Krystian Legierski, polityk Zielonych 2004, działacz LGBT, przedsiębiorca, kandydat na wiceprezydenta oraz radnego Warszawy z listy Sojuszu Lewicy Demokratycznej - rozmawia Bartosz Ślosarski. Wywiad ukazał się na portalu lewica.pl
Zostałeś kandydatem koalicji SLD i Zielonych 2004 w Warszawie na wiceprezydenta miasta. Warszawiakom jesteś znany głównie jako działacz LGTBQ oraz właściciel nieistniejącego już klubu Le Madame. Co skłoniło Cię do wejścia w partyjną politykę?
W partyjnej polityce - jak to określiłeś - jestem już co najmniej od 2004 roku, a tak naprawdę od 2002 roku, bo właśnie wtedy rozpocząłem jedną z pierwszych swoich prac i była to praca bezpośrednio związana z polityką - pracowałem w biurze senator Marii Szyszkowskiej. Także chronologicznie rzecz ujmując, najpierw zajmowałem się sprawami związanymi z polityką, a dopiero później dotyczącymi kwestii LGBT, czy związanymi z rozrywką. A sama polityka interesowała mnie można powiedzieć od zawsze, jako nastolatka ideologiczne dysputy toczone przez polityków czy publicystów rozpalały mnie do czerwoności. Później już na studiach zacząłem się interesować głębiej mechanizmami rządzącymi w polityce i z upływem czasu wchodziłem w to głębiej i głębiej.
Hanna Gronkiewicz-Waltz kończy sprawować swoją pierwszą kadencję na stanowisku prezydenta stolicy. Jakie są plusy i minusy tej prezydentury?
Niewątpliwym plusem jest to, że Gronkiewicz-Waltz jest bardzo dobrą, powiedziałbym, gaździną. Jak gdzieś się zrobi dziura w drodze, to ona sprawnie wszystko naprawi, załata, nową nawierzchnię położy. Bardzo sprawnie też potrafi informować o tym, ile wydaje pieniędzy - w rozlicznych komentarzach na temat inwestycji otrzymujemy całe precyzyjne wyliczenia w stylu na metro, czy na sport, wydaliśmy tyle, a na remont starówki przeznaczyliśmy tyle to, a tyle i planujemy wydać jeszcze ileś. Problem jednak w tym, że nie ma w tych komunikatach przygotowywanych szczegółowych informacji dla ogółu mieszkańców o tym, co konkretnie zrobiono za te pieniądze - a jak dobrze się sprawie przyjrzeć, to okazuje się, że z naszych pieniędzy pani Hanna np. darowała prywatnemu podmiotowi pół miliarda złotych. Medialny koncern ITI dostał od pani Hani 500 mln złotych - z należących do nas publicznych pieniędzy - na budowę należącego do koncernu ITI stadionu dla prywatnego klub sportowego Legia Warszawa (również należącego do ITI). Sytuacja w kontekście powstającego po drugiej stronie Wisły stadionu narodowego tym bardziej kuriozalna.
Dalej, za nasze pieniądze usunęła z Placu Grzybowskiego "ten wsiowy dotleniacz" (staw z ozonem zaprojektowany przez J. Rajkowską - przyp. BŚ) - takim mianem określali go współpracownicy pani prezydent - a za wiele milionów złotych zabetonowała cały Plac Grzybowski po to, żeby "było jak w mieście". Między innymi za ten ruch zaczęto ją nazywać "Betonowym Waltzem", ale to nie wszystko. Hanna Gronkiewicz-Waltz sprzyja deweloperom, którzy nieustannie próbują wydzierać miastu to, co najcenniejsze - tereny zielone, parki i skwery. Tereny, będące dla wielu, zwłaszcza dzieci i osób starszych, jedyną okazją do codziennego obcowania z przyrodą w mieście. W imieniu pani Hani urzędnicy podejmują decyzje, w wyniku których przez pewien czas zagrożone zabudową były np. Pola Mokotowskie (ostatecznie obronione olbrzymim wysiłkiem organizacyjnym ludzi zaangażowanych w działalność społeczną, wspieranych przez media oraz Zielonych), a obecnie zagrożony jest rezerwat przyrody - Jeziorko Czerniakowskie, park na Powiślu, itd. HGW sprzyja deweloperom i jednocześnie nie zmierza do przyjęcia miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego dla całej Warszawy, które mogłyby skutecznie chronić takie, jak wspomniane, miejsca przed zabudową.
Stolica bez planów zagospodarowania staje się udzielnym księstwem zarządzanym przez panią prezydent, jak własne gospodarstwo, w którym bez oglądania się na opinie, oczekiwania i interesy mieszkańców realizuje własną wizję i własne interesy. A jeśli już o wizji mowa, to ta jawi mi się - rekonstruowana na podstawie dokonań pani prezydent - w sformułowaniu "Warszawa jak szklano-betonowe Dallas lat 70". Sorry, ale ja takiej wizji nie kupuję - dla mnie wzorem miasta do życia na miarę XXI wieku jest miasto pełne parków, zielonych skwerów, ścieżek rowerowych, placów i chodników, gdzie można poruszać się na rolkach, wrotkach, deskorolkach, itd. Miasto, w którym to człowiek jest podmiotem dominującym nad infrastrukturą, a nie miasto, w którym człowiek zostaje zdominowany, przytłoczony i ostatecznie zabetonowany.
Startujesz także na radnego z dzielnicy Mokotów. Czym zająłbyś się w pierwszej kolejności, jaki masz priorytet?
Mój priorytet dotyczy kwestii społecznych. Jest nim stworzenie polityki lokalowej w Warszawie, a w perspektywie uporanie się z problemem mieszkań. Problem z dostępnością przyzwoitych mieszkań na wynajem, dostępnych dla osób zarabiających dobrze, ale nie na tyle, żeby uzyskać kredyt jest zmorą nie tylko Warszawy, ale tak naprawdę chyba wszystkich samorządów w Polsce. To z czym radzą sobie większe lub mniejsze miasta "starej" Unii i uważają to za jedną ze swoich podstawowych powinności względem mieszkańców, przez naszych samorządowców zazwyczaj w ogóle nie jest postrzegane jako sprawa, którą powinien się zajmować samorząd. Co więcej, wiele osób znajdujących się w trudnej sytuacji mieszkaniowej (bo np. przyjechali do Warszawy z innej miejscowości i nie ma tutaj żadnej rodziny, od której mogliby otrzymać wsparcie) uważa, że nie ma prawa oczekiwać od samorządu pomocy w zapewnieniu mieszkania. Takie podejście bardzo mnie dziwi, zwłaszcza w kontekście tego, że już w zasadzie powszechne jest odczucie, iż samorząd powinien zaspokoić np. nasze potrzeby komunikacyjne budując metro, linie tramwajowe, uruchamiając połączenia autobusowe. Ja w takiej sytuacji zawsze zadaję sobie pytanie, która potrzeba jest ważniejsza - potrzeba transportowa czy potrzeba mieszkaniowa. Życie w ciągłym lęku o własną egzystencję na tym podstawowym poziomie, związanym z zapewnieniem sobie mieszkania, jest o wiele bardziej wyniszczające osobowość i poczucie własnej godności, niż irytacja na niedoskonale działającą komunikację publiczną (oczywiście nie chcę przez to powiedzieć, że komunikacją publiczna jest nieważna).
Jako wiceprezydent odpowiadałbyś za kulturę. W czym Warszawa kulturalnie niedomaga?
Warszawa niedomaga kulturalnie przez to, że rządząca nią PO nie uważa kultury za ważną. Pani prezydent w wielu przypadkach zwasalizowała podległe jej placówki kultury, jak teatry, muzea i galerie w stopniu niewiele mniejszym od tego, którego byliśmy świadkami za czasów prezydentury jej poprzednika (Lecha Kaczyńskiego - przyp. BŚ). Dyrektorzy tych placówek w obawie przed utratą wsparcia Ratusza nie chcą głośno mówić o sprawach, które obnażają mechanizmy zarządzania kulturą w stolicy. Pani prezydent zapewne traktuje kulturę, jak jeden z działów gospodarki wolnorynkowej, który powinien rozwijać się sam wedle wolnorynkowych reguł gry. Tak nie jest. Kultura w Warszawie potrzebuje mocnego wsparcia, ponieważ turystycznie w porównaniu do Krakowa, Gdańska czy Wrocławia ma obecnie niewiele do zaoferowania. Sytuację tę może zmienić poprzez inwestowanie w kulturę i stworzenie takiej oferty kulturalnej, która swoją atrakcyjnością przebije zabytki innych miast.
Warszawa potrzebuje szybkiego zrealizowania inwestycji Muzeum Sztuki Współczesnej, będącego obok muzeum Chopina i Centrum Nauki Kopernik powodem, dla którego do Warszawy przyjadą nie tylko turyści z innych polskich miast, ale również z rożnych części świata. Warto tutaj wspomnieć, że co najmniej kilkunastu Polaków zaliczanych jest do światowej czołówki artystów - są to np. Paweł Althamer, Artur Żmijewski, Wilhelm Sasnal – ale daremne jest szukanie w Warszawie galerii, czy muzeów, w których można by zobaczyć kolekcje ich prac. Londyńska Tate Modern Galery, nowojorska MoMA (The Museum of Modern Art. - przyp. BŚ) czy paryskie George Pompidou są wciąż powodem, dla których miliony turystów odwiedza te miasta. Chciałbym, żeby Warszawa również miała co najmniej jeden taki ważny i znany na całym świecie ośrodek kultury. Budżet około 10 mln złotych rocznie wystarczyłby na stworzenie bogatej, i porównywalnej do wspomnianych powyżej galerii, kolekcji dzieł współczesnych artystów z Polski oraz Europy Środkowo-Wschodniej. 500 mln złotych, które pani Gronkiewicz-Waltz przekazała ITI mogłyby wystarczyć na 50 lat funkcjonowania takiej placówki. Według mnie pytaniem retorycznym jest to czy stadion, czy potężna instytucja kulturalna przynosi więcej miastu.
Dalej, chciałbym, żeby Warszawa w końcu zbudowała salę widowiskowo-kongresową mogącą pomieścić kilkanaście tysięcy osób. Obecnie takiej sali Warszawa nie posiada, co oznacza, że nie można w stolicy zorganizować chociażby kongresu naukowego na 10 tysięcy osób lub koncertu na 20 tysięcy (oczywiście jeśli sprzyja temu pogoda, to można zorganizować koncert np. Madonny pod gołym niebem na lotnisku Bemowo, ale pogoda sprzyja nam najwyżej od połowy kwietnia do połowy października, a i to wątpliwe). Wreszcie chciałbym, aby w przyjętych w końcu planach zagospodarowania przestrzennego zostały określone rozmaite lokalizacje tak, by w nieruchomościach należących do miasta rozwijać mogłaby się wyłącznie kultura - wolna od konieczności konkurowania w oferowanych przez miasto stawkach czynszu wynajmu lokali użytkowych np. z bankami, punktami sprzedaży przedstawicieli firm telekomunikacyjnych, czy innymi korporacjami. W takich lokalach obowiązywałyby preferencyjne stawki czynszu najmu, a decyzja o tym, komu dany lokal zostanie wynajęty zapadała w oparciu o najciekawszą formę zagospodarowania, a nie najwyższą stawkę czynszu.
Jaką funkcje spełnia kultura? Czy mogłaby Twoim zdaniem przeciwdziałać wykluczeniom społecznym?
Tak, kultura może przeciwdziałać wykluczeniu. Może być, jak mówiłem wcześniej, miernikiem atrakcyjności turystycznej miasta, ale przede wszystkim kultura powinna stanowić pewien rodzaj naszego zbiorowego sumienia, zwierciadła, w którym możemy się przejrzeć i zobaczyć jak funkcjonujemy, jako lokalna, a w tym przypadku warszawska, społeczność. Oczywiście kultura może spełniać również funkcję rozrywkową lub rekreacyjną. Dla mnie jednak najważniejsza rola, jaką ma do odegrania, jest jej zdolność do stworzenia płaszczyzny, na której dojdzie do wzajemnego poznania się obcych kulturowo, etnicznie, czy religijnie, ale żyjących w ramach jednej społeczności ludzi.
Na terenie Warszawy i innych polskich miast tępiony jest handel uliczny. Niekiedy przybiera to charakter brutalny, jak zajścia pod KDT. Czy taka polityka jest dobra i sam cel zasadny?
Zdecydowanie uważam, że bezmyślne tępienie handlu ulicznego jest olbrzymim nieporozumieniem. Przede wszystkim dlatego, że pozbawianie nas dostępu do bazarków sprzedających warzywa, owoce i - ogólnie mówiąc - polską żywność wpycha nas bezlitośnie w szeroko otwarte ramiona hipermarketów i korporacji, serwujących wysoko przetworzoną żywność pełną chemii i wytwarzaną często przy użyciu nienaturalnych metod produkcji, jak np. żywność genetycznie modyfikowana, czy też przemysłowe fermy chowu zwierząt. Równocześnie walcząc z handlem ulicznym, pozbawiamy wiele tysięcy osób w całym kraju miejsca pracy, jedynego źródła utrzymania. Tak naprawdę handel uliczny zasługuje nie na zwalczanie, a na uporządkowanie i wsparcie ze strony samorządu. W każdej miejscowości, w każdym mieście, czy dzielnicy wielkiej metropolii powinny zostać zorganizowane estetyczne i praktyczne targowiska, które dobrze zlokalizowane byłyby odpowiednim punktem, gdzie można by było przenieść handel uliczny. Również na ulicach tam, gdzie to możliwe, powinien powrócić handel, a to, że może on wyglądać ładnie nawet w takiej wersji, dostarczają nam przykłady krajów basenu Morza Śródziemnego gdzie pięknie urządzone kramy uliczne stanowią ozdobę miast i turystyczną atrakcję. Wszystko można zniszczyć, uzasadniając swoje decyzje mankamentami pewnych praktyk (np. sprzedaży prowadzonej na ulicy z nieestetycznych łóżek polowych), ale zamiast tego można, wkładając w sprawę odrobinę wyobraźni, emocji i serca poprawiać, ulepszać to, co ludzie w sposób niedoskonały stworzyli z własnej potrzeby, mocą własnego wysiłku i własnej inwencji.
Czy istnieją według Ciebie środki do realizacji równościowej polityki miejskiej? Jak mogłaby ona wyglądać na terenie samorządu?
W kwestiach związanych z polityką równościową i przeciwdziałaniem dyskryminacji należy nadać statutowe kompetencje funkcji Pełnomocnika Prezydenta m.st. Warszawy do spraw Równego Traktowania, jak nakaz monitorowania i nadzorowania Urzędu Miasta oraz wszystkich jego wydziałów pod względem przestrzegania zasady niedyskryminacji ze względu na orientację seksualną, jak również wszelkie inne powody (wiek, płeć, wyznanie lub pochodzenie). Obecnie stanowisko takiego pełnomocnika, stworzone przez Hannę Gronkiewicz-Waltz, nie zostało wyposażone w żadne realne kompetencje. Ponadto Pełnomocnik ds. Równego Traktowania powinien dysponować własnym budżetem uchwalanym przez Radę Miasta, z przeznaczeniem na podejmowanie działań, jak chociażby akcje społeczne, mające przeciwdziałać dyskryminacji, promować i uświadamiać wartości płynące z tolerancji i otwartości. Należy również powołać Komisję Dialogu Społecznego (KDS), w której przedstawiciele mniejszości narażonych na dyskryminację mogliby się spotykać z przedstawicielami władz miasta i konsultować własne pomysły na przeciwdziałanie dyskryminacji, jak również opiniować pomysły władz miasta w tym zakresie. Podobne KDS działają już w innych sprawach ważnych dla prawidłowego funkcjonowania miasta.
Jako Zieloni, operujecie terminem "Zielone Miasto". Co on w sobie właściwie zawiera i jak duże znaczenie ma w nim polityka ekologiczna?
W "Zielonym Mieście" szeroko rozumiana cywilizacja stworzona przez człowieka łączy się w sposób, jak najbardziej harmonijny z naturą. Oczywiście polityka ekologiczna ma w tym kontekście kluczowe znaczenie, dla przykładu wspomnę o śmieciach i gospodarowaniu odpadami. Warszawa, podobnie zresztą jak inne miasta, do tej pory nie poradziła sobie z odprowadzaniem śmieci i ścieków w taki sposób, żeby nie zanieczyszczać Wisły. W efekcie nie możemy się w niej bezpiecznie kąpać. Nasz pomysł w tym wąskim, ale bardzo ważnym, wycinku ekologii sprowadza się przede wszystkim do stworzenia dla całej Warszawy systemu darmowego odbioru posegregowanych śmieci. Chcemy także przeprowadzenia referendum. Doprowadziłoby ono do przyjęcia prawa miejscowego, zgodnie z którym m.st. Warszawa stałoby się właścicielem śmieci po to, ażeby poddać je należytej utylizacji. Obowiązująca ustawa o gospodarowaniu nimi stanowi, że samorządy, w tym warszawski, nie są właścicielami śmieci, co rodzi szereg komplikacji związanych chociażby z recyklingiem czy ekologiczną utylizacją.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz