30 września 2011

Agnieszka Grzybek - Zielona energia dla Ciebie!


Bartłomiej Kozek: Agnieszko, po raz kolejny startujesz w wyborach. Powiedz, jaka byłaby pierwsza ustawa, jaką zgłosisz w Sejmie?

Agnieszka Grzybek: Jest kilka tematów, którymi chcę się zajmować w Sejmie. Częściowo są one związane z moją dotychczasową działalnością, a częściowo wynikają z zaangażowania w Zielonych i tematów ekologicznych, które podnosimy. Mówiłam o tym w swoim wystąpieniu na Kongresie Kobiet podczas sesji plenarnej „Dlaczego warto głosować na kobiety?”. Po pierwsze, ponieważ jestem pełnomocniczką Obywatelskiego Komitetu Inicjatywy Ustawodawczej „TAK dla Kobiet”, który w tej chwili zbiera podpisy pod obywatelskim projektem ustawy o świadomym rodzicielstwie oraz innych prawach reprodukcyjnych, to chciałabym dopilnować procedowania nad tym projektem. To będzie jedna z pierwszych ustaw wniesionych do Sejmu nowej kadencji, a ten będzie miał obowiązek przeprowadzić pierwsze czytanie w ciągu 3 miesięcy. Ponieważ z doświadczenia wiem, obserwując od lat jako przedstawicielka organizacji kobiecych, że Sejm bywa opieszały, jeśli chodzi o projekty dotyczące praw kobiet, to chciałabym, żeby tym razem było inaczej. Ta ustawa zakłada refundację antykoncepcji i zabiegów in vitro, wprowadzenie edukacji seksualnej z prawdziwego zdarzenia do szkół oraz liberalizację prawa do przerywania ciąży. Jednym słowem, przywraca kobietom godność i podmiotowość. Za równie ważną uważam nowelizację ustawy kwotowej. Wspólnie z innymi działaczkami Kongresu Kobiet zbierałam pod nią podpisy, a później pilotowałam sprawę w Sejmie. Nie udało nam się przekonać posłów i posłanek do wprowadzenia parytetu, zbyt duży był opór z ich strony. Ale jak wykazała w swojej analizie prof. Małgorzata Fuszara, już w tych wyborach partie umieściły na swoich listach co najmniej 40% kobiet, tyle że niekoniecznie na tzw. miejscach „biorących”. Dlatego oprócz parytetu będę zabiegała o wprowadzenie systemu suwakowego, czyli naprzemiennego umieszczania na listach wyborczych kobiet i mężczyzn. Wiem, że część środowisk feministycznych nie uważa kwot za sprawę istotną, ja jednak sądzę, że jest to mechanizm, który pozwoli przewietrzyć polską politykę i wprowadzić nowe osoby do tego zamkniętego obiegu. Poza tym wiem, że dzięki większej reprezentacji kobiet byłaby szansa na stworzenie wspólnego frontu przynajmniej w kilku sprawach z zakresu polityki społecznej, tyle że muszą one stanowić tzw. masę krytyczną, czyli musi ich być co najmniej 35-40%.

Równie ważne są dla mnie projekty legislacyjne z dziedziny ekologii. Chcę tworzyć warunki dla rozwoju taniej i czystej energii ze źródeł odnawialnych. Nowy Sejm jak najszybciej powinien przyjąć ustawę o odnawialnych źródłach energii, gdyż Komisja Europejska już skierowała sprawę przeciwko Polsce do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości za niewdrożenie dyrektywy 2009/28/WE z 23 kwietnia 2009 roku w sprawie promowania stosowania energii ze źródeł odnawialnych. Innym ekologicznym tematem jest przyjęcie ustawy o GMO – uważam, że w Polsce powinien obowiązywać zakaz na uprawy roślin z GMO.

B.K.: W dyskusji wyborczej dominują jak na razie głównie debaty o debatach – tymczasem problemów społecznych nie brakuje. Jednym z tematów, jakimi chcesz się zajmować w tej kampanii, to emerytury – dlaczego?

A.G.: Temat emerytur jest mi rzeczywiście bliski, nie tylko dlatego, że już wkroczyłam w drugą połowę życia… (śmiech). Przede wszystkim dlatego, że – jak wynika z rozmaitych analiz i symulacji – w nowym systemie emerytalnym wprowadzonym w 2009 roku jedną z grup najbardziej poszkodowanych są kobiety. W systemie opartym na zdefiniowanej składce wysokość naszych emerytur zależy od liczby przepracowanych lat i wysokości zarobków. Na starość będziemy mieć tyle, ile uzbieramy i ile ewentualnie zainwestujemy po drodze. Ponieważ kobiety pracują krócej niż mężczyźni – ze względu na wcześniejszy wiek emerytalny oraz przerwy w pracy związane z opieką nad dziećmi, a także zarabiają mniej (różnica w zarobkach kobiet i mężczyzn oscyluje wokół kilkunastu procent) i częściej wykonują zawody gorzej płatne, to i mniejszy uzbierają kapitał, z którego będą później wypłacane świadczenia. Jako pierwsze na ten problem uwagę zwracały organizacje kobiece. Pamiętam, że podczas jednej z ogólnopolskich konferencji organizacji i środowisk kobiecych zorganizowanej przez Fundację OŚKa w 1999 roku, kiedy reforma emerytalna wchodziła w życie, sformułowałyśmy postulat, aby wprowadzić równy, elastyczny wiek przejścia na emeryturę kobiet i mężczyzn. Nie wiem, czy uda się przywrócić system oparty na solidarności międzypokoleniowej, bo za bardzo się przywiązaliśmy do myślenia, że pieniądze w OFE są „nasze” i „pewne”, a w ZUS-ie, co prawda, też „nasze”, ale „niepewne”, bo państwo może po nie łatwo sięgnąć. Na pewno jednak system emerytalny należy zreformować na tyle, żeby opierał się na solidarności między płciami, tak aby kobiety z racji wskazanych wyżej czynników nie były poszkodowane. Część działań ma charakter bardziej długofalowy (np. stworzenie systemu wyceny pracy, monitorowanie zarobków kobiet i mężczyzn), ale część można realizować już. Nie rozumiem na przykład, dlaczego do tej pory nie wyrównano sytuacji kobiet samozatrudnionych. Państwo nie odprowadza za nie składek emerytalnych, jeśli przebywają na urlopie wychowawczym – są nierówno traktowane w stosunku do kobiet zatrudnionych na etat. Nie rozumiem, dlaczego koalicja PO-PSL czekała aż cztery lata z uchwaleniem ustawy żłobkowej, która znacznie poprawiłaby sytuację rodziców małych dzieci i umożliwiła kobietom powrót do pracy. 

Poza tym warto też uświadomić sobie, że w systemie emerytalnym z elementami kapitałowymi trudną sytuację mają te wszystkie osoby, które nie mogą liczyć na stałe zatrudnienie, pracują na tzw. umowy śmieciowe, z których nie są odprowadzane składki na ubezpieczenie społeczne. U nas mocno promuje się uelastycznienie rynków pracy, co ma być impulsem do zwiększenia konkurencyjności polskiej gospodarki. Ale trzeba też sobie jasno powiedzieć, że elastyczność ma swoje ciemne strony. Przedstawicielki Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych wyliczyły, że gdyby wszystkie pielęgniarki przeszły na kontrakty, to budżet państwa straciłby na tym 1 mld 400 tys., bo o tyle mniej pieniędzy wpłynęłoby do ZUS.

B. K.: W debacie na temat systemu emerytalnego pojawia się kwestia złamania solidarności międzypokoleniowej. Co sądzisz na temat pojawiającego się często argumentu, że jedynym sposobem na zachowanie wypłacalności systemu bardziej aktywna polityka demograficzna państwa?

A. G.: Na pewno powinna być ona jednym z elementów działań na rzecz zwiększenia stabilności i adekwatności świadczeń emerytalnych. Wypłata emerytur jest bowiem finansowana ze składek pracujących. Jednak to nie wystarczy. W związku z globalizacją wyzwaniem staje się w ogóle tworzenie nowych miejsc pracy, zmienia się bowiem charakter samej pracy, staje się ona coraz bardziej zautomatyzowana, wymaga stosowania najnowszych technologii. To, że się urodzi więcej dzieci, wcale nie oznacza, że znajdą one w przyszłości pracę. Dlatego potrzebne są kompleksowe działania: mądra polityka zatrudnienia, dobra polityka społeczna nastawiona na łagodzenie konfliktu między pracą a opieką, na włączanie w większym stopniu mężczyzn w opiekę nad dziećmi (np. poprzez wydłużenie urlopu ojcowskiego), tak żeby nie był to tylko problem kobiet, postrzeganych wskutek tego przez pracodawców jako mniej dyspozycyjne i dla firmy „problemowe”. W polityce zatrudnienia warto wykorzystać inwestycje w zielone miejsca pracy w nowych, ekologicznych sektorach gospodarki. Z różnych szacunków wynika, że jest szansa na stworzenie 100-150 tys. nowych miejsc pracy w najbliższej dekadzie w sektorze energetyki odnawialnej i poprawy efektywności energetycznej. 

B. K.: Pozostając jeszcze przy ludziach młodych – przed miesiącem rząd PO-PSL zorientował się, że młodzi ludzie mają coraz ciężej na rynku pracy. Furorę zaczęły robić takie pojęcia, jak prekariat czy umowy śmieciowe. Czy zamierzasz poruszać ten temat w swojej kampanii i jakie rozwiązania proponujesz?

A. G.: Temat ten nie jest dla mnie nowy. Kwestie ekonomiczne, właśnie prekariat, outsourcing, czyli redukowanie etatowego zatrudnienia w ramach cięć kosztów pracy i delegowanie zadań do wykonania do firm zewnętrznych, coraz powszechniejsze zatrudnianie ludzi na umowy śmieciowe, były problemami, które podnosiłyśmy na ostatnich dwóch manifach organizowanych przez Porozumienie Kobiet 8 Marca. To miło, że rząd w swoim raporcie dostrzegł wreszcie problem, o którym różne środowiska lewicowe, feministyczne, także Zieloni mówią od dawna. Po pierwsze, trzeba zrewidować pojęcie elastyczności i rozpocząć debatę na ten temat. Uświadomić sobie, że zatrudnienie na pozakodeksowe umowy o pracę w przyszłości przełoży się na brak zabezpieczenia na starość, oznacza także brak dostępu do opieki zdrowotnej, chyba że się za nią zapłaci. Po drugie, należy zdemistyfikować mit rzekomo wysokich w Polsce kosztów pracy, które „utrudniają” polskiej gospodarce konkurowanie z firmami z innych krajów. To nie wysokie koszty pracy, ale brak inwestowania w edukację, kulturę, tworzenie kapitału kulturowego, intelektualnego i społecznego skutkuje niską konkurencyjnością i innowacyjnością polskiej gospodarki. Jak mawia Beata Chmiel, liderka ruchu Obywatele Kultury, przodujemy w kopalnictwie metali kolorowych, ale jesteśmy w tyle, jeśli chodzi o przemysły innowacyjne, kreatywne. Po trzecie wreszcie, trzeba skończyć z fikcyjnym samozatrudnieniem i nadużywaniem przez pracodawców umów cywilnoprawnych poprzez wprowadzenie jednolitego oskładkowania umów niezależnie od formy zatrudnienia. W naszej uchwale programowej o pracy, przyjętej podczas tegorocznego Kongresu Programowego, postulujemy także stworzenie wykazu zawodów, w których nie można by zatrudniać na pozakodeksowe umowy o pracę. Ponadto popieramy postulat Europejskiego Forum Młodych, żeby płacić studentkom i studentom za odbyty staż i skończyć w ten sposób z wyzyskiwaniem młodych ludzi, którzy godzą się pracować za darmo w nadziei, że upragniony wpis w CV pomoże im w przyszłości zdobyć pracę. Jakąkolwiek pracę, bo w ostatnich latach zwiększyło się bezrobocie osób z wyższym wykształceniem.

B. K.: Przejdźmy na chwilę do jeszcze młodszych – do dzieci w żłobkach i przedszkolach. Wszystkie formacje polityczne obudziły się nagle zdumione, że przyjęta przez nie w Sejmie legislacja doprowadziła do podwyżek kosztów dla rodziców. Jak Zieloni zamierzają poradzić sobie z tym i innymi problemami związanymi z opieką przedszkolną, jak chociażby niższą dostępnością placówek na obszarach wiejskich?

A. G.: Problem z brakiem miejsc w żłobkach i przedszkolach jest pokłosiem polskiej transformacji, kiedy na początku lat dziewięćdziesiątych w ramach cięć kosztów obcięto fundusze na usługi publiczne. To wtedy upowszechnił się trend, który do dziś trudno odwrócić, przerzucający całość kosztów związanych z opieką nad dziećmi, ale także nad osobami niepełnosprawnymi, niemogącymi samodzielnie funkcjonować, na rodziny. W efekcie ten ciężar spadł na barki kobiet. Ponieważ wielu rodzinom trudno kupić na rynku usługi opiekuńcze, bo jest to zbyt duże obciążenie dla domowych budżetów, dlatego to najczęściej kobiety rezygnują z pracy, żeby się zająć dziećmi. W związku z tym po pierwsze, należy sobie uświadomić, że oprócz produkcji jest także sfera reprodukcji i że państwo powinno ponosić koszty związane z opieką. Ustawa żłobkowa jest o tyle korzystna, że stworzyła lepsze możliwości tworzenia żłobków i zróżnicowała formy opieki nad małymi dziećmi, tyle że ciężar jej realizacji przerzucono na barki samorządów, które nie mają na ten cel pieniędzy. Dlatego jestem za tym, aby przyszły Sejm przyjął zaproponowaną przez Związek Nauczycielstwa Polskiego ustawę o wychowaniu przedszkolnym, która zapewnia dostęp do przedszkola od drugiego roku życia oraz finansowanie ze środków budżetu państwa. Ewentualnie można pomyśleć o takim rozwiązaniu, aby samorządy bogatsze finansowały żłobki i przedszkola w 50%, natomiast biedniejsze powinny otrzymywać w całości dotację budżetową. W tej chwili, choć rząd się chwali, że zwiększyła się liczba dzieci korzystających z przedszkoli, to warto sobie uświadomić, że stosuje się przy tym kreatywną księgowość. Wiele placówek jest finansowanych ze środków Unii Europejskiej i jeśli te fundusze się skończą, to albo rodzice w całości będą musieli ponieść koszty opieki, albo placówki te zostaną zamknięte. Poza tym ze względu na obowiązek zerówki rodzice posyłają dzieci do przedszkoli, co podnosi wskaźniki, ale już w grupie młodszych dzieci liczby te są mniejsze. Po prostu pora sobie uświadomić, że opieka przedszkolna to nie koszt, ale inwestycja w przyszłość dzieci, ale także w przyszłość emerytalną, głównie ich matek.

B. K.: Zieloni coraz bardziej poszerzają swoje kompetencje w dziedzinach, takich jak polityka społeczna czy ekonomiczna. Nie byłoby jednak zielonej polityki bez ekologii, zatem moje kolejne pytanie brzmi: jakie tematy ekologiczne zamierzasz poruszać w Sejmie?

A. G.: Spektrum jest dosyć szerokie, kierować się zamierzam naszą uchwałą o polityce klimatyczno-energetycznej. Dla mnie jedną z ważniejszych kwestii jest polityka energetyczna. Rząd już podjął decyzję, bez rzetelnej debaty i konsultacji społecznych, w sprawie budowy elektrowni atomowych w Polsce. Tymczasem jest to rozwiązanie najbardziej kosztowne, zwiększające uzależnienie Polski, bo przecież nie mamy własnych złóż uranu, ani technologii ani fachowców i wszystko to będziemy musieli „kupić”. Poza tym technologia jądrowa jest niebezpieczna, jak pokazała nie tylko katastrofa w Fukushimie, oznaczona siódmym, najwyższym stopniem w skali INES, ale także inne „incydenty”, o których mało kto mówi. Na przykład kilka lat temu w Forsmark w Szwecji o mały włos, a doszłoby do katastrofy porównywalnej jak w Czarnobylu, gdyż z niewiadomych przyczyn nastąpiła przerwa w dostawie prądu i nie włączył się awaryjny system chłodzenia. Z kolei w budowanej w Olkiluoto w Finlandii elektrowni już miało miejsce ponad 3 tys. incydentów. Do tej pory nie został rozwiązany problem składowania odpadów radioaktywnych, więc w gruncie rzeczy przerzucamy go na barki przyszłych pokoleń. To one będą musiały sobie poradzić ze „spadkiem” po nas, a jest to wysoce niesprawiedliwe. Zamiast technologii jądrowej należy postawić na rozwój energetyki odnawialnej. Z raportu „Pracując dla klimatu”, przygotowanego przez ekspertów Primum Polska (dawny Ecofys Poland) na zlecenie Greenpeace, wynika, że do 2030 roku możemy produkować aż do 46,6% energii ze źródeł odnawialnych. Uważam, że powinniśmy przeprowadzić referendum i to społeczeństwo powinno zadecydować o tym, czy w Polsce mają stanąć elektrownie atomowe.

B. K.: Nie zapominajmy, że Twoje korzenie tkwią w ruchu kobiecym, zatem nie sposób nie zapytać Ciebie o to, jakie, Twoim zdaniem, są aktualnie największe bolączki kobiet w Polsce i jakie rozwiązania proponujesz?

A. G.: Litania może być długa. Trudno uniwersalizować, bo wszystko zależy od indywidualnej sytuacji, ale także i statusu społecznego. Kobietom zamożniejszym na pewno łatwiej sobie radzić, choć uważam, że w przypadku dyskryminacji ze względu na płeć sytuacja jest równie trudna. Jeśli zwalnia się kobietę z pracy, która wraca po urodzeniu dziecka, to nie ma znaczenia, czy pracuje ona w korporacji czy w sklepie. Jedna i druga staje przed koniecznością znalezienia nowej pracy. A takie przypadki wcale nie należą do rzadkości. Poza tym do uregulowania są przede wszystkim kwestie związane z zapewnieniem dostępności do świadczeń z zakresu zdrowia reprodukcyjnego. I to z dwóch powodów: dlatego, że restrykcyjna ustawa antyaborcyjna w poważny sposób ogranicza prawo kobiet do samostanowienia, ale również dlatego, że to jest także kwestia ekonomiczna. Kobiety, które mają środki, albo mają je skąd pożyczyć, poradzą sobie, jeśli będą w niechcianej ciąży i nie będą chciały jej kontynuować. Albo skorzystają z podziemia aborcyjnego na miejscu, albo wyjadą do jakiejś kliniki zagranicznej. Przez lata nam powtarzano, że kompromisu z 1993 roku, kiedy uchwalono restrykcyjną ustawę o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży, nie należy ruszać, bo czeka nas nowa wojna ideologiczna. Tyle że jeśli w ogóle o jakimkolwiek kompromisie może być mowa, to o zawartym między politykami i hierarchami kościoła katolickiego. W zamian za poparcie kościoła dla reform z czasów transformacji zdecydowano się zaostrzyć przepisy, a cenę zapłaciły kobiety. Cena to wysoka, dość przypomnieć, że w tej chwili w Europejskim Trybunale Sprawiedliwości w Strasburgu czeka na rozpatrzenie sprawa Z. przeciwko Polsce. Sprawa szczególnie drastyczna, dotyczy bowiem śmierci młodej dziewczyny, która umarła, bo lekarze – bojąc się, że może dojść do poronienia – odmówili jej leczenia, kiedy zachorowała na owrzodzone zapalenie jelita grubego. Ekonomiczny wymiar ma także dostępność do zabiegów in vitro, bo niezamożnych par nie stać na skorzystanie z dobrodziejstw współczesnej medycyny, a także zapewnienie dobrych warunków kobietom rodzącym. Jeśli cię na to stać, rodzisz w komforcie, jeśli nie – w bólu, bo jak powiedziała min. Ewa Kopacz, wykluczając bezpłatne znieczulenie ze standardów opieki okołoporodowej, „rodzenie musi boleć”.

Wkrótce będzie dostępny alternatywny raport z realizacji Konwencji w sprawie likwidacji wszelkich form dyskryminacji kobiet, przygotowany przez Koalicję KARAT z udziałem wielu ekspertek i ekspertów od polityki równościowej, i do jego lektury gorąco zachęcam. 

Agnieszka Grzybek – działaczka polityczna i społeczna, tłumaczka i redaktorka. Współzałożycielka Porozumienia Kobiet 8 Marca, organizującego manify od 2000 roku, członkini Rady Programowej Kongresu Kobiet, pełnomocniczka obywatelskiego komitetu inicjatywy ustawodawczej „TAK dla Kobiet”. W latach 2002-2005 członkini Rady Programowo-Konsultacyjnej przy Pełnomocniczce Rządu ds. Równego Statusu Kobiet i Mężczyzn. Członkini Zielonych 2004 i Koalicji Kobiety przeciwko Atomowi.

29 września 2011

Priorytety Zielonych w polityce zagranicznej i europejskiej


Polska przez ostatnie dwie dekady przeszła drogę niewyobrażalną dla poprzednich generacji. Od państwa satelickiego Układu Warszawskiego do członka Unii Europejskiej i Paktu Północnoatlantyckiego. Wchodząc w drugą dekadę XXI, powinniśmy spojrzeć na rolę Polski w świecie i Europie w nowy sposób, pozbawiony dotychczasowych obaw i uprzedzeń. Konieczne jest nowe otwarcie w polityce zewnętrznej, które musi być poprzedzone rewizją sposobu, w jaki postrzegamy nasz kraj. Pragmatykę uczestnictwa i rachunku symbolicznego powinniśmy zastąpić pragmatyką odpowiedzialności za Europę i za nadzieje tych, którzy przez ostatni czas nie mieli tylu sprzyjających okoliczności.

Zieloni jako ruch polityczny wywodzący się z tradycji pacyfistycznych i antyimperialnych, zdecydowanie odrzucają imperialne ambicje kolejnych polskich rządów, które w odpowiednio groteskowej formie pobrzmiewają w polskiej polityce zagranicznej. Jesteśmy sceptyczni wobec udziału polskich wojsk w misji afgańskiej, podobnie jak miało to miejsce podczas operacji irackiej.

Za absolutny długofalowy priorytet w polityce europejskiej Zieloni uznają budowę pozycji Polski jako wiarygodnego członka struktur europejskich. Ten cel można osiągnąć jedynie poprzez wyjście z pozycji „drugiej prędkości” w zakresie respektowania praw człowieka, praw obywatelskich oraz pracowniczych, jak również walki z wykluczeniem socjalnym. To cel jakże różny od priorytetów transformacyjnej logiki urynkowienia każdej dziedziny życia, ale wartości te postrzegamy jako jedyną możliwą drogę do wzmocnienia pozycji Polski w ramach projektu europejskiego.

W związku z tym za najpilniejsze cele w polskiej polityce zewnętrznej uznajemy:

- Jak najszybsze i bezwarunkowe ratyfikowanie Karty Praw Podstawowych. Dotychczasową zwłokę oraz towarzyszącą jej pokrętną argumentację uznajemy za jedną z największych kompromitacji polskich elit politycznych ostatnich latach.

- Uznanie Partnerstwa Wschodniego za strategiczny, długofalowy projekt, który może być tylko wtedy efektywny, jeśli zostanie oparty na silnej współpracy kulturowej i naukowej. Kraje takie jak Gruzja, Azerbejdżan, Białoruś czy Mołdawia potrzebują rzeczywistego otwarcia na wymianę idei oraz ludzi po to, by w perspektywie kolejnych lat móc wzmacniać wewnętrzne mechanizmy demokratyczne. Konieczne jest wdrożenie do programów EuroNest modułów działających na rzecz wzmacniania szczególnie praw kobiet na Kaukazie oraz nieselektywnie rozumianych praw człowieka. W dalszej kolejności widzimy też potrzebę poprawy relacji politycznych i gospodarczych z Rosją, jako jednym z bardzo ważnych naszych sąsiadów.

- Konieczne jest zredefiniowanie charakteru stosunków transatlantyckich w perspektywie bilansu kosztów i nakładów poniesionych przez obie strony. Mimo wielkiej sympatii żywionej dla Ameryki oraz roli, jaką wielokrotnie odegrała w naszej historii, warto jest zastanowić się, czy kolejne projekty polityczno-biznesowe, takie jak przeciągająca się interwencja w Afganistanie, agresywna promocja GMO i koncesje na wydobycie gazu łupkowego są tym, o co walczyliby Kościuszko z Pułaskim.

- Uznanie polityki ograniczania emisji CO2 za szansę na modernizację polskiej gospodarki oraz zwiększenie efektywności energetycznej. Dalszy sprzeciw wobec europejskiej polityki w tym zakresie jest dla Zielonych działaniem wbrew polskiej racji stanu. Jedynie używając mniej energii, Polska może stopniowo zmniejszać polityczne koszty związane z importem surowców kopalnych.

W długiej perspektywie uznajemy, iż kluczowe jest takie zrozumienie roli Polski na arenie międzynarodowej, które ostatecznie zerwie z pozostałościami zimnowojennego myślenia o strefach wpływów oraz budowaniem pozycji lokalnego lidera. Jak pokazuje przykład relacji z Litwą czy Czechami, ta droga nie prowadzi do trwałych rozwiązań. Dlatego postulujemy:

- Zdecydowane działanie na rzecz pojednania polsko-litewskiego na najwyższym szczeblu politycznym oraz jednostronne poczynienie ustępstw w najbardziej zapalnych kwestiach. Historia stosunków polsko-litewskich w XX wieku jest zbyt bolesna, by pozwolić jej wpływać na stosunki europejskie oraz bezpieczeństwo energetyczne w naszym regionie.

- Podobne działania są konieczne w stosunku do Czech, gdzie m.in. pamięć udziału polskich wojsk w interwencji w 1968 roku jest wciąż trudnym miejscem na mapie wspólnej historii. Jeśli logika „polityki historycznej” ma jakikolwiek sens, to należy go upatrywać w symbolicznym zakończeniu tego rozdziału.

- Wyciągniecie ręki do Ukrainy, które miało miejsce podczas „pomarańczowej rewolucji”, mimo jej politycznej klęski, powinno być kontynuowane poprzez wdrażanie jednostronnych programów stypendialnych i wymiany naukowej między polskimi i ukraińskimi ośrodkami naukowymi.

- Konieczne jest wywieranie wpływu w instytucjach europejskich, żeby wzięły pod uwagę współpracę z białoruską opozycją, która mimo wielu strukturalnych słabości jest jedynym partnerem do wspólnych rozmów. Warto zwrócić uwagę na możliwości dotyczące ułatwień w ruchu wizowym dla Białorusinów.

- W perspektywie najbliższych dwu dekad Europa ze swoją strukturą demograficzną będzie potrzebować kolejnych imigrantów i imigrantek. W interesie Polski jest, aby proporcjonalna część przybyszy, na których Europa będzie się otwierać, pochodziła z krajów objętych programem Partnerstwa Wschodniego.

28 września 2011

Kultura bez zawłaszczania. Priorytety Zielonych w polityce kulturalnej


Kultura określa sposób, w jaki rozumiemy świat i jak postrzegamy samych siebie w relacji do niego. Ostatnie dwie dekady były okresem, kiedy polityka kulturalna stawała się ofiarą mechanicznie aplikowanych neoliberalnych postulatów oraz szeregu zwykłych zaniedbań.

Infrastruktura kulturalna jest obecnie w stanie, w którym konieczne są zdecydowane działania. Redukowanie problemów do braku środków jest jedynie mało subtelnym sposobem omijania tego, co istotne. W świadomości decydentów istnieje głęboko zakorzenione rozróżnienie na kulturę wysoką i niską, co powoduje brak realnej wizji obecności państwa i środków publicznych w procesach tworzenia i recepcji zjawisk kulturalnych.

Polski system edukacji, a szczególnie uczelnie wyższe, z nielicznymi wyjątkami, nie są w stanie edukować odbiorców sztuki, teatru czy literatury. Edukują mniej lub bardziej wybrednych konsumentów reklam i rozrywki. Wzmocnić należy publiczną ofertę edukacji artystycznej. Jest to jedna z największych porażek okresu polskiej transformacji – i w kolejnych latach powinnyśmy zmierzać do powstrzymania tego procesu.

Należy również zapewnić warunki do prowadzenia projektów artystycznych w atmosferze wolnej od nacisków ideologicznych i politycznych, w szczególności dotyczy to sytuacji, kiedy mają być one finansowane z środków publicznych.

Decydującą rolę w utrzymaniu infrastruktury kulturalnej musi spełniać państwo. Każda inna forma finansowania może być jedynie okazjonalnym uzupełnieniem środków przeznaczanych z budżetów publicznych. Mądrze i odpowiedzialnie kształtowana polityka kulturalna jest jednym z największych wyzwań najbliższych lat.

Mając to na uwadze, Zieloni uważają, że:

- W polskich instytucjach kulturalnych – muzeach, teatrach, galeriach istnieje archaiczny system zarządzania. Konkursy na kadencyjne stanowiska nie są normą, lecz wyrazem dobrej woli decydentów, a nieodwoływalni dyrektorzy reprodukują archaiczne wzorce projektów kulturalnych. W wielu przypadkach instytucje te są strukturalnie osłabiane przyzwoleniem na nepotyzm i mierność.

- Decydenci rozdzielający środki publiczne bezrefleksyjnie promują jednorazowe efektowne wydarzenia kosztem długofalowych projektów. Rozdzielanie środków publicznych powinno być poddane rzeczywistej konsultacji społecznej, a tam, gdzie to możliwe, w ten proces należy włączyć mechanizm budżetu partycypacyjnego. Oferta kulturalna musi być różnorodna w formie i treści, tak by każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Ambitne wydarzenia z kręgu kultury wysokiej, masowe imprezy rozrywkowe, oddolne inicjatywy twórcze i prestiżowe międzynarodowe festiwale – wszystko to składa się na różnorodność, dzięki której kultura tętni życiem.

- Nie istnieje publiczna kontrola nad nielicznymi konkursami dyrektorskimi. Do dziś w wielu instytucjach osoby bez żadnego przygotowania merytorycznego pełnią najważniejsze funkcje decyzyjne. Wiąże się to z karygodnym upolitycznieniem zasad nominacji.

- Od ponad dwu dekad na publiczne instytucje kultury wywierana jest presja polityczna. Wszelkie krytyczne inicjatywy są obarczone ryzykiem konsekwencji personalnych oraz ograniczania środków. Promuje to w wielu przypadkach produkcje o charakterze rozrywki świetlicowej, dotyczy to również oper i teatrów w dużych miastach.

- Trwająca od wielu lat agonia mediów publicznych jest jednym z najbardziej niepokojących zjawisk. Uważamy, iż blisko 40-milionowy kraj stać na utrzymanie dwu, trzech publicznych kanałów telewizyjnych i radiowych, tworzonych bez ordynarnej politycznej i reklamowej presji.

- Konkurencja między placówkami kulturalnymi nie powinna być najważniejszym kryterium, obowiązującym w sektorze kulturalnym. Ma on służyć polepszeniu jakości życia i sprzyjać walce z wykluczeniem społecznym. Każdy i każda z nas ma prawo do jak najszerszego udziału w życiu kulturalnym, a także do aktywnego uczestnictwa w tworzeniu kultury, zarówno w charakterze jej odbiorcy, jak i twórcy.

- Mając to na uwadze, sądzimy, że instytucje kulturalne powinny mieć zapewnione stabilne podstawy finansowe swojego funkcjonowania. Nie wierzymy, że na miejscu likwidowanych publicznych bibliotek czy domów kultury automatycznie pojawią się instytucje niepubliczne. Przyzwolenie na to, by samorządy pozbywały się instytucji kulturalnych powodować będzie kolejne wykluczenia. Kraj podzieli się na kulturalną Polskę A i B. Biblioteki, wideoteki, muzea, dotacje dla twórczości dokumentalnej, teatrów objazdowych czy też mediów kulturalnych, takich jak radiowa „Dwójka” i TVP Kultura, powinny mieć gwarancje finansowe, umożliwiające ich funkcjonowanie i zapewnianie szerokiego dostępu do zróżnicowanych form kultury.

- Możliwość odpisania dotacji na wspieranie działalności kulturalnej i społecznej, ukierunkowanej na wyrównywanie szans, wspieranie postaw ekologicznych oraz działania antydyskryminacyjne, do wysokości 1% CIT przez firmy promujące kulturę byłaby krokiem w dobrym kierunku, nie może jednak stać się jedynym źródłem finansowania kultury w naszym kraju.

- Uważamy, iż obecna stawka 23% VAT na zakup obiektów sztuki współczesnej jest dowodem na całkowite niezrozumienie roli kolekcjonowania sztuki w systemie kultury. W naszej opinii przyczynia się ona jedynie do utrzymywania tej części działalności w szarej strefie.

- Dostrzegamy potrzebę prawnego zagwarantowania możliwości korzystania z publicznej infrastruktury kulturalnej, np. przez niezależne inicjatywy twórcze czy oddolne inicjatywy społeczne. Lokalne placówki kulturalne powinny aktywniej działać na rzecz włączenia lokalnych społeczności, organizacji pozarządowych i grup nieformalnych do swoich działań i dawania im narzędzia np. do wspólnego ubiegania się o fundusze europejskie. Samorządy powinny powoływać komisje dialogu społecznego w sprawach kultury, opiniujące ich politykę w tym zakresie.

- Jesteśmy zdecydowanie przeciwni zawłaszczaniu publicznych środków do inspirowania procesów gentryfikacyjnych (tj. wykorzystywania odnowy centrów miast do podwyżki czynszów i zmiany ich struktury społecznej) w rewitalizowanych dzielnicach polskich miast. W wielu przypadkach dzieje się to z udziałem publicznie finansowanych projektów artystycznych.

- Osobną, coraz bardziej palącą kwestią jest dostępność kultury w Internecie. Wspieramy pomysły dotyczące cyfryzacji dziedzictwa kultury polskiej i jego umieszczenia w domenie publicznej. Uznanie Internetu za usługę powszechną i inwestycje infrastrukturalne w zapewnienie powszechnego dostępu do sieci dają szanse na znaczne zwiększenie dostępu do kultury. Władze publiczne muszą stać na straży domeny publicznej, broniąc jej przed wydłużaniem praw autorskich i wszelkimi pomysłami na ich zaostrzenie, gdyż już dawno przestały one służyć ochronie praw twórczyń i twórców. Internet, także dla dobra kultury, musi mieć gwarancje ochrony wolności słowa, nie zaś zamykania go w obrębie rejestrów stron niedozwolonych. Postulujemy ujednolicenie stawki VAT na książki papierowe i elektroniczne.

- Oświadczamy, że programowo decydujemy się walczyć o zmiany w polskiej kulturze nakreślone przez Obywateli Kultury, w tym m.in. o zwiększenie dostępu do kultury, zwłaszcza w mniejszych miejscowościach. Zieloni opowiadają się także za działaniami zapobiegającymi wykluczaniu z kultury oraz za podnoszeniem kompetencji kulturalnych obywateli i dlatego zgadzają się, że program promocji czytelnictwa i edukacja kulturalna to najważniejsze dziś wyzwania dla państwa i jego instytucji.

- Zieloni uznają za kierunkowe stwierdzenie, iż „najefektywniejszym narzędziem wyrównywania szans w dostępie do kultury i edukacji jest telewizja publiczna. Z tego względu musi być ona gruntownie zreformowana i wyposażona w środki na misję.

- Zieloni popierają postulaty Obywateli Kultury, związane zwłaszcza ze wspieraniem inicjatyw społecznych, zagwarantowaniem równych praw w konkursach grantowych dla instytucji, organizacji pozarządowych i podmiotów prywatnych, zwiększeniem nakładów na edukację obywatelską, medialną i kulturalną, w tym wyodrębnieniem środków na inicjatywy obywatelskie.

Wieloletnia współpraca z artystami i artystkami oraz ideowa pochwała różnorodności pozwala nam podkreślić, że Zieloni zdecydowanie zgadzają się ze stwierdzeniem, iż: „Państwo, stając na straży wolności słowa i wolności twórczej, ma obowiązek wspierania także sztuki krytycznej, eksperymentalnej oraz działalności kulturalnej skierowanej do obywateli o różnym światopoglądzie”.

- Zieloni deklarują otwarte i aktualizowane na bieżąco wspieranie działań Obywateli Kultury (więcej: Strona Obywateli Kultury).

27 września 2011

Świeckie państwo – pokojowa koegzystencja


Świeckie państwo to dla nas państwo tolerancji i akceptacji dla różnorodności światopoglądowej, w którym wszystkie obywatelki i obywatele, niezależnie od wyznawanego systemu wartości, wiary oraz osoby niewierzące, mają równe prawa i szanse funkcjonowania w przestrzeni publicznej.


Zieloni postulują, aby świeckość – pojęta jako rozdział religii od sfery publicznej – stała się jednym z podstawowych celów modernizacji Polski.

Zieloni nie zgadzają się na tzw. „polityczny kompromis” wobec polskiego kościoła katolickiego, który przez lata rozszerzył się niebezpiecznie, rozciągając początkowo ustępstwo tylko ideologiczne na obszary tak przyziemne, a mające wpływ na budżet polskiego państwa, jak przywileje celne, podatkowe, czy te dotyczące zwrotu majątków oraz sporych dotacji. Wypierając obywateli i obywatelki innych wyznań oraz osoby niewierzące na pozycje ledwie tolerowanego marginesu.

Nie zgadzamy się z dobijaniem – kosztem interesu publicznego – targów na poziomie: konkordat za Konstytucję, zwrot majątku w zamian za łagodzenie nastrojów społecznych w kryzysowych latach na początku transformacji, praw kobiet w zamian za poparcie wstąpienia do Unii Europejskiej. Kościół umiejętnie wykorzystuje „przychylność” wszystkich środowisk partyjnych, chodzi wszak o to, aby jego interesy były brane pod uwagę nie przez jedną siłę, lecz przez większość podmiotów politycznych. Nie zapominamy jednak, że pojęcie neutralności światopoglądowej państwa zastąpiono w polskiej Konstytucji słowem „bezstronność”, co skutkuje brakiem realnego rozdziału państwa od kościoła.

Jesteśmy przekonani, że możliwe jest zbudowanie praktyki politycznej i instytucjonalnej respektującej zasady świeckiego państwa, otwartego na różnorodność tożsamości oraz postaw światopoglądowych. Co więcej, w ramach tego modelu możliwe jest wykorzystanie pozytywnego potencjału instytucji religijnych, w tym kościoła katolickiego.

- Mimo niekwestionowanej roli, jaką kościół katolicki odgrywa w polskim życiu publicznym, uważamy iż rola ta jest często negatywna. Problemem nie jest jednak samo stanowisko władz kościelnych, lecz pernamentny serwilizm polityków wszystkich opcji. Uważamy, iż jest to głęboko kompromitująca wada dorobku ponad 20-letniej polskiej demokracji, której winni są zarówno politycy, jak i media.

- Sprzeciwiamy się uznawaniu za wiążące przez decydentów politycznych opinii hierarchii kościelnej. Przykładami takich działań jest kwestia praw i zdrowia reprodukcyjnego, m.in. dostępności antykoncepcji, edukacji seksualnej w szkołach, refundacji zabiegów in vitro, regulacji prawa do przerywania ciąży.

- Jesteśmy przeciwni dominacji w debacie publicznej języka hierarchii kościelnej. Prowadzi to do deprecjacji praw kobiet oraz reprodukowania postaw wrogich wobec każdej odmienności – płciowej, seksualnej, etnicznej, a także postaw szkodzących budowie prawdziwie obywatelskiego, wielokulturowego społeczeństwa.

- Jesteśmy przeciwni uprzywilejowanej roli kościoła katolickiego w procesach legislacyjnych, na każdym szczeblu administracji państwowej.

- Wyrażamy głęboki niepokój wobec braku dyskusji nad obecnością nauczania religii w szkołach. Mamy w pamięci oddalenie skarg dwu kolejnych rzeczników praw obywatelskich (prof. Ewy Łętowskiej i prof. Tadeusza Zielińskiego), którzy protestowali przeciwko łamaniu przez tę instrukcję Konstytucji i podstawowych reguł demokracji. Konieczne jest zbadanie konstytucyjności obecnie obowiązujących regulacji w tym zakresie. Lekcje religii powinny odbywać się poza szkołą publiczną, a na ich miejsce postulujemy wprowadzenie etyki i religioznawstwa. Nie zgadzamy się na obecność symboli religijnych w instytucjach państwowych wszystkich szczebli i wpisywanie ocen z religii na świadectwie maturalnym.

- Uważamy, iż zakres zaniechań oraz politycznej spolegliwości, który został ujawniony podczas prac tzw. Komisji Majątkowej, jest procesem, który ujawinia potężną strukturalną słabość polskiej demokracji oraz aparatu państwa. Opowiadamy się za podjęciem politycznych działań umożliwiających odzyskanie przez samorządy majątku przekazanego w wyniku działalności Komisji Majątkowej lub uzyskania słusznego odszkodowania.

- Domagamy się otwarcia dyskusji nad prawno-finansowym aspektem relacji państwo-kościół. Uważamy, iż dyskusja ta powinna być otwarta poprzez upublicznienie pełnej informacji o przywilejach i realnych dochodach osiąganych przez instytucje kościelne. Na tej podstawie powinna być dokonana rewizja regulacji, które w naszej opinii są źródłem nieuprawionych przywilejów poważnie obciążających budżet państwa.

- Domagamy się rewizji zasad zatrudniania osób duchownych w instytucjach publicznych. Rozrostowi administracji towarzyszy ciągle rosnąca liczba kapelanów, dla której trudno jest znaleźć uzasadnienie w ramach logiki państwa neutralnego światopoglądowo.

- Jesteśmy zaniepokojeni wzrostem zatrudnienia osób duchownych na publicznych uczelniach (poza fakultetami teologicznymi), gdzie bardzo często odpowiadają za nauczanie przedmiotów humanistycznych. W przytłaczającej większości przypadków angaż dokonywany jest z pominięciem posiadanej przez nich specjalności naukowej oraz procedur konkursowych.

- Jesteśmy zdecydowanie przeciwni praktyce wpisywania ocen z religii na świadectwie maturalnym. W sytuacji, gdy proces nauczania religii w szkołach publicznych nie jest poddany kontroli dydaktycznej administracji oświatowej, a zatrudnienie nauczyciela religii wymaga zgody kurii – jest to praktyka wysoce naganna.

- Jesteśmy jednak przekonani, iż wiedza o religii powinna być istotnym elementem edukacji na poziomie ogólnokształcącym. Elementy religioznawstwa powinny służyć przygotowaniu do zrozumienia społeczeństwa wielokulturowego, jak również pogłębiać zrozumienie historycznych horyzontów własnej tradycji duchowej (m.in. dynamiki zmian, jakie w niej zachodziły podczas spotkań z wpływami innych religii; sprowokowanie refleksji nad własną tożsamością duchową oraz jej przyszłością w aspekcie filozoficznym/etycznym, antropologicznym, socjologicznym, historiozoficznym itp.). W obecnej formie nauczanie religii jest narzędziem wzmacniania homogenicznej struktury społecznej, a nieraz i wymuszonej indoktrynacji.

- Nadreprezentacja związanych z kościołem katolickim organizacji pozarządowych w procesie aplikowania o środki publiczne jest w naszej opinii zjawiskiem świadczącym o słabości procesów decyzyjnych. Jesteśmy przekonani o konieczności większej społecznej kontroli nad tym zjawiskiem.

- Opowiadamy się przeciwko faworyzowaniu jakichkolwiek kościołów i związków wyznaniowych w obszarze ochrony dostępu do danych osobowych. Byli wyznawcy religii powinni mieć możliwość usunięcia swoich danych na życzenie z kościelnych kartotek. Nie zgadzamy się na to, aby procedurę przystępowania i występowania z kościołów oraz związków wyznaniowych regulowało samowolne prawo kanoniczne, a nie świeckie. Uważamy, że należy uprościć procedurę apostazji oraz poddać dyskusji możliwość formalnego zapisywania niepełnoświadomych dzieci jako wyznawców danej religii.

- Domagamy się usunięcia z polskiej legislacji zapisów o ochronie wartości chrześcijańskich, np. z ustawy o radiofonii i telewizji oraz uchylenia przepisów kodeksu karnego o obrazie uczuć religijnych, wykorzystywanych jako narzędzie nieformalnej cenzury, ograniczających wolność wypowiedzi.

26 września 2011

Krótkie myśli, ciekawa książka


Ponieważ od jakiegoś czasu piszę nad wyraz intensywnie, chciałbym nie pisać tym razem zbyt dużo. Nie ma zresztą co się rozpisywać na temat książki, która składa się z felietonów. Felietony to gatunek dość krotochwilny, delikatny i zabawny, a jednocześnie skłaniający do odrobiny refleksji. Wszystkie te warunki "Lewomyślnie" Romana Kurkiewicza zdaje się spełniać. Najlepiej czytać tę książkę powoli - styl, który sprawdza się w cotygodniowych odstępach, w większych dawkach może być nieco monotonny, a nie o wzbudzanie uczucia monotonii tu chodzi. Z perspektywy czasu, czytając zbiór tekstów, publikowanych w "Przekroju" w latach 2009-2011, możemy zobaczyć, o jakich tematach, którym zdarzało się nas elektryzować zdarzyło się nam zapomnieć, a które przykuwały uwagę zarówno naszą, jak i Kurkiewicza. Możemy też przez chwilę zadumać się nad faktem, że perspektywa ideowa, jaką reprezentuje - progresywna, zaangażowana publicystyka - nie jest znowu tak często spotykana w mediach głównego nurtu. To, że czytamy artykuły zebrane w ponad 230-stronnicową książkę nie zmienia przecież faktu, że jej autor jest jeden. Nie narzekajmy jednak, lecz czytajmy o polskiej rzeczywistości w krzywym zwierciadle. Odrobina śmiechu - szczególnie na czas kampanii wyborczej - będzie przydatna.

25 września 2011

Prawo do mieszkania: Realizacja polityki mieszkaniowej w Warszawie

Beata Wrońska, Marek Goluch, Biuro Polityki Lokalowej UM: Ubyło nam w ciągu 15 lat ponad 60 tysięcy lokali. Mamy dziś około 90 tysięcy lokali, z czego odzyskujemy do ogólnego zasobu 1-1,5 lokali z powodu dziedziczenia prawa najmu, uniemożliwiającego zastosowanie kryterium zarobkowego wobec osób dziedziczących. 81% naszego zasobu komunalnego znajduje się w dzielnicach centralnych, dlatego miejski program rozwoju budownictwa komunalnego skupia się głównie na dzielnicach obrzeżnych - np. na Białołęce, Ursusie, Targówku czy Bielanach. Na przyznanie lokalu w stolicy oczekuje prawie 5.000 rodzin. Choć w wyniku podwyżki czynszów wzrosły dochody z czynszów, nadal jednak nie spełniają one kryterium odtworzenia substancji mieszkaniowej. Konieczność budowania mieszkalnictwa komunalnego wynika nie tylko z ich braku, ale również faktu, że aż 71% budynków miasta powstało przed 1940 rokiem. Spora część z nich nie nadaje się już do remontu.Zasoby Towarzystw Budownictwa Społecznego w naszym mieście to aktualnie ponad 2.500 mieszkań zlokalizowanych w 42 budynkach.

Paweł Pawłowski, Biuro Obsługi Inwestorów UM: Jedynie Kraków jest bardziej od Warszawy zaawansowanym miastem, jeśli chodzi o doradztwo w budowie mieszkań w formie partnerstwa publiczno-prywatnego. Problemem jest różnorodność interpretacji, dotyczących tego, jak bardzo wsparcie finansowe dla takich takich inwestycji obciąża współczynnik zadłużenia miasta. Jeśli wygra interpretacja niekorzystna dla samorządów, koszty PPP będą dla samorządów porównywalne do kosztów inwestycji w całości ze środków publicznych.

24 września 2011

Prawo do mieszkania: Jak zwiększyć dostępność mieszkań w Polsce? Spółdzielnie, partnerstwo publiczno-prywatne, TBS?

dr Irena Herbst, Centrum Partnerstwo Publiczno-Prywatnego: Specyfiką mieszkania jest fakt, że zaspokaja podstawową potrzebę biologiczną i społeczną, a więc posiadanie dachu nad głową. W krajach rozwiniętych cena metra kwadratowego jest niższe od średniej płacy krajowej, w Warszawie cena ta sięga dwukrotności średniej płacy. Od dziesięcioleci utrzymuje się nadwyżka popytu nad podażą, deficyt mieszkań sięga 1,5 miliona. Stan techniczny mieszkań jest słaby - stan około miliona mieszkań jest tak zły, że nie opłaca się ich remontować i należałoby je wyburzyć. Struktura własności jest nieadekwatna do zamożności ludności - aż 80% mieszkań jest własnością prywatną, jedynie 20% na wynajem, czemu sprzyja złe prawo najmu. Bardzo ubogie i ahistoryczne jest wsparcie ruchu mieszkaniowego, sprzyjające stymulowaniu popytu ("Rodzina na swoim") zamiast podaży. Instytucje publiczne nie prowadzą konsekwentnej polityki w tym zakresie, wycofując się z kolejnych programów, takich jak kasy mieszkaniowe. Dosypywanie pieniędzy do stymulowania popytu w żaden sposób nie przyczynia się do wzrostu ilości budowanych mieszkań - w latach 2004-2009 rocznie oddaje się średnio 127 tysięcy mieszkań w sektorze komercyjnym. Tak skonstruowana polityka prowadzi do wzrostu zysków deweloperów, nie zaś do wzrostu ilości cenowo przystępnych mieszkań. Priorytetem państwa powinno być skupienie się na zapewnienie prawa do mieszkania na wynajem. Moim zdaniem warto wykorzystać tu partnerstwo publiczno-prywatne, dzięki czemu strona publiczna dostaje dostęp do prywatnego kapitału i know-how.

dr Alina Muzioł Węcławowicz – Politechnika Warszawska, Instytut Gospodarki Przestrzennej: Społeczne budownictwo czynszowe już istnieje - np. w Pruszkowie na ul. Tuwima. Realizują one wysokie standardy ekologiczne, a także gwarantują przystępny czynsz. Opłaty za mieszkanie są ustawione na takim poziomie, by zachować jakość zasobu mieszkaniowego. Towarzystwa Budownictwa Społecznego służą pomocą szczególnie osobom młodym, wyprowadzającym się od rodziców - jest to jeden z tytułów umożliwiających przyznanie takiego lokum. Ze względu na istniejącą w przepisach prawnych możliwość podnajmu mieszkań typu TBS po cenach czynszu komunalnego (nie ma przymusu, by czynsz wynosił minimum 4% wartości odtworzeniowej), umożliwia to mieszkanie w nich osób o słabej sytuacji finansowej. Niestety, w obecnym stanie finansowym i prawnym program ten jest w stanie schyłkowym - ustało zasilenie budżetowe dla finansowania preferencyjnych kredytów.

Maciej Czeredys, architekt - inicjator projektu warszawskiej mikrospółdzielni mieszkaniowej: Pragnę przypomnieć tradycje polskiej spółdzielczości. W Polsce międzywojennej nie był to segment mieszkalnictwa, skierowany jedynie - jak głosił przekaz - dla klasy robotniczej, lecz także na przykład do niższej warstwy urzędniczej czy inteligencji. Przykładem realizacji mogą być nie tylko fragmenty Żoliborza, ale też budynki stojące do dziś na Mokotowskiej czy też na Rakowcu. Idea spółdzielczości została wynaturzona po II wojnie światowej, kiedy to ruch oddolny został zaprzęgnięty w politykę państwa. Naszą alternatywą dla dzisiejszych, budowanych przez deweloperów zamkniętych osiedli, chcemy przywrócić blask dawnym ideom spółdzielczym. Jeden z naszych projektów obejmuje analizy możliwości budowy takiej mikrospółdzielni na praskiej Szmulowiźnie, a także jednej lokalizacji na Pradze Południe. Parter przeznaczamy w nich na placówki usługowe, kolejne piętra na mieszkania, a na górze - mieszkania na wynajem oraz taras.

23 września 2011

Prawo do mieszkania: Ile interwencji państwa, ile rynku? Przykłady polityki mieszkaniowej z Austrii, Niemiec, Szwajcarii


Magda Mosiewicz, Zieloni: W mediach panuje zdumiewająca cisza dotycząca kwestii mieszkaniowej, i to w sytuacji, kiedy deficyt mieszkaniowy w naszym niemal 40-milionowym kraju wynosi 1,5 miliona. W zeszłym roku udało się ich gminom wybudować jedynie... 3,5 tysiąca. Państwo polskie przeznacza jedynie 0,5% budżetu na budownictwo, z czego większość idzie na fundusz termoizolacyjny, a więc nie tworzenie nowych domów, ale ocieplenie już istniejących. Gminy mogą dodatkowo wykorzystywać pieniądze ze swoich budżetów na dodatki mieszkaniowe - mają tu pełną dowolność, co sprawia, że przeznaczają od 0,5 do 10% swoich budżetów - ta ostatnia liczba dotyczy Rzeszowa.

Jan Strumiłło – architekt: W Zurychu, podobnie jak w przedwojennej Warszawie, głównym aktorem polityki mieszkaniowej są spółdzielnie, które dysponują 18% mieszkań, miasto tymczasem ma ich 5%. Zakładane były jeszcze w XIX wieku, a więc mają tradycję równie długą - a nawet ciut dłuższą - niż spółdzielczość w Polsce. Powstały po to, by ułatwić ludziom z obszarów wiejskich przenosiny do miasta. Są to organizacje non-profit, które przeznaczają swój zysk na cele statutowe. Bogacenie się społeczeństwa oznacza, że ludzie potrzebują więcej przestrzeni (przeciętne mieszkanie ma tu 54 metry kwadratowe), często bowiem następuje mieszanie funkcji mieszkania - stają się jednocześnie miejscami do życia i pracy. Nie zawsze zresztą w jednym mieszkaniu mieszkają osoby, które są ze sobą w związku, często są to np. grupy przyjaciół, co również zmienia krajobraz mieszkaniowy miasta. Duża rola spółdzielni, nastawionych nie na zysk, sprawia, że można ściąć nawet do 40% kosztów mieszkania - tyle bowiem wynosi standardowa stopa zysku dewelopera. Jedynie banki i fundusze emerytalne są w stanie konkurować z nimi finansowo, ich przeciętna stopa zwrotu z inwestycji wynosi jednak nie 40, a 7%.

Reiner Schendel – spółdzielnia Stattbau Hamburg: W naszym mieście z budownictwa spółdzielczego pochodzi od 5 do 7% ogółu mieszkań. Aktualnie rocznie powstaje ich 3 tysiące, docelowo chcielibyśmy, by wskaźnik ten wzrósł do 6 tysięcy. Mimo starzenia się społeczeństwa nie zmniejsza się zapotrzebowanie na mieszkania z rynku pierwotnego, głównie o małej i średniej powierzchni. Spółdzielczość umożliwia społeczne zaangażowanie już od samego procesu projektowania i budowy mieszkań, co wpływa na wzrost zaufania społecznego, znajdujący swe odzwierciedlenie w wynikach badań nad jakością życia sąsiedzkiego w mieście. Umożliwia to również tworzenie projektów z uwzględnieniem wysokich norm ekologicznych czy też integracji społecznej (osób młodych i starych czy zdrowych i chorych). Za czasów rządów CDU i Zielonych ustalono wysokie standardy ekologiczne nowo budowanych mieszkań. Miejskie działki przekazywane są nie według wartości finansowej projektu, a oceny ich jakości. Rynek nie jest sam w siebie zaspokoić zapotrzebowania na przystępne cenowo mieszkania i to na ten problem odpowiadamy swoją działalnością. Firmy komercyjne nie odważyłyby się przygotowywać takich ofert, jak domy ekologiczne czy integracja osób defaworyzowanych. Przy budowie społecznej możemy uniknąć tak wysokich narzutów na ceny, jak 20%, bo tyle wynosi średni zysk dewelopera w naszym mieście.

Gerhard Jordan, Rada 21. dzielnicy Wiednia: Krótko o mieście - ma ono ponad 1,7 miliona mieszkanek i mieszkańców, z czego 20,6% stanowią osoby pochodzące spoza Austrii. Spośród 900 tysięcy mieszkań w mieście mieszkań komunalnych jest około 210-220 tysięcy (ok 24%), podczas gdy mieszkań prywatnych jest jedynie 19%. Do mieszkania komunalnego ma prawo osoba będąca obywatelką/obywatelem Unii Europejskiej lub Europejskiego Obszaru Gospodarczego, mająca miesięczne dochody poniżej 2.859 euro (przeciętny dochód osoby zatrudnionej to 1.400 euro netto miesięcznie) i mieszkająca w Wiedniu od co najmniej 2 lat. Tradycje budownictwa społecznego wywodzą się z okresu rządów socjaldemokratów po I Wojnie Światowej - "czerwonego Wiednia" (1919-1934), a nawet jeszcze dalej w przeszłość - w XIX-wieczne fundusze społeczne i wzajemne ubezpieczenia robotnicze. W 1923 roku miasto uchwaliło specjalny "podatek mieszkaniowy" od bogactwa i luksusu, który stał się kołem zamachowym programu budowy 60 tysięcy mieszkań. Poprawiło to dostępność wysokiej jakości mieszkań dla robotników. Skutkiem takiej polityki był fakt, że w wyborach 1927 roku socjaldemokraci zdobyli w wyborach do rady miasta 60,3%, a sama partia miała 400 tysięcy członkiń i członkiń w mieście. Koniec tego projektu nastąpił w wyniku prawicowego zamachu stanu w 1934 roku, choć już wcześniej przeżywał on problemy z powodu globalnego kryzysu ekonomicznego, który w Austrii uderzył w 1931 roku.

Odbudowa miasta po II Wojnie Światowej dokonywana była znacznie tańszymi kosztami, przez co utraciły one swoje przedwojenne detale architektoniczne. W latach 60. i 70 XX wieku zdecydowano się na rozwój budownictwa z wielkiej płyty, jednak zrezygnowano z niej w kolejnej dekadzie, kiedy wróciły tradycje budownictwa jakościowego - przestały dziwić bloki socjalne z basenem na dachu czy dużą ilością zieleni w otoczeniu. Niestety, po roku 2001, głównie z powodów finansowych, program budowy mieszkań socjalnych został zahamowany. Większą rolę zaczyna odgrywać budownictwo spółdzielcze, wspierane przez budżet miasta. Wsparcie w wysokości 500 milionów euro rocznie stanowi 4% budżetu miasta. Zieloni, po raz pierwszy w historii, są w czerwono-zielonej koalicji i chcą, by realizowane były postulaty takie jak budowa mniejszych mieszkań (60-70 zamiast 90-100 m2) czy mniejsza ilość miejsc parkingowych. Udało nam się także zablokować wyprzedaż mieszkań komunalnych w budynkach sprzed 1918 roku.

22 września 2011

Ekologiczne wyzwania na globalną skalę


Karolina Jankowska: Czy zgadzasz się z tym, że istnieje konflikt między zrównoważonym rozwojem a zieloną ekonomią?

Bartłomiej Kozek: Nie za bardzo - wszak zielona ekonomia ma w swoim założeniu wykorzystywać synergię między ochroną środowiska a budową stabilnych podstaw nowej ekonomii oraz bardziej sprawiedliwego społeczeństwa. Oczywiście - jak w każdym wypadku - możliwe są sytuacje ekstremalne, które jednak, w mojej opinii, kwalifikują się bardziej pod pojęcie "greenwashingu", a nie zielonej ekonomii. Takimi przykładami może być np. stawianie turbin wiatrowych na trasach przelotowych ptaków, albo wykorzystywanie handlu emisji do troski o dziewicze środowisko obszarów tropikalnych idące tak daleko, że aż pozbawia się do nich dostępu społeczności autochtonicznych... Do lokalnych społeczności należy demaskowanie tego typu praktyk, mogących osłabiać w oczach opinii publicznej atrakcyjność przechodzenia na "zieloną stronę mocy", zaś do instytucji publicznych należy takie tworzenie prawa, by zapewniać ludziom rzetelną informację i unikać możliwości inwestycji w miejscach, w których groziłyby one dewastacją środowiska naturalnego. W polskim kontekście bardzo ważną kwestią jest np. uchwalanie planów zagospodarowania przestrzennego, gwarantujących odpowiednią ochronę terenów cennych przyrodniczo.

KJ: Perspektywa krajów rozwijających się (prawo do rozwoju oraz zasada wspólnej, ale zróżnicowanej odpowiedzialności. Zrównoważoność kultury zachodniej to kolejny, ważny aspekt dyskusji przed kolejnym Szczytem Ziemi w Rio.

BK: To jeden z bardziej widowiskowych konfliktów w obrębie ekologicznej modernizacji. Jego oś ulega sporym zmianom - jeszcze do niedawna to kraje Globalnej Północy oskarżały Globalne Południe o niezrównoważony rozwój, teraz zaś okazuje się coraz częściej, że to one starają się choć trochę zwiększyć narastanie swojego śladu węglowego (jak produkujące wiatraki Chiny) i apelują o bardziej solidarne działania na rzecz sprawiedliwego rozłożenia ciężarów polityki klimatycznej (tu casus Malediwów oraz krajów - wysp na Pacyfiku, dla których staje się do, dosłownie, kwestią życia i śmierci). Widoczne gołym okiem jest spowolnienie wysiłków Europy oraz słaba realizacja przedwyborczych zapewnień dotyczących rozwoju energetyki odnawialnej, składanych przez Baracka Obamę. W samych krajach rozwiniętych kryzys stał się wygodną wymówką do marginalizacji kwestii ekologicznych, co było na rękę albo w większości prawicowym rządom, jak w Europie, albo silnemu lobby, związanemu z wydobyciem ropy naftowej, jak w Stanach Zjednoczonych. Także nasze przyzwyczajenia, których efektem wzrost ilości samochodów na drogach czy ilości gadżetów, które posiadamy w naszych domach, utrudniają wyobrażenie sobie innego świata, w którym więcej czasu poświęcamy sobie nawzajem niż technologicznym nowinkom. Odpór takim tendencjom może dać społeczna mobilizacja, która aktualnie najbardziej zdaje się udawać partiom Zielonych w Europie Zachodniej, łączącym kwestie ekologiczne i ekonomiczne poprzez koncepcję Zielonego Nowego Ładu, tworzącego nowe miejsca pracy. Nie tylko wychodzi to naprzeciw największym bolączkom walczących z kryzysem gospodarek, a mianowicie złą sytuacją na rynku pracy, ale dodatkowo - poprzez ambitny plan redukcji emisji gazów cieplarnianych - dadzą więcej przestrzeni krajom Globalnego Południa do rozwoju, do którego mają prawo. Jak widać, sojusze idą tu często w poprzek granic państwowych.

KJ:  Granice wzrostu - czy istnieje tu konflikt, a jeśli tak, to na jakich płaszczyznach, między kim a kim?

BK: To trudne pytanie. Osobiście bardzo cenię ruch twierdzący, że musimy przejść do ekonomii stanu stacjonarnego (bez wzrostu gospodarczego), a wręcz dopuścić do pewnego stopnia "zwój gospodarczy", a więc ograniczenia działalności gospodarczej człowieka tak, aby w mniejszym niż obecnie stopniu wpływała na globalny ekosystem. Coraz więcej jest przesłanek do tego by stwierdzić, że w pewnym momencie ekonomiczny tort, przestanie rosnąć ze względu na ograniczoną ilość surowców i konieczność zapewnienia godziwych warunków życia coraz większej rzeszy ludzi. Mimo to uważam, że nie jesteśmy jeszcze w tym momencie dziejowym - choćby dlatego, że samo przejście na mniej szkodliwy dla środowiska tryb produkcji i konsumpcji będzie wymagał sporych inwestycji, chociażby w zakresie termorenowacji, produkcji środków transportu zbiorowego, poprawy infrastruktury kolejowej czy wytwarzania dużej ilości turbin wiatrowych i paneli fotowoltaicznych. Wszystko to wymaga rzecz jasna zużywania zasobów nieodnawialnych. Wydaje się zatem, że - czy to nam się podoba czy nie - przez najbliższe 20 lat będziemy mieć do czynienia ze wzrostem gospodarczym w konwencjonalnym sensie, także w państwach rozwiniętych. Tym bardziej scenariusz ten wydaje się prawdopodobny dla krajów Globalnego Południa, które często potrzebują budowy niezbędnej im infrastruktury od zera bądź bardzo niskiego poziomu.Najbliższe 20 lat powinno jednak być czasem na dyskusję na temat alternatywnego rozwoju, skupiającej się na zastąpienia kryterium ilościowego jakościowym. Takie narzędzia, jak ekologiczna reforma podatkowa będą tu pomocne, ale zmiany te będą wymagały sporych zmian nie tylko w globalnym porządku gospodarczym, ale wręcz w sposobie, w jaki myślimy. Inne będą wzorce produkcji i konsumpcji, a obieg surowców będzie musiał był - niczym obiegi pierwiastków takich jak tlen czy azot w przyrodzie - być dużo bardziej zamknięty. Będzie to powodować konflikty między grupami - państwami, grupami ludzi czy biznesami - które będą broniły dotychczasowego status quo a tymi, które będą gotowe na funkcjonowanie w świecie ograniczonych surowców i konieczności ich ponownego wykorzystywania. Ze względu na lata zapóźnień cywilizacyjnych Polska ze wzrostem gospodarczym się nie pożegna - cała sztuka polega zatem na tym, by w jego obrębie najbardziej jak tylko się da zmniejszyć nacisk na środowisko naturalne, np. poprzez zmniejszenie 2,5 razy większej niż unijna średnia energochłonności polskiej gospodarki.

KJ: A jeśli chodzi o nowe wskaźniki/koncepcje mierzenia wzrostu?

BK: Przejście na wzrost jakościowy - bardziej wysublimowane metody mierzenia funkcjonowania świata gospodarki - czeka nas prędzej czy później. Na początek konieczne jest zrównoważenie dotychczasowego miernika, czyli PKB, miernikami alternatywnymi, takimi jak Gender Index, Democracy Index czy stopniem zaspokojenia podstawowych potrzeb społecznych, takich jak zdrowie czy edukacja. Im bardziej władze publiczne, np. za pomocą systemu podatkowego, będą nagradzać aktywności dobre dla środowiska i jakości życia (takie jak opieka czy produkcja energii ze źródeł odnawialnych), a karać np. marnotrawienie zasobów czy luksusową konsumpcję, tym bardziej sektory te będą się zwijać, a nowa, zielona ekonomia zacznie się rozwijać. Jest jasne, że dla zwolenników dotychczasowych metod gospodarowania - przemysłu naftowego, sektora spekulacji finansowych etc. - będą to zmiany niekorzystne, dlatego nie będzie dziwił ich opór. Stawienie na równym poziomie wzrostu gospodarczego i usług publicznych oznaczał będzie symboliczny koniec neoliberalizmu, taka równowaga będzie bowiem wymuszała na władzach publicznych np. dbanie o dostateczne ich dofinansowanie i gwarancje odpowiedniej ich jakości, a to będzie stało w sprzeczności z doktryną ciągłego obniżania podatków. Po stronie ekologicznego państwa może stanąć nie tylko społeczeństwo, liczące na czystą wodę i powietrze, dobrą edukację i zadbane szpitale, ale też rosnące szeregi biznesu społecznie odpowiedzialnego, który wspiera wspomnianą przeze mnie zmianę gospodarczych priorytetów z masowej produkcji na jakościowe, etyczne funkcjonowanie.

KJ: Jak postrzegasz rolę organizacji reprezentujących społeczeństwo obywatelskie w polityce zrównoważonego rozwoju w Polsce? Jakie grupy działają w tym zakresie? W jaki sposób można scharakteryzować ich działania? Na nasz internetowy kwestionariusz odpowiedziało bardzo mało przedstawicielek/i organizacji społeczeństwa obywatelskiego z Polski w porównaniu do innych badanych krajów – czy możesz spróbować wyjaśnić, dlaczego?

BK: Dostrzegam sporą słabość polskich organizacji pozarządowych w Polsce - nie tylko zresztą w dziedzinie ekologii. O jednym ze źródeł tego stanu rzeczy pisała Agnieszka Graff, nazywając go NGO-izacją. Polega on na tym, że organizacje pozarządowe - zdaniem autorki - skupiają się na pozyskiwaniu środków finansowych na swoją działalność i to one - a nie jakiś szerzej zakrojona wizja zmiany społecznej - kształtują bieżące działania trzeciego sektora. Co więcej, ponieważ część środków pochodzi ze środków publicznych, skutkuje to stępieniem krytycyzmu wobec władz. Choć nie byłbym aż tak krytyczny wobec rodzimego społeczeństwa, to jednak dostrzegam problemy, związane z niskim poziomem społecznego zaufania. Pamiętajmy też, że Polki i Polacy nadal w swej większości są "na dorobku", dużym problemem jest rosnąca ilość ludzi na umowach śmieciowych, mających coraz mniej czasu na angażowanie się w sprawy inne niż łatanie domowego budżetu. Z tej perspektywy trudno czynić ludziom wyrzuty z tego powodu, że spora część inicjatyw ekologicznych opiera się na proteście przeciwko jakieś inwestycji, realizowanym wedle hasła "byle nie na moim podwórku". W sytuacji życiowej niestabilności jedynie większe zagrożenie dla niej, takie jak np. pogorszenie jakości życia, może spowodować mobilizację. Pamiętajmy też, że w Polsce nadal pokutuje twierdzenie o niekompatybilności rozwoju gospodarczego i troski o przyrodę - alternatywne myślenie przebija się bardzo powoli. Biorąc to wszystko pod uwagę trudno mi się dziwić, że z Polski nadeszło tak niewiele odpowiedzi - po prostu nie mogło być inaczej. Zasoby finansowe do regularnej, merytorycznej pracy, ma tu raptem kilka ośrodków, jak np. Greenpeace, WWF, Fundacja Boella czy Instytut na rzecz Ekorozwoju, które ze swych zadań wywiązują się całkiem nieźle - np. Greenpeace wydał niedawno dobrą publikację o potencjale zielonych miejsc pracy w energetyce w Polsce. Mimo to, jak już wspomniałem, alternatywny sposób patrzenia się na relację przyrody, społeczeństwa i gospodarki przebija się nad Wisłą bardzo powoli.

17 września 2011

O wyborach w Polsce dla brukselskiego biura Fundacji Boella


What are the main points of the Greens’ election programme?

Our electoral programme consists of three parts: Green Economy, Happy Society and a Just World. We will be focusing our efforts on showing that there is no conflict between ecology and social and economical development, as the mainstream political parties try to tell people. We will give examples of how renewable energy, public transport, energy efficiency in housing, investing in public services such as healthcare and education create new jobs and a better social output. The coming years will be crucial for a number of ecological and social issues – the fight between atomic and shale gas exploitation on the one hand and energy efficiency and the development of renewable energy on the other, between more highways and more railways, between more commercialisation of health care or more investment in a public system – these are important dilemmas, crucial for answering the question how Poland will look like in 5-10 years time.

The answers the Greens have for these questions ore obvious – it's sad to see that for other political parties they are less obvious. PO, in one of its strategic documents, prepared by minister Michał Boni, „Poland 2030“, created the idea of a „polarisation and diffusion“ way of development, where most of the public and European money is diverted into strengthening just a few „centres of development“ from which prosperity will pour into the rest of the country. These are just other words for an old „trickle-down theory” which the Greens oppose. PiS even talks about sustainable development, but it understands it not as finding an equilibrium between ecological, social and economical matters, but merely as a more even distribution of investments between different regions of Poland. Both parties are also conservative in issues such as abortion or gay rights, in which we have an ally in the SLD. Just recently about 1/3 of the MP's of the ruling PO voted to continue with a draft-bill that would totally ban abortion in Poland. This shows the true face of a so-called more “European“ right-wing party.

Ecological topics will, of course, play an important role in our campaign – the debate over the situation of the Polish railway system will be one of the most interesting topics to be watched. Together with the SLD we call for a change of the current, scandalous proportions between investments in roads and railway lines from the current 85:15 to a truly European standard 60:40. It is impossible for the public rail operators to provide a good service with such limited resources. Remember that after 1989, about ¼ of the railway lines went out of service and until just recently there have been no new investments. With trains needing more time to go from one city to another because of the degradation of the railway line quality, this will certainly be a hot issue.

Two social problems are also emerging in the political debate. The first is a problem with the availability of pre-school education. Parents are paying more and more to have their children looked after – this is partly a result of the lowering of income taxes, which burned a hole in the budgets of local authorities that are responsible for delivering pre-school education services causing them to raise the costs for the parents. We propose more state funding for this important service, allocating the same amount of money that is used to fund higher levels of education.

The second problem is the increasingly precarious Polish labour market, in which it is more and more difficult, especially for younger people, to find proper jobs. The percentage of people hired in junk jobs in Poland is currently higher than in Spain! The unemployment rate in the younger part of the workforce is hovering between 20 and 25%. The reasons for this situation are – in our opinion – fiscal incentive, promoting non-permanent job contracts. We support the idea of creating an equal level of social contributions from every type of job contracts to minimise this phenomenon. It would bring more social security such as access to free healthcare for people working in precarious jobs and in the long run – with the development of an ecological tax reform and shifting taxation from labour to pollution and capital – it would make room for lowering the level of social security contributions and, possibly, changes in the taxation of companies i.e. making bigger corporations pay more than their current 19% and small and medium companies, which are the backbone of the Polish economy, less.

16 września 2011

Raport sondażowy - pierwsza połowa września 2011

Z jednej strony kampania toczy się zdumiewająco niemrawym tempem. Namnożenie telewizyjnych debat spowodowało, że widownia nie tłoczy się przed telewizorami, a poczucie zmęczenia polityką jest tak duże, że całkiem poważnie padają pytania o to, czy którejkolwiek partii politycznej zależy na wygraniu tych wyborów. Ponieważ sondaży będzie teraz sporo - i jednak trendy zaczynają w nich powoli się zmieniać - stwierdziłem, że we wrześniu warto dokonać dwóch uśrednień sondaży i podobnie uczynić w październiku - tyle że ten drugi miesiąc podzielić na tydzień przed wyborami i całą resztę po nich. W międzyczasie doszło nieco instytucji badających nastroje opinii publicznej, między innymi Kalkulator Polityczny Eryka Mistewicza, uaktywnił się także dawny szef Polskiej Grupy Badawczej, Marcin Palade. Nagle okazało się, że nie wystarczy jedynie spytać się ankietowanych telefonicznie lub na ulicy o ich zdanie, trzeba też umieć przewidzieć, kto do lokali wyborczych pójdzie, a kto zostanie w domu.

Tym razem sondaże zaskoczyły - przede wszystkim coraz więcej jest tych, wskazujących na bardzo wyrównany pojedynek między PO a PiS. Zmniejszenie się ilości badań, w których partia rządząca dosłownie miażdży konkurencję oceniam bardzo pozytywnie, nie chciało mi się bowiem wierzyć, że rząd Donalda Tuska impregnowany jest na społeczną krytykę, chociażby w sprawach opłat za przedszkola czy rosnącego problemu umów śmieciowych. Także nieprzekonujący program wyborczy, skupiony głównie na chwaleniu się dotychczasowymi osiągnięciami niż proponowaniu ambitnych wizji przyszłości nie zmobilizowało elektoratu PO. Nowe sondaże przyniosły za to spore zyski Prawu i Sprawiedliwości. Wygląda na to, że elektorat tej partii zaczyna się ujawniać w badaniach opinii - tak dużego skoku poparcia nie było od czasu katastrofy smoleńskiej. Pozornie dystans między dwiema prawicowymi partiami nadal wydaje się spory, jednak jeśli cofnąć się do poprzednich uśrednień, to jest on najmniejszy w ich historii - nawet na fali współczucia po śmierci Lecha Kaczyńskiego był on dużo większy. Może to wskazywać na bardzo niewielkie zwycięstwo Platformy nad Prawem i Sprawiedliwością 9 października, co poważnie skomplikować może późniejszy proces tworzenia rządu.

Drugim istotnym czynnikiem będzie to, czy do przyszłego Sejmu dostanie się Ruch Palikota. Jeszcze miesiąc temu nic na to nie wskazywało, jednak wyczuwalne rozczarowanie części elektoratu PO, w połączeniu ze sprawnie zorganizowanym przejęciem z list SLD Wandy Nowickiej oraz Roberta Biedronia swoje zrobiło. Palikot - po uśrednieniu - przekracza ważny, 3-procentowy próg od którego rozpoczyna się publiczne finansowanie ugrupowania. Zdarzają się prognozy, w których przeskakuje on także pięcioprocentową poprzeczkę. Ta sztuka dużo rzadziej udaje się PJN, aczkolwiek i w ich wypadku - po raz pierwszy od dawna - pojawiają się analizy, sugerujące możliwość wejścia do Sejmu. Jak na razie, o ile wzrost Palikota jest zauważalny, o tyle analogicznego trendu w wypadku partii Pawła Kowala nie da się wyprowadzić. SLD i PSL, pewne wejścia do Sejmu, większych wahnięć nie notują.

W najbliższych dniach ciekawie będzie obserwować, czy telewizyjne debaty mają jakikolwiek wpływ na sondaże. Ponieważ widać wyraźnie, że kosztem PO żywią się Palikot oraz Kowal, fascynująco będzie obserwować, czy Donald Tusk i jego ekipa zdążą wskrzesić na tyle entuzjazmu lub chociaż przekonania w swym elektoracie, by pozwoliło to na uniknięcie konieczności tworzenia koalicji innej niż z PSL. Dużo tu zależy od samego Waldemara Pawlaka i wyniku jego partii - tu poparcie wydaje się stabilne. Choć w tym uśrednieniu PO-PSL ma jeszcze szansę na kontynuację, to jednak przeliczenia wyników na mandaty w coraz większej ilości badań już tak łaskawe dla tandemu Tusk-Pawlak nie są. Choć kampania toczy się niemrawo, jak widać nie oznacza to, że brakuje w niej emocji.

15 września 2011

W najbliższym czasie w Warszawie...

Debata Krystiana Legierskiego ze Zbigniewem Hołdysem

Kolejna odsłona cyklu ROZMOWY HOŁDYSA, której gościem będzie

Jakie poruszą tematy? Z pewnością będzie o kultowym już Klubie LeMadame, o tym czy łatwo jest żyć w Polsce będąc nie poprawnym politycznie, religijnie i życiowo.

Czy warto być zawsze sobą?

15.09.11 godz.17:00, klub Chwila (Ogrodowa 31/35), wstęp wolny

Krystian Legierski urodzony 22 kwietnia 1978 w Koniakowie – Członek koła warszawskiego. Prawnik, przedsiębiorca, działa na rzecz obrony praw mniejszości oraz wolności i tolerancji światopoglądowej.

Pracuje społecznie jako prawnik w Stowarzyszeniu Lambda. Czynnie uczestniczy w budowaniu i organizowaniu kultury alternatywnej.

Ukończył studia na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego. W roku 2007/2008 prowadził seminarium gender studies pt. "Homoseksualizm w wybranych kontekstach" przy Uniwersytecie Warszawskim.

Od października 2006 do listopada 2010 współprowadzący audycję Lepiej późno niż wcale w radiu TOK FM.

W 2003 założył wraz z Elą Solanowską na warszawskiej Starówce klub Le Madame, który przez trzy lata (do eksmisji w marcu 2006) stanowił alternatywny ośrodek kultury.

Jest twórcą Listu otwartego prawników do prezydenta Warszawy w związku z zakazem Parady Równości w 2005.

Od 2009 jest członkiem nieformalnej Grupy Inicjatywnej ds. Związków Partnerskich

Jest także działaczem Zielonych 2004. W latach 2004–2006 był członkiem Rady Krajowej partii. Był kandydatem Zielonych w wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2004 w okręgu warszawskim. Kandydował również z ramienia Zielonych w wyborach do Sejmu w 2005 na liście SdPl w Warszawie. W wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2009 kandydował w Warszawie z 8. miejsca listy PdP – CentroLewicy, zdobywając 1601 głosów, co uplasowało go na czwartym miejscu względem wyników pozostałych kandydatów na liście.

W wyborach 21 listopada 2010 został wybrany do Rady m. st. Warszawy.


***


Wystawa Elżbiety Hołoweńko na Kongresie Kobiet

17 i 18 września, Sala Kongresowa Pałacu Kultury i Nauki

"Współuzależniona Miłość" to cykl obrazów na betonie - powstał w 2007r. Auto-art-terapia.

Beton tutaj jest symbolem przemocy wydawałoby się nie do pokonania /głową muru nie przebijesz/. Ja ten beton oswoiłam sobie, uczyniłam z niego wartość nie do przecenienia, sztukę bez której trudno żyć tak jak kiedyś myślałam o miłości. Twórczość daje mi ogromną siłę, wsparcie, poczucie bezpieczeństwa.

Mój beton ma ogromny ciężar ale tylko emocjonalny, przedmiotowo to cienka warstwa betonu na tekturze.

Ten cykl pomógł mi rozliczyc się z bardzo trudnym kawałkiem mojego życia - 9 obrazów, gdzie każdy szczegół jest symbolem, dla widzów może być tajemnicą ale jednocześnie mogą przełożyć je na własne doświadczenia.

***


Warszawa: Konferencja "Prawo do mieszkania"

Jak sprawić, by mieszkanie było dostępne dla zwykłego człowieka? Jak stworzyć alternatywę dla modelu: zabójczy kredyt + mieszkanie na strzeżonym osiedlu? Ile interwencji państwa, ile rynku? Czy rozwiązaniem mogą być spółdzielnie z prawdziwego zdarzenia? Oraz: dlaczego o tym się nie mówi?

W imieniu warszawskiego koła Zielonych 2004 i Krystiana Legierskiego, radnego Miasta Warszawy


ZAPRASZAMY NA KONFERENCJĘ: PRAWO DO MIESZKANIA


23 września w godz.. 12.00 – 17.00 w siedzibie Krytyki Politycznej, ul. Nowy Świat 63 w Warszawie.

Program

Powitanie

Krystian Legierski, Rada Miasta Warszawy
Thomas Stähli, Ambasada Szwajcarii

1. “Ile interwencji państwa, ile rynku? Przykłady polityki mieszkaniowej z Austrii, Niemiec, Szwajcarii”

paneliści:

Birgit Hebein – Rada Miasta Wiednia
Reiner Schendel – spółdzielnia Stattbau Hamburg
Jan Strumiłło – architekt MAS ETH

prowadzenie: Magda Mosiewicz, Zieloni

2. “Jak zwiększyć dostępność mieszkań w Polsce? Spółdzielnie, partnerstwo publiczno-prywatne, TBS?”

paneliści:

Maciej Czeredys, urbanista, założyciel spółdzielni mieszkaniowej architektów
dr Irena Herbst – Centrum Partnerstwo Publiczno-Prywatnego
dr Alina Muzioł Węcławowicz – Politechnika Warszawska, Instytut Gospodarki Przestrzennej

prowadzenie:

prof. Jolanta Supińska, Instytut Polityki Społecznej, Uniwersytet Warszawski

3. “Realizacja polityki mieszkaniowej w Warszawie”

paneliści:

Beata Wrońska, Marek Goluch, Biuro Polityki Lokalowej UM
Paweł Pawłowski, Biuro Obsługi Inwestorów UM

prowadzenie: Joanna Erbel, Duopolis, Krytyka Polityczna

Konferencji towarzyszy wystawa “Nowoczesna demokracja bezpośrednia. Dialog polsko-szwajcarski”

Patronem honorowym jest Ambasada Szwajcarii w Warszawie

Partnerem medialnym jest magazyn Zielone Wiadomości

13 września 2011

Czyste powietrze w Warszawie? To możliwe!

"Klimat bez sadzy" to nowatorski projekt mający na celu walkę z zanieczyszczeniem powietrza na terenie Warszawy. Jego głównym zadaniem jest budowanie świadomości Warszawiaków w tej materii. Bardzo znaczącym, a paradoksalnie najmniej znanym w społeczeństwie zagrożeniem jest tzw. pył zawieszony, za który w głównej mierze odpowiedzialne są samochody bez specjalnych układów oczyszczających spaliny. Nadmiar pyłu w powietrzu wpływa na osłabienie układu oddechowego oraz krwionośnego, a przebywanie w pobliżu ruchliwych ulic jest równie szkodliwe jak bierne palenie papierosów.

Z danych monitoringowych Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska wynika, że dopuszczalne normy stężenia pyłu zawieszonego w Warszawie przekraczane są notorycznie przez średnio 150 dni w roku obniżając komfort życia oraz odporność jej mieszkańców! Najgorsza sytuacja występuje wzdłuż ruchliwych ciągów komunikacyjnych, takich jak Aleje Jerozolimskie, al. Niepodległości, al. Armii Ludowej.

Projekt „Klimat bez sadzy” realizowany jest przez Stowarzyszenie Zielone Mazowsze. W ramach adresowanej do Warszawiaków inicjatywy podejmowane będą liczne działania informacyjne, edukacyjne oraz promujące przyjazne środowisku formy transportu. Celem projektu jest także zwiększenie aktywności władz publicznych w zakresie ochrony powietrza, w tym podniesienie jakości stanowionego prawa oraz efektywne jego egzekwowanie.

Projekt "Klimat bez sadzy" jest częścią międzynarodowej kampanii „Soot free for the climate” i jest finansowany ze środków European Climate Fundation.

10 września 2011

Ekonomia feministyczna na Kongresie Kobiet


Zapraszamy na panel „FEMINISTYCZNA EKONOMIA – PO CO I DLA KOGO?” zorganizowany w ramach III Europejskiego Kongresu Kobiet przez dr. Ewą Rumińska-Zimny, SGH i Międzynarodowe Forum Kobiet we współpracy z Zielonym Instytutem.

18 września 2011 roku, godz. 9: 15- 10:45
Giełda, sala Notowań, ul. Książęca 4, Warszawa

Celem dyskusji jest pokazanie, dlaczego warto spojrzeć na ekonomię z perspektywy płci, na czym to polega i jaki ma sens dla strategii rozwoju i polityki gospodarczej w Polsce i Europie. W panelu reprezentowane są różne środowiska i punkty widzenia. Uprzejmie prosimy o dalsze rozsyłanie zaproszeń (w załączeniu) i informowanie o panelu.

Prowadzenie: dr Ewa Rumińska-Zimny

Prof. Danuta Huebner, eurodeputowana, Przewodnicząca Komisji Rozwoju Regionalnego Parlamentu Europejskiego - Czy i jak polityka ekonomiczna i regionalna Unii Europejskiej uwzględnia kwestie równości płci?

Maja Goettig, główna ekonomistka, Dyrektor Biura Analiz Ekonomicznych banku BPH – Jaka jest przydatność feministycznej ekonomii dla głównego nurtu ekonomii i analiz ekonomicznych ?

Dr Zofia Łapniewska , Feministyczna ekonomistka - Ocena polityki antykryzysowej rządu z perspektywy feministycznej ekonomii – co należy zmienić?

Dariusz Szwed, parytetowy współprzewodniczący partii Zielonych 2004, przewodniczący Rady Programowej Zielonego Instytutu – Jak walczyć o uznanie — włączać się w ogólne strategie rozwoju czy tworzyć alternatywne programy (Zielony Nowy Ład)?

Dyskutantki:

Ewa Janikowska, wydawnictwo ConCorda - doświadczenia mikrofinansowania w Polsce,

dr Małgorzata Tkacz-Janik, radna Sejmiku Województwa Śląskiego - finansowanie zielonych programów przez samorządy,

Mirella Panek - Owsiańska, Prezeska Forum Odpowiedzialnego Biznesu - odpowiedzialny „zielony” biznes

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...