1 września 2009

Kampania w Niemczech nabiera rumieńców

Tego typu komentarze dominują po ogłoszeniu wyników wyborów do 3 Landtagów, które odbyły się w minioną sobotę. Do tej pory wszystko zdawało się jasne - zmęczone "wielką koalicją" Niemcy zdecydują się pod koniec września na zmianę i dadzą wolną rękę chadekom i liberałom, by utworzyli oni większościowy rząd. Choć Saksonia, Turyngia i Saara nie są krajami, które należą do szczególnie dużych - zarówno pod względem powierzchni, jak i populacji - to jednak wysyłają one interesujące sygnały co do możliwości lokalnych koalicji, jak również symbolicznie zdają się kończyć z przekonaniem, że 27 września nie będzie już alternatywy. Niemieckie badania opinii publicznej mają bowiem to do siebie, że w starciu z wynikami wyborów potrafią się dość znacznie od siebie różnić, czego najlepszymi przykładami były dość niespodziewane zwycięstwo SPD i Zielonych w 1998 roku i powyborczy pat zamiast sporego sukcesu CDU w 2005.

Przejdźmy zatem do wyników. We wszystkich trzech landach zwyciężyła CDU, aczkolwiek poza Saksonią koalicja jedynie z FDP jest wykluczona. Nawet i w położonym przy granicy z Polską kraju partia Angeli Merkel zanotowała straty, które uniemożliwiają im samodzielne rządy. Chadecy stracili wprawdzie niewiele poparcia (raptem 0,9 punkta procentowego, teraz otrzymać mieli 40,2%), jednak do Landtagu zamiast 4 jak do tej pory weszło aż 6 partii. Największą formacją opozycyjną będzie tu Lewica - 20,6% (-3%), a na dalszych miejscach - SPD - 10,4% (+0,6%), FDP - 10% (+4,1%), Zieloni - 6,4% (+1,3%) i skrajna prawica z NPD - 5,6% (-3,6%). CDU z FDP mają łącznie w nowym Landtagu 74 miejsca (odpowiednio - 58 i 14), podczas gdy cała reszta - 60 (Lewica - 29, SPD - 14, Zieloni - 9, NPD - 8). Tu zatem sytuacja jest dość jasna - "partie mieszczańskie" zdobyły bezpieczną większość. Cieszy spadek skrajnej prawicy i najwyższy w historii wynik Zielonych.

W Turyngii niemal doszło do zwycięstwa Lewicy - ostatecznie CDU wygrała z postkomunistami stosunkiem głosów 31,2 do 27,4. Chadecja w tym landzie nie ma powodów do radości - w przeciągu 5 lat straciła aż 11,8% pkt. proc. poparcia, podczas gdy Die Linke wzrosło o 1,3. SPD było w stanie zabezpieczyć 18,5% elektoratu (+4%), FDP - 7,6% (+4%), Zieloni - 6,2% (+1,7%). NPD, pomimo wzrostu poparcia o 2,7 punktu procentowego nie wejdzie do Landtagu tego kraju związkowego, zdobyło bowiem 4,3% poparcia. Tu tworzenie koalicji nie będzie aż takie łatwe - CDU ma 30 miejsc, Lewica - 27, SPD - 18, FDP - 7 i Zieloni - 6. Jedynymi większościami, jakie rysują się na horyzoncie, to "wielka koalicja", której zapewne nikt nie będzie chciał, alians CDU, FDP i Zielonych albo też porozumienie Lewicy, SPD i Zielonych. Problemem z tym drugim pomysłem jest sprzeciw socjaldemokratów wobec pomysłu na to, by kanclerzem landu był reprezentant Die Linke (Zieloni również są wobec takiego pomysłu sceptyczni). Lewica musi odpowiedzieć sobie zatem na pytanie, czy zależy jej na autentycznej zmianie społecznej i ekologicznej (o której zapewniają w swoim wyborczym programie), czy też osobiste niesnaski wezmą górę.

Nieco podobnie jest w Kraju Saary - tam pojedynek o pierwsze miejsce był jeszcze bardziej zacięty, brały w nim udział trzy partie - CDU, SPD i Lewica, które uzyskały odpowiednio 34,5% (-13%!), 24,5% (-6,3%) i 21,3% (+19%!) poparcia. Już po tych wahnięciach widać, że land ten przeżył prawdziwe polityczne trzęsienie ziemi. FDP zyskało 4 pkt. proc. i 9,2% poparcia, a Zieloni - 5,9%, z niewielkim, wynoszącym 0,3 wzrostem. W znacznie mniejszym od pozostałych republik związkowych, mających w niedzielę wybory Landtagu chadecja ma mieć 19 miejsc, socjaldemokraci - 13, socjaliści - 11, liberałowie - 5, a Zieloni - 3 miejsca. 24 mandaty dla "partii mieszczańskich" - CDU i FDP to za mało by mieć większość, podobnie jak 24 miejsca dwóch "czerwonyc" partii. Jeśli zatem nie dojdzie do "wielkiej koalicji" (a wydaje się, że szczególnie w Kraju Saary obydwie, tworzące koalicje na szczeblu krajowym partie widzą, do czego to prowadzi), to od lokalnych Zielonych zależeć będzie, jaka koalicja powyborcza powstanie. Dla partii Cema Oezdemira i Claudii Roth tego typu wyniki nie mogły być lepsze.

Przy okazji tych wyborów warto zwrócić uwagę na dwie interesujące kwestie. Po pierwsze - różnice w poparciu dla poszczególnych formacji na wschodzie i zachodzie Niemiec. Przy okazji tych wyborów nie są one aż tak widoczne, bowiem mocno zindustrializowany kraj Saary, z którego na dodatek pochodzi jeden z liderów Lewicy, Oscar Lafontaine, niespecjalnie przypomina inne, bardziej przyjazne Zielonym landy zachodnie. Mimo to widać różnice - zakres prawicowej reakcji na lata komunizmu jest dość znaczny, dużo większe jest znaczenie lewicy postkomunistycznej, mniejsze partie mają mniejsze niż na Zachodzie znaczenie, pojawia się za to ryzyko wchodzenia do krajowych parlamentów ugrupowań skrajnej prawicy, odwołujących się do jawnie ksenofobicznych haseł. Wiele czasu od transformacji musi upłynąć, zanim wyborczy zaczynają widzieć alternatywy. W tym kontekście wyniki Zielonych - słabe w porównaniu do krajowej, sondażowej średniej na poziomie 10-12% - są wynikami bardzo dobrymi. W Landtagu Turyngii pojawią się po raz pierwszy od kadencji 1990-1994, zaś w izbie Saksonii znaleźli swe miejsce dopiero od roku 2004. Także w Kraju Saary zanotowali najlepszy w historii wynik - wynik, dzięki któremu mają szansę zmienić ten węglem i stalą stojący land na dużo bardziej przyjazny ludziom i środowisku.

Powyborcze koalicje od czasu końca prostego systemu dwublokowego (CDU/CU-FDP po jednej i SPD-Zieloni po drugiej stronie) zdają się być prawdziwą łamigłówką. Testowane są najróżniejsze konfiguracje, takie jak CDU-Zieloni w Hamburgu. Bardzo możliwe, że w Turyngii i Kraju Saary rządy powstaną dopiero po wyborach do Bundestagu - wszak na stole znajduje się mnóstwo opcji, a każda z nich jest potencjalnym celem politycznych ataków oponentów. Przy sporym sceptycyźmie wobec wchodzenia FDP w alianse z SPD i Zielonymi socjaldemokraci mają do wyboru - albo przeć na "wielką koalicję", co grozi im dalszym odpływem bardziej lewicowo nastawionego elektoratu do Zielonych i Die Linke, albo też usiłować tworzyć "czerwono-czerwono-zielone" alianse, co będzie oznaczać zbieranie cięgów od chadeków i liberałów. Jednocześnie mówi się o coraz bardziej egzotycznych porozumieniach, np. w Turyngii, gdzie publicyści zadają pytanie o możliwość koalicji... CDU-Lewica. Choć na razie brzmi ona jak political fiction, to jednak pięciopartyjny system już i tak tworzy dość egzotyczne w porównaniu do niegdysiejszych koalicje.

Zieloni moga być nieco spokojniejsi, wracają bowiem do gry o władzę w dwóch landach. Prasa - na przykład Der Spiegel - zastanawia się nad trwałością partii i wpływem ewentualnych sojuszy na jej stan, wszak - zdaniem tygodnika - nie brak tam zarówno osób zorientowanych bardziej lewicowo, jak i większych centrystek i centrystów. Możliwe - zdaniem prasy - że w jednym z landów zdecydują się oni na koalicję z prawicą, w drugim zaś - z lewicą, po to, by nie zniechęcać do siebie wyborców. Wydaje się to jednak przesadzoną obawą - w Hesji klęska rządu SPD-Zieloni, który miał mieć wsparcie Die Linke, mocno zaszkodziła... socjaldemokratom, podczas gdy Zieloni zanotowali rekordowo wysokie poparcie. Wydaje się więc, że elektorat Zielonych - nazywany "elektoratem FDP na rowerach" jest na tego typu alianse otwarty - dużo bardziej, niż na sojusze z CDU, czego dowodem wybory europarlamentarne, gdzie największy spadek poparcia partia odnotowała w Hamburgu, którym współrządzi z chadekami. Warto teraz czekać na wyniki badań opinii i na to, czy zmiany na politycznym pejzażu 3 landów zaostrzą przedwyborczą rywalizację.

Brak komentarzy:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...