26 grudnia 2008

Pytając o Polskę

Kontynuując wątek nieco nietypowych jak na tego bloga (aczkolwiek tak czy siak politycznych) tematów, uznałem, że watro przyjrzeć się dwóm nowym książkom literackim wprost z Wydawnictwa Krytyki Politycznej. Dobrze chyba będzie zacząć od końca i opowiedzenia o najnowszej powieści Mariana Pankowskiego. Powieści dość ciekawej, ale ale zacząć muszę od drobnego ponarzekania. 24,90 zł za jakieś 80 stron lektury, przy czym z jedną trzecią objętości zajmują (owszem, intrygujące) obrazy grające na ludowych przesądach antysemickich - to odrobinkę dużo. Tym bardziej, że widać było, że robi się wszystko, by ową objętość rozdąć jak tylko się da, co widać po wielkości czcionki. Może lepiej byłoby poczekać z "Ostatnim zlotem aniołów" i opublikować swego rodzaju "literacki dwupak"?

Nie będę decydował o nie swoich inwestycjach, zatem porzucam już moralizatorski ton. Pokrótce o fabule - pokrótce, bo zdradzenie większej ilości faktów skończyłoby się zdradzeniem całej fabuły. Główną bohaterką jest Fajga - Żydówka, która przeżyła zagładę z dwóch kluczowych dla toku fabuły wydarzeń. Wydarzenia te stają się następnie przedmiotem interpretacji amerykańskiego Stowarzyszenia Żydów z Europy Środkowo-Wschodniej, którzy zaprosili Fajgę w celu zaprezentowania przez nią swych dramatycznych losów. Wydarzenia te, do poznania których zachęcam, pozostawiają nam sporą możliwość własnego wyciągania wniosków.

Przypowieść o ocaleniu nadaje się całkiem dobrze na Boże Narodzenie - wyświechtane hasło "nie było miejsca dla Ciebie" nabiera w nim nowego, smutnego znaczenia. Pytanie o znaczenie Zagłady, na wieki już obecne w świadomości cywilizacyjnej świata, powinno również być częścią polskiego doświadczenia. Z prostego powodu - odbywała się ona w dużej mierze na "tej ziemi", a ginący byli naszymi sąsiadami, koleżankami, przyjaciółkami i przyjaciółmi. Nagle cały ten świat uległ załamaniu, kiedy nazistowski reżim rozpoczął eksterminację. Do dziś rola Polek i Polaków daleka jest od jednoznaczności, a dwie skrajne strony sporu usiłują pokazać, że byliśmy bądź to aniołami miłosierdzia, bądź też li tylko szmalcownikami i denuncjatorami. Poziom emocji towarzyszących tej debacie utrudnia rzetelne badania i zmierzenie się z własną przeszłością.

Na pewno dużo łatwiej z książki Pankowskiego wyczytać uniwersalne prawdy niż z dzieła Jasia Kapeli "Stosunek seksualny nie istnieje". To, że te książki sąsiadują ze sobą w kolekcji literackiej, jest dość ostrym kontrastem między przeszłością a teraźniejszością. Teraźniejszością, w której trudno jest o znalezienie jednorodnej, wspólnej dla doświadczenia egzystencjalnego dużych grup ludzi narracji. Sam Kapela, zwycięzca wielu slamów poetyckich, wydał swą pierwszą powieść w aurze skandalu. Poziom gorących dyskusji, jakie towarzyszą tej osobie na Instytucie Kultury Polskiej jest całkiem niezłym dowodem na to, że jeśli nie chce się popełnić towarzyskiego faux pas, z książką zaznajomić się warto.

Czy tacy jesteśmy, my, młodzi ludzie? Czy Eligiusz i Wojciech to nasze alter ega? Trudno powiedzieć, chociaż patrząc się na różne badania socjologiczne - nie jest łatwo wykluczyć takiej opcji. Zdaję sobie sprawę z tego, że to dość spore uogólnienie (znowu będę ścigany przez rzekomo obrażonych wpisem ludzi, zarzucających, że nie znam się na tym, co mówię, bo zapewne nie kontaktuję się z ludźmi w moim wieku, dowolnych płci i orientacji, nie studiuję i nigdzie nie wychodzę;)), jednak nie da się ukryć, że dużo wokół nas picia, narkotyków i bólów egzystencjalnych wszelkiej maści. Znalezienie drugiej połówki u Kapeli sąsiaduje u Kapeli z krytyką neoliberalizmu i wyzysku w Chinach, a wyzywanie się od "pedałów" - intrygującym przemyśleniom. W tym dzikim, postmodernistycznym świecie możliwe jest wszystko...

Dziwna to książka. Nie chce się za bardzo wierzyć w to, że tacy jesteśmy, albo przynajmniej bywamy. Nie da się jednak ukryć, że wieczne przebywanie w świecie idei jest bardzo kosztowne psychicznie i fizycznie zwyczajnie wyczerpujące. Stąd potrzeba odpoczynku. Aktualny, szalony pęd za pracą, kasą i prestiżem kończy się często wycofaniem ze sfery publicznej. Świat idei przestaje być przez nas odwiedzany. W ten sposób, oferując łatwą rozrywkę, równie łatwo jest wcisnąć nam dowolny kit. Na przykład poprzez dążenie do przekonania ludzi, że najważniejsze jest li tylko ich dobre samopoczucie, ponad wszystko. Ta przyjemność ma jednak drugie dno - tak jak książka Kapeli. Ostatecznie więc można powiedzieć, że dużo lepiej myśli się o niej po jej przeczytaniu, niż w trakcie.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Sporo czytam o Zagładzie. I w jednej z nich natrafiłam na b. ciekawy pogląd, wykraczający poza perspektywę winy/bohaterstwa Polaków.

"Czasem, słuchając oskarżeń płynących od Żydow, odnoszę wrażenie, jak gdyby to Polaków oskarżali o Oświęcim. Czasem, słuchając poirytowanych Polaków, odnoszę wrażenie, jak gdyby Żydzi ginęli im na złość. Gdzieś, niepostrzeżenie, chyłkiem, tyłkiem wyparowali z tego sporu Niemcy. I toczy się on tak, jakby chodziło o to, jak zachowali się Polacy wobec żydowskiego losu. Żydowskiego, czyli cudzego.
A może moglibyśmy się zgodzić, że w tym piekielnym wypadku ludzkości, gdy Niemcy byli zbrodniarzami, a Żydzi ofiarami, Polakom przpadł ich własny los: los bycia widzami. Tak naprawdę to ani szmalcownicy, ani bohaterowie nie byli ważni na ówczesnej scenie wypadków. Ważni byli widzowie. Pamiętam wydarzenie z pierwszych tygodni okupacji: Niemcy gnali środkiem ulic Piotrkowa Żydów, ubranych w chałaty, pejsatych i brodatych, a na chodnikach stali ludzie - i ja też - i patrzyli. Nie byliśmy jeszcze wtedy zamknięci w getcie, więc stałam wśród innych przechodniów - i patrzyłam. Tylko jeden z widzów śmiał się szyderczo. Tylko jeden. Ale nie o niego chodzi. Najgorsze było to, że ci Żydzi naprawdę byli przeraźliwie śmieszni w tych swoich chałatach, podrygujący od uderzeń, gnani środkiem jezdni.
Byłoby im chyba lżej, gdyby ich gnano przez bezludną pustynię, gdzie nikt nie widziałby ich bólu i poniżenia. (...)
To Niemcy wymierzali razy, ale obecność Polaków pomnażała ból. Ci, co wówczas byli Niemcami, sami samcy bez kobiet, dzieci i starców, w ogóle nie przypominali ludzi. Byli źródłem fizycznego bólu i przerażenia, ale nie goryczy. (...)
Przez kilka lat Polska była jednym wielkim Umschlagplatzem, na którym codziennie spośród mieszkańców tej ziemi wyłuskiwano tylko niektórych i na oczach innych wysyłano na zagładę. I być może tym, co wtedy byli Żydami, właśnie TO tak trudno jest wybaczyć Polakom jeszcze dzisiaj, choć oczywiście nie była to ich wina. Albowiem rachunek krzywd to nie to samo co rachunek win. Z drugiej strony przypuszczam, że Polacy nie mogą wybaczyć Żydom, iż byli świadkami ich zwykłej ludzkiej małoduszności. Ale to nie Żydzi zgotowali Polakom taki test. To też nie jest ich wina.
Co wobec tego zostaje?
Spróbujmy może okazać sobie nawzajem współczucie za to, że oto postawiono nas kiedyś naprzeciwko siebie, twarzą w twarz, gdy nie można było odwrócić spojrzenia. Nie zapominając, że stało się to nie z naszej woli i nie z naszej winy."
(Irena Kisielewska, zd. Englard, w: Losy żydowskie. Świadectwo żywych, 1996).

P.S. Obie książki kupię:)

Irena

Beniex pisze...

Myślę że to naprawdę niezły fragment.

No i proszę o wybaczenie ale ostatnio dużo czytam i mniej komentuję - z prostego powodu, brat na komputerze daje mi dużo mniej czasu na to;)

Pozdrawiam świątecznie

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...