochodzenia przebywających w Polsce jest jednak wystarczającą
liczbą, by zapytać o wzajemne relacje pomiędzy kulturami. I nie
chodzi tu jedynie o stosunek Polaków do innych narodów. Nie
zapominajmy, że imigracja nie stanowi monolitu. W jej skład wchodzą
członkowie wielu, często obcych i wrogich sobie kultur. Szczególnie
mocna zaznaczała to Krystyna Starczewska, która z perspektywy
polskiej szkoły ma na co dzień do czynienia z uczącymi się
dziećmi imigrantów m.in. wietnamskich, chińskich i tybetańskich
czy rosyjskich, ormiańskich i czeczeńskich. Zdarzają się
pomiędzy nimi konflikty – twierdzi. Nieporozumienia wynikają
również z niezrozumienia. Przykładowo, dzieci z rodzin
muzułmańskich muszą być zwalniane z lekcji wychowania fizycznego
w czasie Ramadanu ze względu na obowiązujący ich całodzienny post
i wynikające z tego ogólne osłabienie organizmu. Ta nauka płynie
jednak dopiero z praktyki. Z drugiej strony, dzieci często powołują
się na wymogi kulturowe uzasadniając kontrowersyjne i często
niezrozumiałe dla społeczności polskiej zachowania. Często
również błędnie dokonują nadinterpretacji kulturowych norm. O ile więc,
jak podkreśla dyrektorka, należy zwalniać uczniów muzułmańskich
z wychowania fizycznego, to nie może być mowy o tolerancji dla
zachowań nietolerowalnych. To wymaga jednak pracy tak od
nauczyciela, który musi posiadać wiedzę o innych kulturach, jak i
od samych dzieci, które muszą uczyć się jak – pomimo inności –
żyć razem.
Szczególnie ten ostatni
punkt jest warty uwagi. Pierwszym krokiem do zbudowania podstaw dla
zgodnego współżycia i tolerancji jest wzajemne poznanie się i
zrozumienie. Dlatego też w Gimnazjum organizowane są dni kultur,
m.in. dni kultury tybetańskiej czy ormiańskiej. Jest to dobra
metoda, żeby dzieci poznały się nawzajem i przestały być
anonimowe. Starczewska podkreśla zarazem: Poza szanowaniem różnic
kulturowych należy zawsze odnajdywać to, co wspólne, np. wartości
moralne. Znalezienie wspólnych wartości łączy i pozwala inaczej
spojrzeć na różnice.
Niemalże utopijny obraz
sytuacji edukacyjnej imigrantów przekonująco przełamała jednak
Mosiewicz. W rzeczywistości większość dzieci nie chodzi do
szkoły, ponieważ nie zna języka polskiego. W ośrodku dla
uchodźców, w którym mają uczyć się języka, nikt nie mówi po
polsku. Wynika to z bardzo złej polityki imigracyjnej oraz
przepisów. Dzieci imigrantów traktowane są tak samo, jak dzieci
polskie, a jednocześnie nie zapewnia się im odpowiednich możliwości
wyrównania szans edukacyjnych.
Nasza demokracja nie
jest przystosowana na inność – kontynuuje Mosiewicz –
instytucje są nieprzystosowane. Wynikiem tego jest powstanie
szarej strefy, podziemia innych kultur, a ostatecznym rezultatem to,
że spychamy te kultury poza prawo. Istnieje drugi obieg
gospodarczo-kulturowy, całkowicie poza kontrolą państwa. Jest
olbrzymi problem ze znalezieniem pracy przez imigrantów. Celowa jest
polityka zniechęcania przez urzędy. Brak jest instytucji, do której
uchodźcy mogliby się zwrócić – wylicza. Najlepszym rozwiązaniem
byłoby zaangażowanie do pracy na rzecz innych kultur osób
zintegrowanych i czerpanie z ich doświadczeń i wiedzy. Potrzebni są
pośrednicy kulturowi.
Jak żyć razem?
W toku dyskusji pojawiła
się również bardziej fundamentalna kwestia: co mogłoby być
etyczną podstawą dla współistnienia? Czy mamy się tolerować,
czy wzajemnie integrować? Jak podkreślała Joanna Turowicz – nie
należy przy tym mylić integracji z asymilacją. Integracja zmienia
nie tylko innych, ale i nas samych. Lepiej mówić o byciu razem
niż o asymilacji – twierdzi.
Najbardziej oczywistym
kandydatem dla stworzenia wspólnej podstawy etycznej wydawałoby się
świeckie prawo, które musi być jedne dla wszystkich i obowiązywać
wszystkich. Kwestia jest jednak złożona. Przykładowo: co może
być, a co nie może być przedmiotem tolerancji? Czy należy
tolerować sprzeczne z polskim prawem porwania kobiet czy
wielożeństwo?
Sprawa komplikuje się
jednak, gdy przyjrzymy się jej bliżej. Jaka jest różnica
pomiędzy oficjalnym wielożeństwem muzułmanów a nieoficjalnym
wielożeństwem chrześcijan – pytała prowokacyjnie Narmina
Hebanowska. Porwania kobiet często odbywają się też przy wspólnej
zgodzie porywaczy i porywanego w celu pobrania się wbrew woli
rodziców. O ile jednak na Kaukazie porywa się kobiety, by się z
nimi ożenić, to w Europie porywa się kobiety, by nimi handlować –
argumentuje Hebanowska. Z kolei, ograniczenia kulturowe, czego
przykładem jest choćby zakaz noszenia chust we Francji, są często
pretekstem do tego, by pozbyć się imigrantów z kraju. To
działa! Muzułmanie coraz częściej wyjeżdżają – mówi
Hebanowska. Laickość państwa może również przybrać formę
(anty)religijnego fanatyzmu.
Zmianie prawa musi więc
towarzyszyć zmiana w moralności (stara zasada Hegla). Musimy
nauczyć się żyć razem w oparciu o wspólne wartość etyczne
takie jak poszanowanie godności człowieka i odpowiedzialność za
drugiego. Musimy zbudować wspólnotę (dodajmy – zieloną
wspólnotę). Nie w imię troski o innego, nie w imię współczucia,
ale w imię odpowiedzialności za moralne wychowanie nas samych i
naszych dzieci. Stosunek do innego wyznacza charakter tego, kim
naprawdę jesteśmy. Jeżeli mamy być dumni z Polski i z Polaków,
to tylko ze względu na nasz stosunek do innych.
Piotr Kozak, członek warszawskich Zielonych
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz