Dyskusja na temat wyglądu miasta zawsze budzi i budzić będzie emocje. I bardzo dobrze - bezdusznością byłoby nie dyskutować na tak istotny temat. Tym razem dyskusję sprowokował TVN Warszawa, który poranny program poświęcił na kwestię wpisywania budynków na listę zabytków. Wojewódzka konserwatorka, Barbara Jezierska, stwierdziła, że warto się pochylić nad pomysłem wpisania do rejestru dworca Warszawa Centralna. Architekt Grzegorz Buczek nie do końca z tym pomysłem się zgodził - i oto mamy dwugłos, niezbędny do powstania dialogicznej demokracji miejskiej. 53% osób głosujących w ankiecie stwierdziło, że najlepiej w kwestii zabytków po PRL iść "drogą środka" - chronić wybrane obiekty. Dobry punkt wyjścia do dyskusji.
Wiele osób zadaje dość podstawowe w tym momencie pytanie - po co? Istnieją spore grupy ludzi, opętane dość dziwną manią wykreślania ponad 40 lat historii z ludzkiej pamięci. Historii trudnej, pełnej ciemnych kart - ale jednak realnie istniejącej. W jej obrębie funkcjonowały różne rozwiązania urbanistyczne, które na miarę czasów i możliwości potrafiły się wyróżniać. Zaprzeczanie takiemu stanowi rzeczy jest równie barbarzyńskie, jak barbarzyńskie bywały przebudowy niektórych kamienic w PRL, które oznaczały często skuwanie zabytkowych detali. Pomysły rozbiórki Pałacu Kultury i Nauki były przykładem właśnie takiego myślenia - nic to, że Warszawianki i Warszawiacy do tego symbolu się przyzwyczaili, a miasto zbija kokosy na wycieczkach, oglądających między innymi tenże monument - plany wyburzania trwały dopóty, dopóki nie stał się zabytkiem, a i teraz niektórym tego typu pomysł chodzi po głowie.
W takiej oto sytuacji cieszę się, że powoli budzą się osoby, które są gotowe bronic Dworca Centralnego. O ile Powiśle i Ochota nie budzą kontrowersji i trafią na listę zabytków, o tyle stan Centralnego budzi zrozumiałe zażenowanie. Dość przypomnieć, że pierwsza firma czyszcząca sufit budynku po paru podejściach zrezygnowała z umowy, twierdząc, że nie podoła temu zadaniu. Jeśli dołożyć do tego wiszący w powietrzu obraz inspekcji sanitarnej, niespecjalnie cieszącej się z sąsiedztwa gołębi i kebabów, trudno dziwić się, że miejsce to ciepłych uczuć nie wzbudza. Jak słusznie jednak zauważa Karol Kobos, stan dworca to bardziej efekt naszej kultury osobistej (a właściwie jej braku) niż jego bryły.
Popatrzmy zresztą na alternatywę, jaką nam się serwuję w stosunku do obecnej budowli. Alternatywą jest - cóż za oryginalność - wieżowiec. O ile jeszcze tego typu pomysł przy Dworcu Stadion przy okazji Euro byłoby ciekawym pomysłem do rozważenia, o tyle wstawianie kolejnego kilkusetmetrowego drapacza chmur w ścisłym centrum ma wielką szansę zakorkować miasto. Rzecz jasna każdy, kto tylko mierzy się z tą kwestią stwierdza, że problem ów wyolbrzymiam, jednak nie mam pojęcia, w jaki sposób, bez silnego wsparcia dla transportu zbiorowego (z wyrzuceniem samochodów z centrum miasta włącznie), centrum miałoby pomieścić około dwudziestu nowych wieżowców plus kolejnych, planowanych wokół PKiN? Szczerze mówiąc wykracza to poza moją wyobraźnię.
Być może gdyby w miejscu Centralnego ktoś chciałby wybudować jakiś nowy dworzec, w jakiś sposób nawiązujący do poprzedniego, byłbym do tego pomysłu bardziej życzliwy. Tak jednak nie jest. Problemem jest brud, nie zaś bryła. Nie wiem, czy wpisanie Warszawy Centralnej do rejestru zabytków zmieniłoby ten stan rzeczy - to w dużej mierze od PKP zależy, w jakim stanie będą budynki pod ich pieczą. Jeśli koleje nie będą zainteresowane renowacją, to żadne fundusze konserwatorskie nie pomogą. Trzeba nam masowej zmiany myślenia - jeśli to, co jest wspólne, przestanie być traktowane jak niczyje, wtedy mamy szansę na rozpoczęcie budowy lepszego miasta. Inaczej możemy tylko o tym pomarzyć.
Wiele osób zadaje dość podstawowe w tym momencie pytanie - po co? Istnieją spore grupy ludzi, opętane dość dziwną manią wykreślania ponad 40 lat historii z ludzkiej pamięci. Historii trudnej, pełnej ciemnych kart - ale jednak realnie istniejącej. W jej obrębie funkcjonowały różne rozwiązania urbanistyczne, które na miarę czasów i możliwości potrafiły się wyróżniać. Zaprzeczanie takiemu stanowi rzeczy jest równie barbarzyńskie, jak barbarzyńskie bywały przebudowy niektórych kamienic w PRL, które oznaczały często skuwanie zabytkowych detali. Pomysły rozbiórki Pałacu Kultury i Nauki były przykładem właśnie takiego myślenia - nic to, że Warszawianki i Warszawiacy do tego symbolu się przyzwyczaili, a miasto zbija kokosy na wycieczkach, oglądających między innymi tenże monument - plany wyburzania trwały dopóty, dopóki nie stał się zabytkiem, a i teraz niektórym tego typu pomysł chodzi po głowie.
W takiej oto sytuacji cieszę się, że powoli budzą się osoby, które są gotowe bronic Dworca Centralnego. O ile Powiśle i Ochota nie budzą kontrowersji i trafią na listę zabytków, o tyle stan Centralnego budzi zrozumiałe zażenowanie. Dość przypomnieć, że pierwsza firma czyszcząca sufit budynku po paru podejściach zrezygnowała z umowy, twierdząc, że nie podoła temu zadaniu. Jeśli dołożyć do tego wiszący w powietrzu obraz inspekcji sanitarnej, niespecjalnie cieszącej się z sąsiedztwa gołębi i kebabów, trudno dziwić się, że miejsce to ciepłych uczuć nie wzbudza. Jak słusznie jednak zauważa Karol Kobos, stan dworca to bardziej efekt naszej kultury osobistej (a właściwie jej braku) niż jego bryły.
Popatrzmy zresztą na alternatywę, jaką nam się serwuję w stosunku do obecnej budowli. Alternatywą jest - cóż za oryginalność - wieżowiec. O ile jeszcze tego typu pomysł przy Dworcu Stadion przy okazji Euro byłoby ciekawym pomysłem do rozważenia, o tyle wstawianie kolejnego kilkusetmetrowego drapacza chmur w ścisłym centrum ma wielką szansę zakorkować miasto. Rzecz jasna każdy, kto tylko mierzy się z tą kwestią stwierdza, że problem ów wyolbrzymiam, jednak nie mam pojęcia, w jaki sposób, bez silnego wsparcia dla transportu zbiorowego (z wyrzuceniem samochodów z centrum miasta włącznie), centrum miałoby pomieścić około dwudziestu nowych wieżowców plus kolejnych, planowanych wokół PKiN? Szczerze mówiąc wykracza to poza moją wyobraźnię.
Być może gdyby w miejscu Centralnego ktoś chciałby wybudować jakiś nowy dworzec, w jakiś sposób nawiązujący do poprzedniego, byłbym do tego pomysłu bardziej życzliwy. Tak jednak nie jest. Problemem jest brud, nie zaś bryła. Nie wiem, czy wpisanie Warszawy Centralnej do rejestru zabytków zmieniłoby ten stan rzeczy - to w dużej mierze od PKP zależy, w jakim stanie będą budynki pod ich pieczą. Jeśli koleje nie będą zainteresowane renowacją, to żadne fundusze konserwatorskie nie pomogą. Trzeba nam masowej zmiany myślenia - jeśli to, co jest wspólne, przestanie być traktowane jak niczyje, wtedy mamy szansę na rozpoczęcie budowy lepszego miasta. Inaczej możemy tylko o tym pomarzyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz