2 lata rządów minęły i wygląda na to, że następuje coś w rodzaju przesilenia. Nie chodzi o to, że teraz Platforma zacznie balansować na granicy progu wyborczego - niewiele na to wskazuje. Bliżsi jesteśmy sytuacji, w której zaczyna się toczyć realna, znacznie bardziej niż do tej pory wyrównana gra polityczna, co ma szansę wpłynąć chociaż w śladowy sposób na powrót polityki na skrajnie postpolityczną ziemię jałową w postaci rodzimej sceny partyjnej.
Sprawa "Black Jack" jest kolejną cegiełką, która wyjmowana jest z pierwotnego mitu założycielskiego tej formacji. O tym, że partia ta dawno zapomniała o swej obywatelskiej stronie nie trzeba nikogo przekonywać, wystarczy spytać się o działania, mające zwiększyć poziom społecznego zaufaniu i kapitału. Start z list Mariana Krzaklewskiego w wyborach do PE elektorat jeszcze jakoś przełknął (tym bardziej, że wyborczynie i wyborcy woleli zagłosować na znaną lokalną posłankę, Elżbietę Łukacijewską, która PO w Sejmie reprezentowała już od 2001 roku), przy przejściu Olechowskiego pod skrzydła SD już nieco zaczął się zastanawiać (chociaż trzeba przyznać, że bardziej nad prezydenckimi szansami kandydata niż parlamentarnymi - partii), teraz zaś możemy mieć do czynienia z pewnym przełomem, który rozpocznie zjazd dół. Możemy, choć oczywiście nie musimy.
Na razie sondaże nie wskazują na wystąpienie jakiegoś gwałtownych zmian. Na ich ewentualne zaistnienie potrzeba czasu. Na korzyść PO działa fakt braku alternatywy - mało kto chce powrotu PiS do władzy, a współpraca, chociażby nieformalna, SLD z braćmi Kaczyńskimi praktycznie blokuje przepływ do Sojuszu elektoratu Platformy. Formacje pozaparlamentarne są słabe, ale to może się zmienić, jeśli zaprezentują przekonywującą alternatywę dla ustawiania dyskusji publicznej pod tematyczny duopol PO-PiS. Rośnie liczba osób niezdecydowanych, co może skutkować albo szansą dla nowych sił, albo zniżką frekwencji, co zwiększa szanse PiS.
Najważniejszą zmianą, jaką niesie kwestia niejasnego lobbingu wokół regulacji dotyczących hazardu, to kwestia zaufania. W początkowej fazie spora część elektoratu (szczególnie ta, która wahała się między PO a LiD) głosowała na Platformę nie z przekonania, ale po to, by skończyć rządy PiS i przystawek. Potem Donalda Tuska niosła aura "przywrócenia normalności" i "europejskiego oblicza" - wraz ze wstrętem do "prawicowych populistów" wystarczała do tego, by zachowywać poparcie. Teraz jednak, w ciągu ostatnich paru miesięcy tego typu wątłe - bo nie oparte na programowych przesłankach - poparcie zaczyna się chwiać. Rzekomo wyrastająca z liberalnego pnia partia wydaje ze swoich szeregów projekty restrykcyjnych uregulowań w sprawie in vitro czy walczy o chemiczną kastrację pedofili. Gospodarczo - cóż, miast przygotować rzetelny pakiet stymulacyjny doprowadza do sytuacji, w której bez pakietu mamy spory deficyt budżetowy. Neoliberalna mantra prywatyzacyjna zaś trwa w najlepsze, mimo iż (na szczęście) kończy się na chwilę obecną na deklaracjach. Wszak za rok wybory prezydenckie...
Skoro zatem okazuje się, że partia nie jest odporna na praktyki korupcjogenne - i co więcej, mając świadomość, że PiS będzie na tę kwestię wyczulony, nie przykłada się do niej - to sama kopie pod sobą dołki. Jedną tego typu aferę (mniejsza o jej realne implikację - skutki polityczny nie są wprost zależne od jej zakresu) może jeszcze przeboleć, ale jeśli teraz media zaczną wykrywać podobne przypadki na najróżniejszą skalę, to mogą się od PO odwrócić. Rola mediów ma tu kluczowe znaczenie. Ludzie nie muszą pamiętać "mitu założycielskiego" Platformy - nie ma zresztą takiego obowiązku. "Czwarta władza" pamięta, wszak w dużej mierze to we wcieleniu tej partii z roku 2001 pokładała swą ufność i dlatego też tak wiele uwagi poświęca SD, ugrupowaniu, wokół którego orbituje Andrzej Olechowski. W tamtym okresie niesmak po rządach AWS i UW był tak duży, że po dziś dzień pozostało w dziennikarkach i dziennikarzach spore wyczulenie na kwestie korupcyjne. Stąd też duża grupa konserwatystek i konserwatystów była w stanie znieść nawet alians PiS z LPR i Samoobroną, byle tylko nie doszło do powtórki z lat 1997-2005 i rządów Buzka i Millera.
Teraz zatem Platforma powinna się mieć na baczności, tymczasem dochodzą słuchy, że myśli się w niej raczej o poluzowaniu niż o zaostrzeniu przepisów dotyczących na przykład transparentności osób zasiadających w parlamencie. Co ciekawe, analogiczne problemy targają polityczną sceną w Czechach - tam również niedawno hazard i przejrzystość działań politycznych były tematem publicznych debat i jedynie Zieloni intensywnie działali na rzecz bardziej klarownego tworzenia prawa. U nas w tej dziedzinie nadal pozostaje wiele do zrobienia. Zachodnioeuropejski standard dymisji osób pozostających w kręgu podejrzanych u nas nie działa - woli wystarczyło jedynie na tego typu posunięcie wobec Zbigniewa Chlebowskiego. Do ucywilizowania lobbingu w naszym kraju jeszcze długa droga, a często bywa tak, że procesowi temu - bardziej niż same instytucje lobbingujące - na przeszkodzie stoją politycy. Zobaczymy, czy "Black Jack" w końcu coś w tej materii zmieni.
Sprawa "Black Jack" jest kolejną cegiełką, która wyjmowana jest z pierwotnego mitu założycielskiego tej formacji. O tym, że partia ta dawno zapomniała o swej obywatelskiej stronie nie trzeba nikogo przekonywać, wystarczy spytać się o działania, mające zwiększyć poziom społecznego zaufaniu i kapitału. Start z list Mariana Krzaklewskiego w wyborach do PE elektorat jeszcze jakoś przełknął (tym bardziej, że wyborczynie i wyborcy woleli zagłosować na znaną lokalną posłankę, Elżbietę Łukacijewską, która PO w Sejmie reprezentowała już od 2001 roku), przy przejściu Olechowskiego pod skrzydła SD już nieco zaczął się zastanawiać (chociaż trzeba przyznać, że bardziej nad prezydenckimi szansami kandydata niż parlamentarnymi - partii), teraz zaś możemy mieć do czynienia z pewnym przełomem, który rozpocznie zjazd dół. Możemy, choć oczywiście nie musimy.
Na razie sondaże nie wskazują na wystąpienie jakiegoś gwałtownych zmian. Na ich ewentualne zaistnienie potrzeba czasu. Na korzyść PO działa fakt braku alternatywy - mało kto chce powrotu PiS do władzy, a współpraca, chociażby nieformalna, SLD z braćmi Kaczyńskimi praktycznie blokuje przepływ do Sojuszu elektoratu Platformy. Formacje pozaparlamentarne są słabe, ale to może się zmienić, jeśli zaprezentują przekonywującą alternatywę dla ustawiania dyskusji publicznej pod tematyczny duopol PO-PiS. Rośnie liczba osób niezdecydowanych, co może skutkować albo szansą dla nowych sił, albo zniżką frekwencji, co zwiększa szanse PiS.
Najważniejszą zmianą, jaką niesie kwestia niejasnego lobbingu wokół regulacji dotyczących hazardu, to kwestia zaufania. W początkowej fazie spora część elektoratu (szczególnie ta, która wahała się między PO a LiD) głosowała na Platformę nie z przekonania, ale po to, by skończyć rządy PiS i przystawek. Potem Donalda Tuska niosła aura "przywrócenia normalności" i "europejskiego oblicza" - wraz ze wstrętem do "prawicowych populistów" wystarczała do tego, by zachowywać poparcie. Teraz jednak, w ciągu ostatnich paru miesięcy tego typu wątłe - bo nie oparte na programowych przesłankach - poparcie zaczyna się chwiać. Rzekomo wyrastająca z liberalnego pnia partia wydaje ze swoich szeregów projekty restrykcyjnych uregulowań w sprawie in vitro czy walczy o chemiczną kastrację pedofili. Gospodarczo - cóż, miast przygotować rzetelny pakiet stymulacyjny doprowadza do sytuacji, w której bez pakietu mamy spory deficyt budżetowy. Neoliberalna mantra prywatyzacyjna zaś trwa w najlepsze, mimo iż (na szczęście) kończy się na chwilę obecną na deklaracjach. Wszak za rok wybory prezydenckie...
Skoro zatem okazuje się, że partia nie jest odporna na praktyki korupcjogenne - i co więcej, mając świadomość, że PiS będzie na tę kwestię wyczulony, nie przykłada się do niej - to sama kopie pod sobą dołki. Jedną tego typu aferę (mniejsza o jej realne implikację - skutki polityczny nie są wprost zależne od jej zakresu) może jeszcze przeboleć, ale jeśli teraz media zaczną wykrywać podobne przypadki na najróżniejszą skalę, to mogą się od PO odwrócić. Rola mediów ma tu kluczowe znaczenie. Ludzie nie muszą pamiętać "mitu założycielskiego" Platformy - nie ma zresztą takiego obowiązku. "Czwarta władza" pamięta, wszak w dużej mierze to we wcieleniu tej partii z roku 2001 pokładała swą ufność i dlatego też tak wiele uwagi poświęca SD, ugrupowaniu, wokół którego orbituje Andrzej Olechowski. W tamtym okresie niesmak po rządach AWS i UW był tak duży, że po dziś dzień pozostało w dziennikarkach i dziennikarzach spore wyczulenie na kwestie korupcyjne. Stąd też duża grupa konserwatystek i konserwatystów była w stanie znieść nawet alians PiS z LPR i Samoobroną, byle tylko nie doszło do powtórki z lat 1997-2005 i rządów Buzka i Millera.
Teraz zatem Platforma powinna się mieć na baczności, tymczasem dochodzą słuchy, że myśli się w niej raczej o poluzowaniu niż o zaostrzeniu przepisów dotyczących na przykład transparentności osób zasiadających w parlamencie. Co ciekawe, analogiczne problemy targają polityczną sceną w Czechach - tam również niedawno hazard i przejrzystość działań politycznych były tematem publicznych debat i jedynie Zieloni intensywnie działali na rzecz bardziej klarownego tworzenia prawa. U nas w tej dziedzinie nadal pozostaje wiele do zrobienia. Zachodnioeuropejski standard dymisji osób pozostających w kręgu podejrzanych u nas nie działa - woli wystarczyło jedynie na tego typu posunięcie wobec Zbigniewa Chlebowskiego. Do ucywilizowania lobbingu w naszym kraju jeszcze długa droga, a często bywa tak, że procesowi temu - bardziej niż same instytucje lobbingujące - na przeszkodzie stoją politycy. Zobaczymy, czy "Black Jack" w końcu coś w tej materii zmieni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz