Niewiele się zmieniało w trakcie sennych, letnich miesiąców - nawet pomimo różnych politycznych działań i kłótni, wyrzutni antyrakietowych i sezonu ogórkowego. Co ciekawe, widać powolny odpływ elektoratu od praktycznie wszystkich wiekszych partii na polskiej scenie politycznej. Widać, że małe grupki dochodzą do wniosku, że zbrzydły im dotychczasowe metody działania dotychczasowych formacji i czekają na cos nowego. Nie ma zatem wiele do omawiania, bowiem gdyby dziś odbyłyby się wybory do Sejmu, to w porównaniu do poprzedniego miesiąca zniknęłoby jedynie 5 mandatów PSL, podzielonych między PO a PiS. W wypadku Europarlamentu partia Tuska miałaby 32 mandaty (+2), Kaczyńskiego - 15 (+1), a Napieralskiego - 4. Proporcje wracają zatem do poziomu z czerwca.
Poza Sejmem formacja Pawlaka, która cierpi zapewne z powodu powrotu oskarżeń o kumoterstwo. SLD, po początkowym wzroście notowań w pierwszej połowie miesiąca, zanotował spadki poparcia, przez co zdołał jedynie wyrównać wyniki z lipca. Minimalnie podniosło się SDPL, które razem z PD ma już 3%, nadal jednak jest to dość mało (zważywszy na to, że średnia UPR z 3 sondaży wyniosła 2%). Tak dla Samoobrony, jak i dla LPR nie widać perspektyw na wyjście z politycznego niebytu. Mało co miałoby wskazywać na to, że PiS będzie w stanie dogonić PO. Wszystkie siły polityczne tkwią zatem w klinczu, z którego skrajnie trudno jest im wyjść.
Czy coś może zmienić tę sytuację? Powstanie ewentualnej centrolewicowej koalicji może zmienić sytuacje tylko na chwilę, bowiem jeśli dziś ugrupowania, które mają ją tworzyć, mają raptem 3%, to jest to najprawdopodobniej ich maksymalne poparcie w momencie, kiedy opadnie zainteresowanie towarzyszące powołaniu nowej formacji. Eurosceptycy praktycznie nie żyją i nie mają pomysłu, jak z tego stanu wyjść. Wygląda więc na to, że petryfikacja sceny politycznej osiągnęła stan szczytowy. Wcześniej czy później zacznie się kruszyć, na co coraz wyraźniej wskazuje odpływ elektoratu od poszczególnych partii. Minie jednak sporo czasu, zanim znajdzie on nową inicjatywę, która będzie w stanie przebić się i pokonać partie, korzystające z dotacji i subwencji. Mimo to widać, że któregoś dnia taka sytuacja będzie miała miejsce.
Poza Sejmem formacja Pawlaka, która cierpi zapewne z powodu powrotu oskarżeń o kumoterstwo. SLD, po początkowym wzroście notowań w pierwszej połowie miesiąca, zanotował spadki poparcia, przez co zdołał jedynie wyrównać wyniki z lipca. Minimalnie podniosło się SDPL, które razem z PD ma już 3%, nadal jednak jest to dość mało (zważywszy na to, że średnia UPR z 3 sondaży wyniosła 2%). Tak dla Samoobrony, jak i dla LPR nie widać perspektyw na wyjście z politycznego niebytu. Mało co miałoby wskazywać na to, że PiS będzie w stanie dogonić PO. Wszystkie siły polityczne tkwią zatem w klinczu, z którego skrajnie trudno jest im wyjść.
Czy coś może zmienić tę sytuację? Powstanie ewentualnej centrolewicowej koalicji może zmienić sytuacje tylko na chwilę, bowiem jeśli dziś ugrupowania, które mają ją tworzyć, mają raptem 3%, to jest to najprawdopodobniej ich maksymalne poparcie w momencie, kiedy opadnie zainteresowanie towarzyszące powołaniu nowej formacji. Eurosceptycy praktycznie nie żyją i nie mają pomysłu, jak z tego stanu wyjść. Wygląda więc na to, że petryfikacja sceny politycznej osiągnęła stan szczytowy. Wcześniej czy później zacznie się kruszyć, na co coraz wyraźniej wskazuje odpływ elektoratu od poszczególnych partii. Minie jednak sporo czasu, zanim znajdzie on nową inicjatywę, która będzie w stanie przebić się i pokonać partie, korzystające z dotacji i subwencji. Mimo to widać, że któregoś dnia taka sytuacja będzie miała miejsce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz