Czytanie wywiadów z Katarzyną Munio zadaniem jest dość ciekawym. Radną, która wystąpiła z Platformy Obywatelskiej w proteście przeciwko miejskiej dotacji na stadion Legii, cenię za wierność przekonaniom, nawet, jeśli nie zawsze muszą być zgodne z moimi. Również pracowitości - w przeciwieństwie do wielu innych osób, zasiadających w mijającej kadencji w radzie miasta - odmówić jej nie sposób. Mimo wszystko jednak pewne postulowane przez nią rozwiązania są nie po drodze z zieloną wizją miasta, więc warto o tym mówić. Tym bardziej, że - z powodów opisanych powyżej - kandydatkę tę uznaję za poważną, w przeciwieństwie chociażby do Janusza Korwin-Mikkego, sugerującego, że ludzie wolą jeździć samochodami bardziej niż komunikacją publiczną, podczas gdy badania opisane w Barometrze Warszawskim mówią coś zgoła innego.
Najbardziej, szczerze mówiąc, irytuje mnie w polityce "apolityczna polityczność" - nie mam pretensji dotyczących tego, że ktoś ma jakieś poglądy, a nawet - że kwestionuje zasadność podziału na lewicę i prawicę, z czym nie do końca się zgadzam, ale uznaję intelektualny potencjał takiego twierdzenia. Kiedy jednak czynny polityk bądź polityczka jest w jakiejś partii, a usiłuje udowodnić, że nie ma to znaczenia, trudno mi taki retoryczny szpagat znieść. Tak jak budowanie mostów czy stadionów nie jest "z dala od polityki", jak twierdzi uśmiechający się z billboardów premier Tusk (łatwo bowiem zauważyć, że przy ograniczonych zasobach finansowych decyzje dotyczące np. wysokości zadłużenia czy też tego, jakie inne wydatki ograniczać, są jak najbardziej polityczne), tak samo trudno mi uwierzyć, że radna SD, firmująca swoim nazwiskiem listę, na której znajdują się osoby należące do tej partii (Sławomir Potapowicz, Krystyna Krzekotowska) może z taką łatwością mówić o tym, że chce "odebrać Warszawę partiom". Zapewnienia, że w wypadku zdobycia fotela w Ratuszu zrezygnuje z członkostwa w niej, w obliczu dość niskich sondażowych wskaźników poparcia zdają się wartą docenienia, ale jednak kurtuazją. Swoją drogą pytanie, czy przy bardziej sprzyjających notowaniach nie firmowałaby listy Stronnictwa Demokratycznego...
Deklaracje Munio, że jest liberałką, należy pochwalić - mało kto przyznaje się do tego typu ideowych deklaracji. Zapewne liczy nieco na potencjalny elektorat Janusza Palikota, dlatego dziarsko wypowiada się w kwestiach światopoglądowych - i ten fakt również należałoby zapisać in plus. Kiedy jednak przypatrzymy się na jej postulaty samorządowe, okaże się, że nie jest jej tak znowuż daleko do swej niegdysiejszej partii - Platformy Obywatelskiej, zaś w niektórych gotowa jest nawet cofać trafione decyzje. Jeszcze w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" postulowała udostępnienie buspasów dla samochodów z większą ilością ludzi, co w polskim kontekście w praktyce doprowadziłoby do ich obumarcia (dużo trudniej byłoby o egzekwowanie prawa w takiej sytuacji), natomiast w "Życiu Warszawy" idzie jeszcze dalej, uznając, że powinny one funkcjonować jedynie w godzinach szczytu. Ciekawe, co o tym pomyśle sądzi Bartosz Dominiak - kolejny radny, którego działalność cenię i który swego czasu jako jedyny bronił buspasa na Łazienkowskiej. Czy w ewentualnym klubie WWS będzie w tej ważnej sprawie jednomyślność, czy też obowiązywać będzie zasada "każdy sobie"?
Żeby nie było - potrafię wyobrazić sobie sytuację, w której wewnątrz poszczególnych formacji czy między ugrupowaniami je tworzącymi istniały pewne różnice, pytanie jednak o to, jak dużo kryje się ich w obrębie Warszawskiej Wspólnoty Samorządowej - osoby głosujące na Zielonych mogą zapoznać się z naszym programem i sprawdzić, czym ewentualnie może się on różnić od programu Wojciecha Olejniczaka. Tymczasem z kolejnym wywiadem poglądy Munio zdają się ewoluować w kwestiach dość fundamentalnych, jak chociażby prywatyzacja SPEC. Kiedy w "Gazecie Stołecznej" mówi o tym przedsiębiorstwie (całkiem słusznie) jako o monopolu naturalnym, który z prywatyzacji powinien być wyłączony, o tyle już w "Życiu Warszawy" uznaje, że z zastrzeżeniami, ale i tę miejską spółkę by sprzedała. Znów - o ile można dyskutować nad zasadnością posiadania przez miasto chociażby korporacji taksówkarskiej, to już firma świadcząca usługę publiczną to nieco inna para kaloszy. Nie mówiąc już o tym, że to właśnie popierające Munio SDPL dość mocno takiemu pomysłowi na SPEC się sprzeciwiało...
Miks postulatów Katarzyny Munio jest dość ciekawy - to drogi i kultura. Nadal zatem nie wychodzi zanadto poza główny nurt myślenia o mieście, prezentowany przez Hannę Gronkiewicz-Waltz i Czesława Bieleckiego. Wychodzi na to, że ludzie potrzebują miasta po to, żeby przez nie przejeżdżać, mieć gdzie zostawić dzieci, by móc pracować (stąd postulat przedszkoli budowanych z modułów) i ewentualnie móc po pracy odwiedzić Wielką Sztukę. Politycy w idealnym świecie kandydatki okupują parlament, ale nie samorząd (to ciekawe, bo bycie liberałką oznacza deklarację - co by nie mówić - niekoniecznie społecznikowską, ale polityczną), a mieszkania komunalne mają "pomagać niezaradnym" - no tak, przecież wszyscy wiemy, że osoby zarabiające w okolicach średniej krajowej i mogące mieć problemy z uzyskaniem kredytu, albo też po prostu nie chcący wiązać się z bankiem na 30 lat jego spłaty zaradnymi być nie mogą... Niestety, choć na inicjatywę Munio patrzyłem z życzliwością, to jednak po bliższym zapoznaniu się z nią wygląda na to, że programowo dość mi do niej daleko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz