Dzień Nauczyciela wypada w tym roku w niedzielę. I bardzo dobrze. Tylko w ten sposób nauczyciele mogą zrealizować zapisaną w ustawie możliwość świętowania dnia wolnego. W szkole nie świętuje się już od wielu lat. Nie ma czego świętować.
Według raportu OECD w przeliczeniu do PKB polskie nakłady na oświatę są jednymi z najniższych w Europie. Tylko w wyniku wciąż silnego etosu nauczyciela udaje się utrzymać wysoki na tle Europy poziom polskiego nauczania.
W całej Polsce zamykane są szkoły. Z okazji tysiąclecia państwa polskiego głoszono hasło wybudowania tysiąca szkół. W ostatnich sześciu latach zamknięto prawie 5 tysięcy placówek oświaty. W całej Polsce zwalniani są nauczyciele. Nawet 8 tysięcy osób straciło pracę od września tego roku. Nawet jeżeli nauczyciele pracują, to coraz gorsze są warunki pracy. Od 2009 roku samorządy oddają szkoły pod zarząd stowarzyszeniom i fundacjom, których nie obowiązują przepisy zawarte w Karcie Nauczyciela. W praktyce oznacza to często przechodzenie na tzw. umowy śmieciowe, niższe zarobki – nawet ok. 2000 brutto dla nauczycieli dyplomowanych – oraz dłuższy czas pracy. Dodatkowo szkoły prywatne i stowarzyszeniowe nie podlegają niczyjej kontroli, a są finansowane z budżetu państwa.
- W Polsce od dawna nie działa służba zdrowia, prokuratura, sądownictwo i szkolnictwo wyższe – mówi Piotr Kozak, członek warszawskiego koła Zielonych. Jedyną instytucją, która jakoś radziła sobie z przeciwnościami doby reform była edukacja. Wyniki polskich uczniów w międzynarodowych badaniach PISA plasują nas wciąż w europejskiej czołówce. Widać nie podoba się to Ministerstwu Likwidacji Państwa Polskiego. Udało się zniszczyć służbę zdrowia, to uda się i zniszczyć edukację.
Sytuacja w Warszawie nie różni się wiele od sytuacji w całej Polsce. W samym roku 2012 zlikwidowano już kilkanaście placówek oświaty. Protestowali rodzice i uczniowie. Jak grzyby po deszczu wyrastają szkoły stowarzyszeniowe. Zamykane są stołeczne stołówki.
Szczególne oburzenie wywołuje fakt, że instytucje, które mają realizować prawo, łamią je. Inicjatywa Mieszkańców Warszawa Społeczna już w czerwcu zgłosiła zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez zarząd dzielnic Śródmieście, Bemowo i Mokotów, które nakazały dyrektorom placówek oświaty zamknięcie szkolnych stołówek i zastąpienie ich podmiotami prywatnymi.
Burmistrz dzielnicy Mokotów zlecił dyrektorom mokotowskich szkół „dobrowolne” zrzeczenie się części (o 200 zł) dodatków motywacyjnych. Nie miał do tego żadnego prawa, ponieważ o wysokości dodatkowych motywacyjnych decyduje zgodnie z prawem Rada Warszawy, a nie Rada Dzielnicy. Burmistrz złamał zarazem umowę społeczną zawartą między Prezydent Warszawy a związkami zawodowymi. Część szkół nie wyraziła na to „dobrowolnej” zgody. Burmistrz szantażuje je, nie wypłacając zaległych dodatków. Rada Miasta nie reaguje. Państwo polskie jedną ręką daje 50 złotych podwyżki nauczycielom, drugą, zabiera 200 złotych dodatku.
- Nie wiem, kto jest odpowiedzialny za polską edukację. Na pewno odpowiedzialne nie jest Ministerstwo Edukacji Narodowej, które od wielu lat tylko przysłuchuje się debatom o edukacji. Najwyraźniej odpowiedzialne nie są samorządy, które najchętniej zlikwidowałyby wszystkie szkoły, a zaoszczędzone pieniądze wydały na igrzyska. Czy burmistrz Mokotowa ma być podmiotem kształtującym polską politykę edukacyjną? – pyta retorycznie Elżbieta Hołoweńko, przewodnicząca warszawskiego koła Zielonych.
Edukacja to nie jest tylko sprawa nauczycieli i uczniów. To jest sprawa nas wszystkich. Edukacja kosztuje, ale i musi kosztować. Ci, którzy tego nie rozumieją, powinni wrócić do szkoły zamiast decydować o jej losie. Politycy, do szkoły!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz