Gazety okazują się być przydatnymi mediami. Demokracja sondażowa kwitnie, a, jak ktoś przytomnie zauważył na Salonie24.pl, różnice sięgające nawet 10% nie przeszkadzają nam wcale w oczekiwaniu w napięciu na wyniki kolejnych badań. "Gazeta Wyborcza" i "Polityka podniosły poprzeczkę niezmiernie wysoko. W dzienniku Agory codziennie możemy zobaczyć nowe, aktualne badania. Czekam, aż TVN 24 zdecyduje się na badania cogodzinne...
Mniejsza z tym jednak. Warto zajrzeć do wydania piątkowego, by zobaczyć, co w trawie (czyli w naszym wypadku w Warszawie i okolicach) piszczy. A dzieje się u nas ciekawie, co tylko potwierdza moją wcześniejszą tezę o tym, że wybory wygra PiS. Dowód? Jeszcze niedawno partia Donalda Tuska prowadziła ok. 10 punktami procentowymi nad formacją Jarosława Kaczyńskiego, a teraz stopniała ona raptem do 3%? Jeśli w wielkich aglomeracjach, które miały być forpocztą neoliberalnej kontrrewolucji górą okazuje się formacja, która przynajmniej werbalnie od takiego modelu się dystansuje (co nie znaczy, że go nie realizuje), a w innych miejscowościach ma zdecydowaną przewagę (np. w Rzeszowie ma 53%), to o czym tu jeszcze dyskutować?
Za dwójką głównych graczy (PO - 39,81%, PiS - 36,83%) ciągnie się LiD, który w stolicy z badania na badanie traci swoją pozycję - głównie na korzyść "wielkiej dwójki". Mimo wszystko mogą być spokojni, że 21 października osiągną wynik raczej w zakresie 20% niż obecnego 15,37%. Jeśli się nie uda, głowa Olejniczaka może spaść z hukiem.Niedoszacowanie lewicy (choćby nominalnej) nie jest w sondażach niczym niespotykanym. Na tym kończy się lista partii, które mogłyby liczyć na mandaty. PO i PiS zgarnęłyby po 8, a Lewica i Demokraci - trzy.
W okręgu podwarszawskim jest z grubsza podobnie - choć różnica między PO a PiS jest jeszcze mniejsza. Słabszy o ok. 4,5% jest LiD, za to 5% przekracza PSL. Niewiele to jednak daje, gdyż mandatów do podziału jest niewiele i znów, tak jak 2 lata temu, mimo dobrego wyniku może nie wystarczyć na miejsce w Sejmie dla Janusza Piechocińskiego. Póki co badania nie wskazują na duże szanse Łukasza Foltyna w Warszawie, chociaż, jeśli faktycznie PSL dzięki liderowi PSD uzyska w stolicy wynik na poziomie 2,17%, to byłoby to podwojenie poparcia w stosunku do poprzednich wyborów.
Praktycznie niezauważalne jest wsparcie Warszawianek i Warszawiaków dla LPR (1,22% w stolicy i 2,6 wokół) i Samoobrony (odpowiednio 0,48 i 1,13%). Tej ostatniej nie pomógł nawet dość spektakularny alians z Piotrem Ikonowiczem. Warto z kolei zwrócić uwagę na Polską Partię Pracy. W 2005 roku udało się jej zdobyć poparcie na poziomie 0,77% w skali kraju. Teraz, w samej Warszawie mogą liczyć na 0,91% (podwojenie w stosunku do wyborów samorządowych), a pod nią - 1,22, w obu wypadkach wyprzedzając formację Andrzeja Leppera. Dodajmy, że w Bydgoszczy mają 3,11, na Podlasiu - 2,2, a w Bielsku-Białej i Katowicach - po 1,7%, w tym ostatnim mieście będąc czwartą siłą polityczną. Widać zatem falę wznoszącą dla tego ugrupowania, które, wbrew pozorom, nie reprezentuje tylko robotników. W Kielcach na przykład, przy poparciu w ogóle populacji na poziomie 0,6%, wśród osób z wykształceniem wyższym wzrasta ono do 3%! Czyżbyśmy mieli się doczekać nowej inkarnacji PPS?
Póki co, jeśli chodzi o kwestie lokalne konkretów za wiele nie ma. Nie mam o to pretensji - wybrane przez nas posłanki i posłowie mają reprezentować nas wszystkich, niekoniecznie tylko tych, mieszkających w lub pod Warszawą. Mimo to niepokoi to, że kwestie tak ważne dla zielono myślących są w dużej mierze pomijane. O ekologii mówiło PSL, zapowiadając przy okazji prezentacji zagadnienia, że każdy z jej kandydatów i kandydatek zasadzi drzewko. Wojciech Olejniczak opowiada o szybkiej kolei, która powstanie tak czy siak, oby tylko była polityczna wola. Minister transportu myśli o płatnych drogach ekspresowych, zamiast wspierać je jako tańszą alternatywę dla wiecznie powstających, płatnych autostrad.
Tak więc wybór nie będzie łatwy i sam chyba do ostatniego dnia będę się zastanawiał, przy kim postawię krzyżyk. Nie przyjdę raczej w rękawiczkach, ale pewnie coś na swej karcie do głosowania namaluję. Trzeba pomyśleć, co. Póki co - zapraszam do zapoznania się z wynikami sondażu, a ja kończę już, kontynuując obserwowanie kampanii wyborczej.
Mniejsza z tym jednak. Warto zajrzeć do wydania piątkowego, by zobaczyć, co w trawie (czyli w naszym wypadku w Warszawie i okolicach) piszczy. A dzieje się u nas ciekawie, co tylko potwierdza moją wcześniejszą tezę o tym, że wybory wygra PiS. Dowód? Jeszcze niedawno partia Donalda Tuska prowadziła ok. 10 punktami procentowymi nad formacją Jarosława Kaczyńskiego, a teraz stopniała ona raptem do 3%? Jeśli w wielkich aglomeracjach, które miały być forpocztą neoliberalnej kontrrewolucji górą okazuje się formacja, która przynajmniej werbalnie od takiego modelu się dystansuje (co nie znaczy, że go nie realizuje), a w innych miejscowościach ma zdecydowaną przewagę (np. w Rzeszowie ma 53%), to o czym tu jeszcze dyskutować?
Za dwójką głównych graczy (PO - 39,81%, PiS - 36,83%) ciągnie się LiD, który w stolicy z badania na badanie traci swoją pozycję - głównie na korzyść "wielkiej dwójki". Mimo wszystko mogą być spokojni, że 21 października osiągną wynik raczej w zakresie 20% niż obecnego 15,37%. Jeśli się nie uda, głowa Olejniczaka może spaść z hukiem.Niedoszacowanie lewicy (choćby nominalnej) nie jest w sondażach niczym niespotykanym. Na tym kończy się lista partii, które mogłyby liczyć na mandaty. PO i PiS zgarnęłyby po 8, a Lewica i Demokraci - trzy.
W okręgu podwarszawskim jest z grubsza podobnie - choć różnica między PO a PiS jest jeszcze mniejsza. Słabszy o ok. 4,5% jest LiD, za to 5% przekracza PSL. Niewiele to jednak daje, gdyż mandatów do podziału jest niewiele i znów, tak jak 2 lata temu, mimo dobrego wyniku może nie wystarczyć na miejsce w Sejmie dla Janusza Piechocińskiego. Póki co badania nie wskazują na duże szanse Łukasza Foltyna w Warszawie, chociaż, jeśli faktycznie PSL dzięki liderowi PSD uzyska w stolicy wynik na poziomie 2,17%, to byłoby to podwojenie poparcia w stosunku do poprzednich wyborów.
Praktycznie niezauważalne jest wsparcie Warszawianek i Warszawiaków dla LPR (1,22% w stolicy i 2,6 wokół) i Samoobrony (odpowiednio 0,48 i 1,13%). Tej ostatniej nie pomógł nawet dość spektakularny alians z Piotrem Ikonowiczem. Warto z kolei zwrócić uwagę na Polską Partię Pracy. W 2005 roku udało się jej zdobyć poparcie na poziomie 0,77% w skali kraju. Teraz, w samej Warszawie mogą liczyć na 0,91% (podwojenie w stosunku do wyborów samorządowych), a pod nią - 1,22, w obu wypadkach wyprzedzając formację Andrzeja Leppera. Dodajmy, że w Bydgoszczy mają 3,11, na Podlasiu - 2,2, a w Bielsku-Białej i Katowicach - po 1,7%, w tym ostatnim mieście będąc czwartą siłą polityczną. Widać zatem falę wznoszącą dla tego ugrupowania, które, wbrew pozorom, nie reprezentuje tylko robotników. W Kielcach na przykład, przy poparciu w ogóle populacji na poziomie 0,6%, wśród osób z wykształceniem wyższym wzrasta ono do 3%! Czyżbyśmy mieli się doczekać nowej inkarnacji PPS?
Póki co, jeśli chodzi o kwestie lokalne konkretów za wiele nie ma. Nie mam o to pretensji - wybrane przez nas posłanki i posłowie mają reprezentować nas wszystkich, niekoniecznie tylko tych, mieszkających w lub pod Warszawą. Mimo to niepokoi to, że kwestie tak ważne dla zielono myślących są w dużej mierze pomijane. O ekologii mówiło PSL, zapowiadając przy okazji prezentacji zagadnienia, że każdy z jej kandydatów i kandydatek zasadzi drzewko. Wojciech Olejniczak opowiada o szybkiej kolei, która powstanie tak czy siak, oby tylko była polityczna wola. Minister transportu myśli o płatnych drogach ekspresowych, zamiast wspierać je jako tańszą alternatywę dla wiecznie powstających, płatnych autostrad.
Tak więc wybór nie będzie łatwy i sam chyba do ostatniego dnia będę się zastanawiał, przy kim postawię krzyżyk. Nie przyjdę raczej w rękawiczkach, ale pewnie coś na swej karcie do głosowania namaluję. Trzeba pomyśleć, co. Póki co - zapraszam do zapoznania się z wynikami sondażu, a ja kończę już, kontynuując obserwowanie kampanii wyborczej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz