- Zawiedliśmy Was - tak powinny brzmieć słowa polityków, skierowane nie tylko do społeczeństw, które dały się wciągnąć do "wojny z terrorem", ale przede wszystkim - do mieszkanek i mieszkańców Afganistanu. Mija 8 lat od czasu militarnej eskapady Stanów Zjednoczonych na Afganistan. Po początkowym sukcesie militarnym przyszedł czas na inwazję na Irak, która sprawiła, że o tym środkowoazjatyckim państwie zapomniano. Teraz usiłuje leczyć się dżumę cholerą i dążyć do ciągłego wysyłania coraz większej ilości wojsk interwencyjnych do walki z talibami. Nie tędy droga - podobną taktykę stosował Związek Radziecki - z wiadomym skutkiem.
To, co potrzeba dziś w Afganistanie, to więcej sprawnie działającego państwa, a nie więcej obcych żołnierzy. Po zwycięstwie Sojuszu Północnego obiecywano temu krajowi wejście na ścieżkę dobrobytu, co okazało się czczą przechwałką. Infrastruktura, opieka zdrowotna czy edukacja jak leżały, tak leżą. Prawa kobiet, po początkowej poprawie, znów - pod naciskiem lokalnych watażków zaczęły być spychane na margines. Wolność słowa stała się fikcją wraz z kolejnymi procesami politycznymi dziennikarzy czy też ostatnimi wyborami prezydenckimi, których skala fałszerstw ostatecznie zdała się przelać czarę goryczy.
Dziś rejon Azji Środkowo-Wschodniej potrzebuje więcej pokoju, a mniej działań wojennych. Wojną nie zlikwidujemy kilkudziesięcioprocentowego bezrobocia Afganistanu, a inwestycjami w zbrojenia - infrastrukturalnych braków na terenie tego państwa. Lokalne społeczności zaczęły wierzyć talibom nie z przekonania czy rzekomego "wrodzonego radykalizmu", lecz z poczucia braku alternatywy. Nikt w Azji Środkowej nie uprawia narkotyków z radością, tylko po to, by móc zdobyć środki na przeżycie kolejnego dnia. Miast zwiększać ilość pomocy rozwojowej (a przypomnijmy - Polska, mająca 2.000 żołnierzy w tym kraju i planująca wysłanie kolejnych 600, przeznacza na ten cel 0,08% PKB, podczas, gdy przed ONZ zobowiązała się do przekazywania 0,7%) państwa NATO decydują się na niszczenie rolniczych plantacji opium. Alternatywne rozwiązanie, takie jak wykupywanie narkotyku na potrzeby zachodniej medycyny, są regularnie odrzucane. Tkwimy w ten sposób w ślepiej uliczce.
Bardzo się cieszę, że na sobotniej demonstracji antywojennej było kilkaset osób. Obawiałem się, że więcej od demonstrantek i demonstrantów będzie dziennikarzy i dziennikarek. Przeżyłem pozytywne zaskoczenie. Rzecz jasna nie było miłe oglądać kordony policji przed Sejmem, obawiające się osób, których poglądy na tę konkretną sprawę podziela ok. 75% społeczeństwa. Niestety, aktualnie, niemiłościwie nam panujący mają tę kwestię w nosie. Zieloni, na miarę naszych możliwości, włączyli się w działanie, co bardzo zresztą cieszy. Czekamy, aż rządy na świecie dojdą do wniosku, że rozwiązywanie konfliktów XXI wieku za pomocą kolonialnych środków, znanych z wieku XIX to ślepa uliczka. Czy posłuchają? Trudno powiedzieć, ale nikt nie powiedział, że będzie łatwo...
Fotografia pochodzi z polskiej edycji serwisu Indymedia.
To, co potrzeba dziś w Afganistanie, to więcej sprawnie działającego państwa, a nie więcej obcych żołnierzy. Po zwycięstwie Sojuszu Północnego obiecywano temu krajowi wejście na ścieżkę dobrobytu, co okazało się czczą przechwałką. Infrastruktura, opieka zdrowotna czy edukacja jak leżały, tak leżą. Prawa kobiet, po początkowej poprawie, znów - pod naciskiem lokalnych watażków zaczęły być spychane na margines. Wolność słowa stała się fikcją wraz z kolejnymi procesami politycznymi dziennikarzy czy też ostatnimi wyborami prezydenckimi, których skala fałszerstw ostatecznie zdała się przelać czarę goryczy.
Dziś rejon Azji Środkowo-Wschodniej potrzebuje więcej pokoju, a mniej działań wojennych. Wojną nie zlikwidujemy kilkudziesięcioprocentowego bezrobocia Afganistanu, a inwestycjami w zbrojenia - infrastrukturalnych braków na terenie tego państwa. Lokalne społeczności zaczęły wierzyć talibom nie z przekonania czy rzekomego "wrodzonego radykalizmu", lecz z poczucia braku alternatywy. Nikt w Azji Środkowej nie uprawia narkotyków z radością, tylko po to, by móc zdobyć środki na przeżycie kolejnego dnia. Miast zwiększać ilość pomocy rozwojowej (a przypomnijmy - Polska, mająca 2.000 żołnierzy w tym kraju i planująca wysłanie kolejnych 600, przeznacza na ten cel 0,08% PKB, podczas, gdy przed ONZ zobowiązała się do przekazywania 0,7%) państwa NATO decydują się na niszczenie rolniczych plantacji opium. Alternatywne rozwiązanie, takie jak wykupywanie narkotyku na potrzeby zachodniej medycyny, są regularnie odrzucane. Tkwimy w ten sposób w ślepiej uliczce.
Bardzo się cieszę, że na sobotniej demonstracji antywojennej było kilkaset osób. Obawiałem się, że więcej od demonstrantek i demonstrantów będzie dziennikarzy i dziennikarek. Przeżyłem pozytywne zaskoczenie. Rzecz jasna nie było miłe oglądać kordony policji przed Sejmem, obawiające się osób, których poglądy na tę konkretną sprawę podziela ok. 75% społeczeństwa. Niestety, aktualnie, niemiłościwie nam panujący mają tę kwestię w nosie. Zieloni, na miarę naszych możliwości, włączyli się w działanie, co bardzo zresztą cieszy. Czekamy, aż rządy na świecie dojdą do wniosku, że rozwiązywanie konfliktów XXI wieku za pomocą kolonialnych środków, znanych z wieku XIX to ślepa uliczka. Czy posłuchają? Trudno powiedzieć, ale nikt nie powiedział, że będzie łatwo...
Fotografia pochodzi z polskiej edycji serwisu Indymedia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz