5 maja 2009

Egzamin z życia?

Maturalny czas właśnie się rozpoczął. Kasztany kwitną i jak co roku towarzyszy temu faktowi ubieranie czerwonej bielizny na szczęście, a także dużo, dużo stresów. Wszyscy, którzy i które pójdą potem na studia nie raz i nie dwa śmiać się potem będą z samych siebie i własnych lęków, mając przed sobą konieczność zakuwania do egzaminów semestralnych. Zapewniam, po maturze jest już tylko gorzej;) Z rozrzewnieniem wracam do myśli o czasach, kiedy nauki (naprawdę!) było dużo, dużo mniej, wszystko jakimś cudem łatwiej wchodziło do głowy, a tak w ogóle to nawet lektury czytało się jakoś tak łatwiej. Kiedy zaczyna się życie studenckie, nagle ubywa czasu, pojawia się nierzadko konieczność godzenia nauki i pracy - zaczyna się tak zwane "prawdziwe życie".

Mimo to utrwaliło się przekonanie, że matura to prawdziwy "egzamin dojrzałości". Dziś jest to egzamin przybierający nieco inną formę, a także będący zupełnie inną cezurą czasową niż dajmy na to 30 lat temu. W czasach Polski Ludowej, kiedy stosunki pracy wyglądały zupełnie inaczej, nie było takiej presji na kontynuowanie edukacji. Dobra praca była możliwa także po szkole średniej czy też zawodowej, zatem szkolnictwo wyższe było atrakcyjne dla osób, chcących utrzymać lub też podnieść swój status społeczny.

Dziś, w epoce powszechnej konkurencji, posiadanie samej tylko matury to za mało, by utrzymać się na satysfakcjonującym poziomie materialnym. Jeszcze 10 lat temu, w mniejszych ośrodkach istniała na to szansa. Dziś, kiedy prywatna czy też państwowa zawodowa uczelnia wyższa znajduje się praktycznie w każdym lokalnie istotnym ośrodku miejskim, nawet i tam nie ma co liczyć na perspektywiczny zawód. Owszem, z maturą da się przeżyć, szczególnie w zawodach bardziej fizycznych niż umysłowych. Czy wystarczy to jednak do spełnienia aspiracji dzisiejszego młodego pokolenia?

Raczej nie - nie trzeba do tego robić nie wiadomo jak wielkich badań sondażowych. Widać, że aspiracje rosną. Przy dyskusjach nad maturą trudno jednak dostrzec myślenia o tym, że jej rola zupełnie się zmieniła. Reforma, która miała usprawnić proces rekrutacyjny i "wyrównać szanse", okazała się dość kontrowersyjna. Jej symbolem stał się niesławny "klucz maturalny", który - o ile jeszcze w wypadku przedmiotów ścisłych nie budzi wielkich emocji, o tyle już jeśli chodzi o język polski wywołuje prawdziwą burzę. Sam miałem wątpliwą przyjemność obcowania z nim i wiem, że nie promuje on za bardzo samodzielnego myślenia.

A właśnie o samodzielne myślenie powinno przy maturze chodzić najbardziej. Skoro egzamin dojrzałości nie służy już przygotowaniu na rynek pracy, powinien przede wszystkim skupiać się na innej istotnej kwestii - tworzeniu społeczeństwa świadomych ludzi. Oznacza to większe niż do tej pory uwypuklanie kwestii związanych z budowaniem postaw obywatelskich i sprzyjających świadomej konsumpcji. Same zadania - na przykład z polskiego - obok umiejętności czytania ze zrozumieniem powinny umożliwiać wchodzenie w dyskusję z dziedzictwem kulturowym i prezentację nieszablonowych perspektyw. Wiele osób z mojej byłej już klasy licealnej, które znakomicie znały się na literaturze (z udziałem w olimpiadach polonistycznych włącznie) dostawały bardzo średnie oceny z próbnych testów, bowiem proponowały inny punkt widzenia niż zawarty w niesławnym kluczu.

Czas zatem bardzo poważnie nad tą kwestią się zastanowić, bowiem wiele osób dostawszy się na studia przeżywa prawdziwy szok, jeśli chodzi o stawiane im wymagania. Dobrze funkcjonująca edukacja ponadgimnazjalna powinna umożliwiać relatywnie bezbolesne przestawienie się na studencki tryb nauki. Jeśli tego typu kryteria zostaną zastosowane, wtedy matura, dostosowawszy się do wyzwań współczesności, ponownie stanie się godna miana "egzaminu dojrzałości".

Wszystkim maturzystkom i maturzystom życzę samych sukcesów podczas majowych potyczek z wiedzą!

Brak komentarzy:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...