11 października 2010

Miasto pieszym nie sprzyja

Remont ulicy Emilii Plater trochę potrwa, zatem dziw bierze, że nikt z remontujących nie wpadł na pomysł wyznaczenia przejścia dla pieszych przez tę ulicę. Dla mnie owa arteria zawsze była niezgłębioną zagadką - sam środek miasta, osoba przyjeżdżająca do Warszawy pragnie przedostać się z dworca kolejowego do hotelu albo do znajomych i - cóż, nie jest to takie łatwe. Jeśli ma ze sobą bagaż i chce przejść pieszo (np. do metra), zaczyna się mordęga schodzenia i wchodzenia po schodach podziemnych tuneli. Może oczywiście wsiąść do autobusu, zakładając, że miejsce, do którego chce dojechać, jest na trasie jednego z nich, albo do taksówki, co wiąże się z jeszcze większymi kosztami. Kiedy zatem przychodzi co do czego okazuje się, że nawet do metra trudno przejść bez zabawy w labiryncie miejskich katakumb.

Kiedy jest się rodzicem z wózkiem dziecięcym albo osobą na wózku, wtedy takie szczegóły przestają być kwestią wygody, a zaczynają pełnić funkcję barier wykluczających z życia społecznego. Drobne przykłady bardzo dobrze pokazują to, w jaki sposób już nie tylko medialne wizerunki, ale kształt przestrzeni wpływają na segregację ludzi na lepszych i gorszych. To, że Metro Warszawskie od lat nie jest w stanie zamontować chociażby bąbelkowanej nawierzchni albo rowków na potrzeby osób niewidomych zakrawa na kpinę - tym bardziej, że ministerstwo infrastruktury, które miało rzekomo blokować takowe możliwości coraz wyraźniej mówi, że przeszkód prawnych do takich zmian nie ma. Czy równie problematyczne musi być namalowanie przejścia dla pieszych na Emilii Plater?

"Szalony Wózkowicz" pokazuje, jak trudno jest korzystać z miejskich wind, a całkiem niedawno - jak dominacja myślenia o miejskim transporcie w kontekście zaspokajania potrzeb samochodowych zmusza osoby z niepełnosprawnościami do nadkładania drogi, bowiem parkujący właściciele czterech kółek nierzadko potrafią zrobić to tak, by zawłaszczyć olbrzymią część chodnika. O ile jeszcze transport zbiorowy - ze względu na swój rozmiar i używanie drogi jeszcze otrzymuje odpowiednią ilość należnej mu uwagi ze strony władz, o tyle już rower nadal nie może wydostać się z okowów myślenia o nim w kategoriach pojazdu rekreacyjnego, a nie transportowego. Gdyby było inaczej, już dawno mielibyśmy w mieście zintegrowaną sieć ścieżek stosownej jakości. Piesi mają jeszcze gorzej - a już szczególnie przechlapane mają ci spośród nich, którzy rzadko bywają miejskimi urzędnikami.

Sam niedawno - wracając z zakupów potrzebnych do remontu mieszkania - poczułem na własnej skórze efekty aktualnych trendów w rozwoju miasta. Ponieważ w okolicy nie mam łatwego dostępu do sklepu z pełnym asortymentem narzędzi malarsko-remontowych, musiałem udać się ze Starego Mokotowa hen na Bartycką (i tak dobrze, że nie wpadłem na pomysł wyjazdu do Janek czy Marek). Żeby dostać się do autobusu powrotnego, należało przejść kładkę dla pieszych, ktoś bowiem uznał, że lepiej wydać więcej pieniędzy na uprzykrzanie ludziom życia, niż po prostu wymalować pasy na jezdni. Nikomu nie życzę wdrapywania się z kilkunastokilogramową farbą na taki monument. Oczywiście, teoretycznie, mogłem skorzystać z windy. Z chęcią bym to zrobił, nie przejmując się aż tak bardzo zbędnym zużyciem prądu - problem polegał na tym, że windy nie działały, trzeba było zatem bawić się we wspinanie się po schodach. Nie chcę nawet myśleć o tym, ile drogi muszą nadkładać osoby, które komfortu jako takiej sprawności fizycznej nie mają, na przykład część osób starszych.

Otwarcie prostego chodnika nie jest może spektakularną inwestycją, która wygląda efektownie jako pomysł na medialny event, ale z całą pewnością wpływa na poprawę jakości życia. Nie musimy schodzić pod ziemię, żeby zrobić miejsce samochodom na jezdni, jak swego czasu proponowano przy reorganizacji ruchu na Pradze Północ. Nie musimy narażać się na obrażenia ciała z powodu tego, że krzywo ustawione płytki chodnikowe lubią, szczególnie podczas deszczowej pogody, niebezpiecznie się chwiać. Nie musimy też nadziewać się na kałuże. W zielonym mieście polityczki i politycy biorą pod uwagę fakt, że 80% ruchu w miastach odbywa się w promieniu 5 kilometrów, zatem jakość chodnika, dostępność ścieżki rowerowej czy transportu zbiorowego ma kolosalne znaczenie. Wiedzą też, że bez dbania o zrównoważony rozwój miasta, także w kontekście równomiernego dostępu nas wszystkich do ważnych społecznie usług blisko naszego miejsca zamieszkania. Im dalej od domu musimy załatwiać nasze bieżące potrzeby, tym gorzej dla funkcjonowania miasta.

1 komentarz:

P pisze...

mam regularnie przyjemność wspinania się po kładkach w okolicy ronda przy Galerii Mokotów, jedna z najbardziej irytujących rzeczy, widok spieprzającego sprzed nosa autobusu (po nadłożeniu tych kilkuset metrów) - bezcenny ...

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...