6 stycznia 2011

Powinności kultury, powinności wobec kultury

Wspomniałem wczoraj o "Ekonomii kultury" - nowym przewodniku Krytyki Politycznej. Wskazując na pewien jego element, który nie za bardzo mi się spodobał (nie krytyka, a wręcz odrzucenie idei Richarda Floridy, którego jeszcze do niedawno wydawnictwo z Nowego Światu chciało wydać), nie chciałem powiedzieć, że wizja przestrzeni kulturalnej, jaką proponuje nowolewicowe środowisko, jest mi zupełnie obca. Wręcz przeciwnie - w samym przewodniku znalazłem sporą ilość ciekawych, dających do myślenia tekstów, a im dalej w lekturę, tym było ich więcej. Sam początek nie był łatwy, jako że wymagał przebrnięcia przez dość ciężkie teksty teoretyczne, wobec których reaguję dość alergicznie już od lat, ale kiedy przyszło czy to do wywiadów z animatorkami/animatorami kultury, czy też materiały na temat jej przyszłości, było już dużo, dużo lepiej.

Nie potrafię dla przykładu - jak Kuba Szreder - sprzeciwiać się pojęciu "przemysłów kreatywnych" - choćby dlatego, że korzystając z niego, można pokazać osoby animujące kulturę jako nowoczesne robotnice i robotników, co zresztą Wolny Uniwersytet Warszawy, animowany m.in. przez Szredera, czynił. Nie oznacza to, że jest to termin idealny - autor krytycznego artykułu pokazuje dające do myślenia przykłady, kiedy to kulturę łatwo w ten sposób wtłacza się w tryby gospodarki, lekceważąc jej artystyczną wartość w poszukiwaniu kolejnych źródeł zysku. Nie rozumiem jednak, dlaczego nie da się w obrębie pojęcia "przemysłów kultury" realizować wizję "demokracji kulturalnej", skoro tradycje "demokratyzacji fabryk" od dziesięcioleci były źródłem inspiracji dla wielu lewicowych formacji. To, że kultura nie jest magicznym lekarstwem na problemy postindustrialnych miast, nie powinno jednak oznaczać - jak we wspomnianym wczoraj tekście mającym demaskować zbrodnie rewitalizacji - potępiania w czambuł roli kultury w tworzeniu miejsc pracy czy lokalnego kolorytu, zwiększającego międzynarodowe zainteresowanie danym miastem. Trudno z pełnym przekonaniem zaryzykować tezę, że polskie samorządy są zadłużone z powodu przesadnych wydatków na kulturę...

Teksty praktyczek i praktyków życia kulturalnego nad Wisłą są bardzo mocnym elementem przewodnika po kulturze. Widoczny jest brak dyskusji na temat stworzenia systemu zabezpieczeń społecznych dla środowisk artystycznych czy pojawiające się w ich obrębie zjawiska, które trudno określić inaczej niż mianem serwilizmu wobec kolejnych ekip rządzących i dominującego dyskursu ekonomicznego (akceptacja dla obniżania wydatków na kulturę w budżecie i rynkowego fundamentalizmu, brak dbałości o prawa pracownicze w obrębie związków twórczych, uleganie politycznym naciskom - wiele o tym mówi Maciej Nowak). Wszystko to w sytuacji, kiedy - jak zwraca uwagę Nowak - wielkim politycznym postulatem staje się jednoprocentowy udział kultury w wydatkach budżetowych, podczas gdy nawet w najcięższym okresie schyłkowego PRL-u wynosił on 2%.

Jednocześnie - czy tego chcemy czy nie - stoimy przed istotnymi zmianami spowodowanymi przez kolejne przełomy technologiczne. Od dawien dawna były one wykorzystywane przez prywatny biznes do zwiększania swoich zysków, jak w przekonujący sposób w tekście na temat "Przeminęło z wiatrem" pokazuje Suzan Ohmer. To wtedy do zbadania społecznych oczekiwań amerykańskiej publiki dotyczących oczekiwanej ekranizacji popularnej książki Margaret Mitchell wynajęto ośrodek badania opinii. Otrzymane wyniki uspokoiły ekipę realizującą filmowe dzieło, że np. podjęte przez nią wybory aktorskie zostały zaakceptowane. Jednocześnie w przemyślany sposób wybierano typ dystrybucji, ceny biletów czy to, czy film należy puszczać z przerwą, czy też bez. Wszystko to 70 lat temu - dziś dość trudno wyobrazić sobie rzeczywistość - nie tylko popkulturalną - bez badań rynku.

Wielką zmianę w dostępie do wiedzy, informacji, opinii i twórczości na przełomie XX i XXI wieku bez dwóch zdań spowodował Internet, dla wielu stając się nadzieją na prawdziwą demokratyzację dostępu do kultury. Clay Shirky przekonująco pokazuje, że tak jak dla uśmierzenia społecznych bólów porodowych nowoczesnego kapitalizmu w Londynie proletariat nałogowo pił dżin, tak w epoce społeczeństwa masowego środkiem służącym uśmierzeniu problemów z nadmiarem czasu wolnego było oglądanie telewizji. Globalna sieć tworzy - jak żadne inne medium - szansę na wykorzystanie "nadwyżki kognitywnej" do dzielenia się tym, co wiemy i co tworzymy. Co więcej, ułatwia nam dostęp do wytworów kultury (muzyki, książek, filmów...), które do tej pory, uznawane za niszowe, nie znajdowały miejsca na sklepowych półkach. Ten "długi ogon", o którym pisze Chris Anderson, daje e-handlowi olbrzymie zyski - przestrzeń wirtualna, dając więcej możliwości prezentacji zróżnicowanych treści niż tradycyjne półki sklepowe, pozwala nam na zaspokajanie coraz bardziej wyszukanych gustów.

Nie oznacza to jednak, że na naszych oczach bezproblemowo realizuje się wizja utopii powszechnego dostępu do wiedzy. Nadal bowiem obowiązują stare prawa i ograniczenia, związane choćby z prawem autorskim, a także coraz to nowsze pomysły na kontrolę treści w sieci, które nie ułatwiają nam życia. Jednocześnie pojawia się coraz więcej inicjatyw obronnych, walczących z zawłaszczaniem przestrzeni sieci przez wielkie koncerny, jak chociażby Wikipedia czy ruch Creative Commons. Pojawiają się pomysły - o których niedawno pisała chociażby Liliana Milewska w "Obywatelu", takie jak dobrowolne składki online na wschodzące zespoły muzyczne, ułatwiające im wydanie profesjonalnych albumów muzycznych. Chcą one udowodnić, że ludzi gotowi są do płacenia za twórczość w sieci, jeśli mają poczucie współuczestnictwa w szerszym projekcie. Powyższe teksty warte są poznania - dobrze mieć pogląd na temat opisywanych w nich treści i zjawisk, które - nie zawsze na pierwszy rzut oka - mają niemały wpływ na nasze życie.

Brak komentarzy:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...