Lato sprzyja podróżom, ich planowaniu i ewentualnym marzeniom z nimi związanymi. Skoro tak, to nie pozostaje mi nic innego, jak zarekomendować wybranie się do stołecznej siedziby Fundacji Boella na Żurawiej 45 i poproszenie o "Boiling Point" Leonie Joubert. Ta południowoafrykańska dziennikarka, współpracująca z olbrzymią ilością lokalnych gazet i magazynów, razem z Santu Mofokengiem, utalentowanym fotografem, zajmującym się "ideologią krajobrazu" stworzyła album, który śmiało mógłby okupować półki z polecanymi pozycjami czytelniczymi w księgarniach. Aż szkoda, że nie jest to możliwe z powodów statutowych Fundacji, ale gdyby tak zorganizować parę imprez promocyjnych, zaprosić VIPy i VIPki na prezentację, rozprowadzić na imprezach alterglobalnych po całej Polsce (a jest ich całkiem sporo wbrew pozorom) to kto wie, czy nie trafiłby on i pod strzechy. Byłoby miło...
Tym bardziej, że dzieło Joubert i Mofokeninga opowiada o strzechach ludzi takich jak my. Zmiena się tylko szerokość geograficzna - ale taka kształcąca podróż z całą pewnością może być przyjemna. Fotografie dalekiego lądu, a dokładniej - Republiki Południowej Afryki zapierają dech w piersiach, podobnie jak opowieści o niezwykłym życiu zwykłych ludzi. Dowiemy się, jak wygląda rolnicza czy rybacka dola, poznamy tez panią szamankę, która kontaktuje się ze zmarłymi przodkami w celu rozpoznania ich opinii na temat przebiegających w pobliżu inwestycji. Poznamy losy ludzi, którym powódź i przemoc zabrała dobytek całego życia i musieli zaczynać wszystko od nowa. Barwnych postaci, których różni płeć, status materialny czy kolor skóry nie zabraknie.
Cóż ma to wspólnego ze zmianami klimatycznymi? Całkiem sporo. Niestabilność pogody o okresie długofalowym dewastuje tradycyjne społeczności, tak jak w wypadku pewnego rybaka. By chronić lokalne, kurczące się zasoby wodne, rząd RPA przygotował limity połowowe. Ich rozdysponowanie nie uwzględniało m.in. tego, czy osoba aplikująca zamieszkiwała na danym obszarze i było to jej jedyne źródło utrzymania. W efekcie wielu lokalnych rybaków, niegdyś pracujących z kumplami ramię w ramię, teraz musi się u nich zatrudniać, by związać koniec z końcem. To efekt wzrostu średniej temperatury wody.
Podobnie na roli - tam globalne ocieplenie powoduje pustynnienie coraz większych obszarów, a także spadek produkcji rolnej. Ów spadek w ciągu najbliższych kilkunastu lat może doprowadzić do jej obniżenia o 10%, podczas gdy populacja RPA może wzrosnąć nawet o 20-30 milionów. Będzie to trudna sytuacja, nawet dla najbogatszego kraju kontynentu, która może przyczynić się do jeszcze większych dysproporcji ekonomicznych w rejonie i eskalacji napięć. Nie trzeba dodawać o potencjale powodziowym - wystarczy wspomnieć o tym, że rośnie niestabilność pory deszczowej i zmienia się jej charakter. Zamiast w miarę stabilnych, życiodajnych opadów pojawiają się prawdziwe, gwałtowne ulewy, które ostatecznie niszczą wcześniej wysuszone przez słońce plony.
Co to wszystko ma wspólnego z nami? Pokazuje, że globalne ocieplenie nie jest pozytywnym zjawiskiem, które pozwoli nam częściej opalać się latem i pić rodzime wina, jak parę miesięcy twierdził jeden z polskich tygodników opinii (swoją drogą i tak dość rozsądny jak na rodzime standardy). Pokazuje, że zmiany klimatyczne już dziś przynoszą niekontrolowane ulewy, wichury i inne groźne klęski pogodowe. O poważnym zagrożeniu wzrostem poziomu mórz z powodu podwyższania poziomu wód można już mówić nie tylko na Malediwach, ale też w Szczecinie i Trójmieście, o Helu czy Żuławach Wiślanych już nie mówiąc. Tego typu publikacja może nam pomóc w zobaczeniu efektów szkodliwej działalności człowieka na własne oczy. Dlatego też zachęcam do jej pobrania.
Tym bardziej, że dzieło Joubert i Mofokeninga opowiada o strzechach ludzi takich jak my. Zmiena się tylko szerokość geograficzna - ale taka kształcąca podróż z całą pewnością może być przyjemna. Fotografie dalekiego lądu, a dokładniej - Republiki Południowej Afryki zapierają dech w piersiach, podobnie jak opowieści o niezwykłym życiu zwykłych ludzi. Dowiemy się, jak wygląda rolnicza czy rybacka dola, poznamy tez panią szamankę, która kontaktuje się ze zmarłymi przodkami w celu rozpoznania ich opinii na temat przebiegających w pobliżu inwestycji. Poznamy losy ludzi, którym powódź i przemoc zabrała dobytek całego życia i musieli zaczynać wszystko od nowa. Barwnych postaci, których różni płeć, status materialny czy kolor skóry nie zabraknie.
Cóż ma to wspólnego ze zmianami klimatycznymi? Całkiem sporo. Niestabilność pogody o okresie długofalowym dewastuje tradycyjne społeczności, tak jak w wypadku pewnego rybaka. By chronić lokalne, kurczące się zasoby wodne, rząd RPA przygotował limity połowowe. Ich rozdysponowanie nie uwzględniało m.in. tego, czy osoba aplikująca zamieszkiwała na danym obszarze i było to jej jedyne źródło utrzymania. W efekcie wielu lokalnych rybaków, niegdyś pracujących z kumplami ramię w ramię, teraz musi się u nich zatrudniać, by związać koniec z końcem. To efekt wzrostu średniej temperatury wody.
Podobnie na roli - tam globalne ocieplenie powoduje pustynnienie coraz większych obszarów, a także spadek produkcji rolnej. Ów spadek w ciągu najbliższych kilkunastu lat może doprowadzić do jej obniżenia o 10%, podczas gdy populacja RPA może wzrosnąć nawet o 20-30 milionów. Będzie to trudna sytuacja, nawet dla najbogatszego kraju kontynentu, która może przyczynić się do jeszcze większych dysproporcji ekonomicznych w rejonie i eskalacji napięć. Nie trzeba dodawać o potencjale powodziowym - wystarczy wspomnieć o tym, że rośnie niestabilność pory deszczowej i zmienia się jej charakter. Zamiast w miarę stabilnych, życiodajnych opadów pojawiają się prawdziwe, gwałtowne ulewy, które ostatecznie niszczą wcześniej wysuszone przez słońce plony.
Co to wszystko ma wspólnego z nami? Pokazuje, że globalne ocieplenie nie jest pozytywnym zjawiskiem, które pozwoli nam częściej opalać się latem i pić rodzime wina, jak parę miesięcy twierdził jeden z polskich tygodników opinii (swoją drogą i tak dość rozsądny jak na rodzime standardy). Pokazuje, że zmiany klimatyczne już dziś przynoszą niekontrolowane ulewy, wichury i inne groźne klęski pogodowe. O poważnym zagrożeniu wzrostem poziomu mórz z powodu podwyższania poziomu wód można już mówić nie tylko na Malediwach, ale też w Szczecinie i Trójmieście, o Helu czy Żuławach Wiślanych już nie mówiąc. Tego typu publikacja może nam pomóc w zobaczeniu efektów szkodliwej działalności człowieka na własne oczy. Dlatego też zachęcam do jej pobrania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz