Traktowanie zwierząt nie jest kolejnym tematem zastępczym niczym dopalacze, lecz świadectwem realnych, głębokich problemów społecznych. Szczęściem w nieszczęściu, jeśli chodzi o sytuację zwierzaków, jest fakt, że czworonogi nie są traktowane jako świętość niczym "zdrowa, polska rodzina". Tego typu określenie staje się nierzadko piętnem, uniemożliwiającym racjonalną dyskusję i uaktywniających histeryczne wrzaski, kiedy tylko kwestionować się będzie ich wizję świata. Tak było przecież z ustawą antyprzemocową, która ma wyjść naprzeciw fali przemocy domowej, będącej plagą wielu polskich domów. Usiłując sprowadzić dyskusję do poziomu wszędobylskiego państwa, chcącego zabierać rodzicom dzieci, łatwo maskuje się fakt powszechności przemocy w życiu społecznym, którego przejawami jest chociażby brutalizacja języka politycznego (przy jednoczesnym wyjałowieniu z idei), przemoc wobec mniejszości etnicznych, widocznych przy sprzeciwie wobec placówek dla uchodźców, seksualnych, światopoglądowych, czy też przemoc wobec zwierząt. Przemocy, z którą coś musimy zrobić.
W niespokojnych czasach zwierzęta stają się podatnymi ofiarami, na których znajduje ujście społeczny gniew i frustracja. Czworonogi mają ciężko, bowiem nie są ludźmi - dystans międzygatunkowy w głowach wydaje się dość spory, wobec nich stosuje się nadal przykazanie "czyń sobie ziemię poddaną". Traktowane jest ono nadal przez niektórych jako zgodę na bezmyślną eksploatację zarówno zasobów naturalnych, jak i zwierząt - stąd często mamy do czynienia z psami trzymanymi na stałe na łańcuchu przy budzie, kupowanie sobie czworonogów jako prezent, który następnie kończy w schronisku, zostawianie zwierzaków w lesie... Lista przewinień jest długa, w ostatnich dniach dodane do tego zostały między innymi urywanie psu głowy poprzez przywiązanie go do auta, czy też "zabawne" filmiki na YouTube, gdzie znaleźć możemy na przykład dzieciaka bijącego kotem o ścianę. Pokazuje to, jak bardzo człowieczeństwo bywa przereklamowane...
Z drugiej strony mamy do czynienia z krytyką praw zwierząt, opierającą się o podkreślanie rzekomo wielkiego dystansu, dziejącego człowieka od reszty fauny. Uśmiechy politowania pojawiły się w medialnych komentarzach, gdy Hiszpania przyznała nieco więcej praw małpom człekokształtnym. Przeciwniczki i przeciwnicy prawa do aborcji lubują się w wystawianiu na ulicach płach, na których zestawiają wieloryby i zarodki, oskarżając środowiska ekologiczne o obłudę w tej sprawie - traktując zwierzaki instrumentalne, nigdy nie stawiają po ich stronie - ekologiczne organizacje katolickie, odwołujące się do dziedzictwa Franciszka z Asyżu, raczej nie szaleją z krwawymi zdjęciami na ulicach. Dodajmy do tego aktywistki i aktywistów ruchu obrony praw zwierząt, traktowanych przez media z dość dużą dozą dystansu jako "niszczyciele futer", czy przeładowane schroniska, w których coraz trudniej o dbanie o odpowiedni komfort życia przebywających tam istot niewątpliwie żywych, by mieć panoramę dość niewesołej sytuacji czworonogów nad Wisłą.
Zła sytuacja i pozycja zwierząt w naszej cywilizacji nie kończy się jednak na tym. Pamiętajmy o tym, jak wygląda hodowla przemysłowa czy chów klatkowy - trudno za naturalną uznać sytuację, kiedy kury, cisnące się na niewielkiej powierzchni, ścierają sobie dzioby i pazury, realnie przy tym cierpiąc. Tuczone nienaturalnymi dla nich pokarmami, zwierzaki długo wegetują, zanim zmienią się w dość bolesny dla siebie sposób na mięso, w którym mięsa jest swoją drogą coraz mniej. Jednocześnie nawet nieśmiałe zachęty w postaci ogłaszania "dni bezmięsnych" czy innych sposobu ograniczenia udziału mięsa w naszej diecie kwitowane są deklaracjami o przywiązaniu do "szyneczek, kotlecików i karkóweczek". Inną, lekceważoną alternatywą, jest korzystanie z jajek ekologicznych czy mięsa od lokalnych wytwórców, co do których wiemy, że hodowla zwierząt u nich odbywa się w bardziej godne dla nich sposoby. Zaraz podniesie się rwetes, że produkty te są droższe niż "hurtowe" - wystarczyłoby jednak połączyć to z postulowanym ograniczeniem mięsa czy jajek w diecie, by zamortyzować efekty tego typu zmiany dietetycznej na nasze życie. A że i alternatywy - od warzyw i owoców po soję (oby nie modyfikowaną genetycznie) - również swoje kosztują? Należy zatem walczyć o wyższe płace, a nie o jedzenie o miernych wartościach odżywczych, przyrządzane ze sporym cierpieniem zwierząt.
Koszty ekologiczne, społeczne i ekonomiczne - aktualnego traktowania zwierzaków, mającego w wielu wypadków znamiona wyzysku - zaczynają coraz bardziej wychodzić na jaw. Chów przemysłowy i idące za tym kontakty między drobnoustrojami zwierzęcymi a ludzkimi prowadzą do groźnych mutacji, jak chociażby "świńska grypa". Zarazy panoszące się w takich przemysłowych konglomeratach, jak gąbczaste zwyrodnienie mózgu u krów, leczone są wybijaniem tysięcy zwierząt - profilaktykę zaś traktuje się jako piąte koło u wozu. Tymczasem troska o zwierząt przyczynia się do poprawy jakości życia także ludzi i gospodarki. Dla przykładu - w ostatnich dniach wybuchł w Niemczech skandal dioksynowy, w którym wykryto obecność tych groźnych dla ludzkiego życia substancji w jajkach. Obawiano się, jak wpłynie to na ich sprzedaż - okazało się jednak, że nie jest tak źle, a to dzięki dużemu popytowi na jaja organiczne, w których niczego niestosownego nie znaleziono. Im szybciej zadamy sobie sprawę z takich wzajemnych powiązań, tym lepiej. Myśląc o zwierzętach, którym zadajemy coraz bardziej bezsensowne cierpienie, pomyślmy, że tak naprawdę przemoc ta, dziś lekceważona, jutro może rozszerzyć się także na stosunki międzyludzkie. Granica staje się coraz cieńsza.
Zielona Warszawa po raz kolejny bierze udział w konkursie na Bloga Roku. Wystarczy wysłać SMS o treści C00109 (w treści są zera, nie litery!) na numer 7122. Jeden SMS kosztuje 1,23 zł brutto. Głosowanie trwa do 20 stycznia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz