W Polsce zaczynamy odczuwać konsekwencje kryzysu gospodarczego. Bezrobocie zaczyna wzrastać, pojawia się coraz więcej zwolnień grupowych, presja na obniżanie płac dotyka każdego, poza posłami w Sejmie, prognozy wzrostu gospodarczego zdają się marne... A tu wyskakuje nam sprawa Atrakcyjnego Kazimierza, który ma mieć kochankę, rozwodzić się i w ogóle zmieniać swoje życie na lepsze. Super. Rewelacja. Fascynujące...
Kazimierz Marcinkiewicz był dla mnie zawsze nieodgadnioną zagadką. Średnio sprawny polityk dzięki marketingowym chwytom stał się bożyszczem tłumów, bo oto jeździł na nartach albo też wykonywał masę podobnych sztuczek PRowych. Teraz znów pojawił się wśród błysków fleszy, by wziąć udział w prawdziwym lub domniemanym "skandalu towarzyskim". Skandalu, który wypłynął zapewne dlatego, że PO zastanawia się nad tym, czy były członek PiS nie byłby przypadkiem świetnym kandydatem na "jednykę" w Warszawie w najbliższych eurowyborach. Może i lepszym byłby Paweł Zalewski, też onegdaj "Prawy i Sprawiedliwy"? Któż to wie, na cóż i po cóż taką wieść gminną puszczono.
Szczerze mówiąc nie chce mi się o tej sprawie pisać więcej - więc pisał nie będę. Mi tam wsio rybka, czy kolejny polityk okazał się być "prawdziwym chrześcijaninem" czy też nie. Wszystko to marność, jako pisał już Kohelet - aż dziw bierze, że ktoś się w tym babra. No, ale już pisał Gasset w "Buncie Mas", więc odsyłam tamże. Chociaż z reguły notki piszę dłuższe, to jednak ta sprawa na takową nie zasługuje.
Kazimierz Marcinkiewicz był dla mnie zawsze nieodgadnioną zagadką. Średnio sprawny polityk dzięki marketingowym chwytom stał się bożyszczem tłumów, bo oto jeździł na nartach albo też wykonywał masę podobnych sztuczek PRowych. Teraz znów pojawił się wśród błysków fleszy, by wziąć udział w prawdziwym lub domniemanym "skandalu towarzyskim". Skandalu, który wypłynął zapewne dlatego, że PO zastanawia się nad tym, czy były członek PiS nie byłby przypadkiem świetnym kandydatem na "jednykę" w Warszawie w najbliższych eurowyborach. Może i lepszym byłby Paweł Zalewski, też onegdaj "Prawy i Sprawiedliwy"? Któż to wie, na cóż i po cóż taką wieść gminną puszczono.
Szczerze mówiąc nie chce mi się o tej sprawie pisać więcej - więc pisał nie będę. Mi tam wsio rybka, czy kolejny polityk okazał się być "prawdziwym chrześcijaninem" czy też nie. Wszystko to marność, jako pisał już Kohelet - aż dziw bierze, że ktoś się w tym babra. No, ale już pisał Gasset w "Buncie Mas", więc odsyłam tamże. Chociaż z reguły notki piszę dłuższe, to jednak ta sprawa na takową nie zasługuje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz