21 lipca 2012

Piotr Kozak: Imigracja u bram

Migranci z Haiti, fot. Wikimedia Commons
Na tle tysiącletniej historii Polski jej jednolita struktura narodowa w ostatnich 50-u latach budzi co najmniej zdziwienie. Polska Jagiellonów to ojczyzna Polaków, Żydów, Niemców, Litwinów, Rusinów i Ukraińców. II Rzeczpospolita to kraj żyjących obok siebie mniejszości narodowych (jeżeli konserwatywny sen o powrocie do dawnej Polski miałby się kiedyś ziścić, to najprawdopodobniej nie byłby on tym, o czym marzą piewcy jedności narodowej). Choć kraj nad Wisłą nie przypomina już wielonarodowej mozaiki kultur, to wciąż pozostała w nas duma płynąca z wielowiekowej tradycji tolerancji. Jeżeli jesteśmy więc dumni z Polski i z Polaków, to przede wszystkim ze względu na nasz stosunek do innych.

Pytanie brzmi jednak: czy jeszcze mamy z czego być dumni? Pytanie o tyle istotne, ponieważ implikuje, że być może zaprzepaściliśmy i zaprzepaszczamy tysiąc lat postępu cywilizacyjnego. Jeżeli ktoś wierzy jeszcze w historyczny postęp, to być może powinien w tym miejscu zweryfikować swoje przekonania.

Pytania o stosunek Polaków i państwa polskiego do imigrantów i innych kultur, o jakość życia imigrantów i imigrantek w Polsce stanowiło m.in. przedmiot debaty zorganizowanej przez warszawskie koło Zielonych, która odbyła się 18 lipca w Zielonym Centrum Marszałkowska 1. Rozmawiano na nim o wielonarodowej kulturze oraz etycznych i prawnych podstawach dla współistnienia kultur. Spotkaniu towarzyszył pokaz filmów dokumentalnych, m.in. poruszającego obrazu „Inguska narzeczona” w reżyserii Joanny Turowicz. W debacie udział wzięli: Krystyna Starczewska, dyrektorka 20 Społecznego Gimnazjum w Warszawie przy ul. Raszyńskiej, reżyserki prezentowanych filmów dokumentalnych, Joanna Turowicz i Magdalena Mosiewicz oraz koordynatorka projektów z Fundacji Inna Przestrzeń, Narmina Hebanowska. Spotkanie poprowadził Adam Ostolski, socjolog, felietonista „Przekroju” oraz redaktor „Zielonych Wiadomości”.

Imigracja – Co robić?

W Polsce, według oficjalnych danych Eurostatu z 2008 roku, liczba osób posiadających kartę pobytu wynosi ok. 60 tysięcy. W większości są to osoby posiadające obywatelstwo ukraińskie i rosyjskie. Procentowo, udział cudzoziemców w całej populacji Polski (0,2%) jest więc najniższy (obok Rumunii) w całej Unii Europejskiej. Należy przy tym podkreślić niską roczną ilość nadawanych polskich obywatelstw. Na tysiąc cudzoziemców przyznawane jest rocznie około 28 obywatelstw (w Szwecji i na Węgrzech odpowiednio 68 oraz 50). Trudniej oszacować liczbę osób przebywających w Polsce nielegalnie (jeżeli w ogóle wypada posługiwać się tym wyrażeniem). Według różnych statystyk jest to od 50 do nawet 500 tysięcy osób. Już sama rozbieżność tych danych świadczy o nikłej wiedzy, jaką posiadamy o imigracji. Jeżeli jednak dodać do tego przeszło pół miliona osób o innym niż polskim obywatelstwie zatrudnionych legalnie, to okazuje się, że w Polsce przebywa nawet milion osób obcego pochodzenia. Te liczby nie są wprawdzie niczym szokującym z perspektywy Francji czy Wielkiej Brytanii, ale należy podkreślić, co czyniła Magdalena Mosiewicz, że jesteśmy na początku naszej drogi, a postępujący proces imigracji do Polski jest nieunikniony. Jedyna pytanie, jakie można w tym miejscu postawić, to czy przed nami krótka, czy daleka droga.

Milion osób obcego pochodzenia przebywających w Polsce jest jednak wystarczającą liczbą, by zapytać o wzajemne relacje pomiędzy kulturami. I nie chodzi tu jedynie o stosunek Polaków do innych narodów. Nie zapominajmy, że imigracja nie stanowi monolitu. W jej skład wchodzą członkowie wielu, często obcych i wrogich sobie kultur. Szczególnie mocna zaznaczała to Krystyna Starczewska, która z perspektywy polskiej szkoły ma na co dzień do czynienia z uczącymi się dziećmi imigrantów m.in. wietnamskich, chińskich i tybetańskich czy rosyjskich, ormiańskich i czeczeńskich. Zdarzają się pomiędzy nimi konflikty – twierdzi. Nieporozumienia wynikają również z niezrozumienia. Przykładowo, dzieci z rodzin muzułmańskich muszą być zwalniane z lekcji wychowania fizycznego w czasie Ramadanu ze względu na obowiązujący ich całodzienny post i wynikające z tego ogólne osłabienie organizmu. Ta nauka płynie jednak dopiero z praktyki. Z drugiej strony, dzieci często powołują się na wymogi kulturowe uzasadniając kontrowersyjne i często niezrozumiałe dla społeczności polskiej zachowania. Często również błędnie dokonują nadinterpretacji kulturowych norm. O ile więc, jak podkreśla dyrektorka, należy zwalniać uczniów muzułmańskich z wychowania fizycznego, to nie może być mowy o tolerancji dla zachowań nietolerowalnych. To wymaga jednak pracy tak od nauczyciela, który musi posiadać wiedzę o innych kulturach, jak i od samych dzieci, które muszą uczyć się jak – pomimo inności – żyć razem.

Szczególnie ten ostatni punkt jest warty uwagi. Pierwszym krokiem do zbudowania podstaw dla zgodnego współżycia i tolerancji jest wzajemne poznanie się i zrozumienie. Dlatego też w Gimnazjum organizowane są dni kultur, m.in. dni kultury tybetańskiej czy ormiańskiej. Jest to dobra metoda, żeby dzieci poznały się nawzajem i przestały być anonimowe. Starczewska podkreśla zarazem: Poza szanowaniem różnic kulturowych należy zawsze odnajdywać to, co wspólne, np. wartości moralne. Znalezienie wspólnych wartości łączy i pozwala inaczej spojrzeć na różnice.

Niemalże utopijny obraz sytuacji edukacyjnej imigrantów przekonująco przełamała jednak Mosiewicz. W rzeczywistości większość dzieci nie chodzi do szkoły, ponieważ nie zna języka polskiego. W ośrodku dla uchodźców, w którym mają uczyć się języka, nikt nie mówi po polsku. Wynika to z bardzo złej polityki imigracyjnej oraz przepisów. Dzieci imigrantów traktowane są tak samo, jak dzieci polskie, a jednocześnie nie zapewnia się im odpowiednich możliwości wyrównania szans edukacyjnych.

Nasza demokracja nie jest przystosowana na inność – kontynuuje Mosiewicz – instytucje są nieprzystosowane. Wynikiem tego jest powstanie szarej strefy, podziemia innych kultur, a ostatecznym rezultatem to, że spychamy te kultury poza prawo. Istnieje drugi obieg gospodarczo-kulturowy, całkowicie poza kontrolą państwa. Jest olbrzymi problem ze znalezieniem pracy przez imigrantów. Celowa jest polityka zniechęcania przez urzędy. Brak jest instytucji, do której uchodźcy mogliby się zwrócić – wylicza. Najlepszym rozwiązaniem byłoby zaangażowanie do pracy na rzecz innych kultur osób zintegrowanych i czerpanie z ich doświadczeń i wiedzy. Potrzebni są pośrednicy kulturowi.

Jak żyć razem?

W toku dyskusji pojawiła się również bardziej fundamentalna kwestia: co mogłoby być etyczną podstawą dla współistnienia? Czy mamy się tolerować, czy wzajemnie integrować? Jak podkreślała Joanna Turowicz – nie należy przy tym mylić integracji z asymilacją. Integracja zmienia nie tylko innych, ale i nas samych. Lepiej mówić o byciu razem niż o asymilacji – twierdzi.

Najbardziej oczywistym kandydatem dla stworzenia wspólnej podstawy etycznej wydawałoby się świeckie prawo, które musi być jedne dla wszystkich i obowiązywać wszystkich. Kwestia jest jednak złożona. Przykładowo: co może być, a co nie może być przedmiotem tolerancji? Czy należy tolerować sprzeczne z polskim prawem porwania kobiet czy wielożeństwo?

Sprawa komplikuje się jednak, gdy przyjrzymy się jej bliżej. Jaka jest różnica pomiędzy oficjalnym wielożeństwem muzułmanów a nieoficjalnym wielożeństwem chrześcijan – pytała prowokacyjnie Narmina Hebanowska. Porwania kobiet często odbywają się też przy wspólnej zgodzie porywaczy i porywanego w celu pobrania się wbrew woli rodziców. O ile jednak na Kaukazie porywa się kobiety, by się z nimi ożenić, to w Europie porywa się kobiety, by nimi handlować – argumentuje Hebanowska. Z kolei, ograniczenia kulturowe, czego przykładem jest choćby zakaz noszenia chust we Francji, są często pretekstem do tego, by pozbyć się imigrantów z kraju. To działa! Muzułmanie coraz częściej wyjeżdżają – mówi Hebanowska. Laickość państwa może również przybrać formę (anty)religijnego fanatyzmu.

Zmianie prawa musi więc towarzyszyć zmiana w moralności (stara zasada Hegla). Musimy nauczyć się żyć razem w oparciu o wspólne wartość etyczne takie jak poszanowanie godności człowieka i odpowiedzialność za drugiego. Musimy zbudować wspólnotę (dodajmy – zieloną wspólnotę). Nie w imię troski o innego, nie w imię współczucia, ale w imię odpowiedzialności za moralne wychowanie nas samych i naszych dzieci. Stosunek do innego wyznacza charakter tego, kim naprawdę jesteśmy. Jeżeli mamy być dumni z Polski i z Polaków, to tylko ze względu na nasz stosunek do innych.

Piotr Kozak, członek warszawskich Zielonych

Brak komentarzy:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...