29 lutego 2008

Ibiza jest sercem Serbii

Dwa tygodnie temu młodzi Serbowie świętowali na ulicach z flagami Unii Europejskiej zwycięstwo w wyborach prezydenckich demokraty Tadicia. Dziś, po uznaniu niepodległości Kosowa przez większość państw europejskich, Serbowie demonstrują na ulicach paląc flagi Unii.


Tak w skrócie można opisać obecną sytuację polityczną w Serbii – z jednej strony dążenie, szczególnie młodych ludzi, do jak najszybszej integracji z Unią i powrót kraju do normalności, a z drugiej niekonsekwentną politykę samej UE wobec tego kraju, która pomaga agresywnym nacjonalistom w stylu niedoszłego prezydenta Nikolicia wzniecać ksenofobiczne, antyzachodnie uczucia, ożywiać resentymenty i zbijać na tym kapitał polityczny.


Kosowo – wpadka Zachodu?


Według Serbów obrońcą prawa międzynarodowego okazała się nie Unia Europejska, a putinowska Rosja. Ten paradoks jest jednym z wielu, na które wskazują młodzi Serbowie.


Przede wszystkim zarzucają oni Unii hipokryzję: nieustannie głosi ona wagę przestrzegania europejskiego prawa, np. wytykając Serbii niewydawanie zbrodniarzy wojennych Hadze, przez co Serbia utknęła w negocjacjach unijnych, a z drugiej same łamią to prawo uznając jednostronne ogłoszenie niepodległości Kosowa. Serbski rząd przypomina, że zagwarantowanie terytorialnej jedności Serbii było warunkiem zgody Serbii na wejście sił pokojowych do Kosowa w 1999 roku, przyznanie niepodległości jest też złamaniem innych praw i umów międzynarodowych, np. o nieuznawaniu unilateralnych zmian granic. Dodatkowo, właśnie przyjęci na europejskie salony przywódcy Kosowa mają sporo na sumieniu - premier Kosowa Hashim Traci, dawny lider Wyzwoleńczej Armii Kosowa – UCK, która dokonywała zbrodni wojennych, został skazany na 10 lat więzienia za terroryzm, a za jego czasów UCK wsławiła się handlem heroiną i kokainą.


Serbowie nie rozumieją też, dlaczego państwa unijne uznały dążenia niepodległościowe kosowskich Albańczyków, którzy mają już swoje państwo (Albanię), a nie uznają dążeń innych grup, które własnych państw nie mają i od lat walczą o niepodległość (np. Baskowie).


Inną niekonsekwencją Unii jest sam stosunek do UCK, albańskiej organizacji paramilitarnej, założonej przez gasterbaiterów, niekontrolowanej właściwe przez nikogo, utrzymywanej również z przestępstw, np. z handlu narkotykami. Dokonywała ona czystek etnicznych i zbrodni na Serbach, Romach i innych mniejszościach oraz na samych Albańczykach, w tym na funkcjonariuszach podziemnego, demokratycznie wybranego państwa kosowskiego, którzy próbowali opanować tę „armię”. Zachód potępia stosowanie przemocy – właśnie z powodu zagrożenia czystkami etnicznymi NATO zbombardowało Serbię w 1999 roku – ale w przypadku Kosowarów brutalne wyczyszczenie etniczne regionu poskutkowało uznaniem jego odrębności i niepodległości. Samo UCK została przez siły międzynarodowe przekształcone w oficjalną policję, choć wcześniejsze umowy międzynarodowe przewidywały rozbrojenie bojówek.


Wypędzenia i czystki wiążą się z jeszcze jednym problemem – część wypędzonych Serbów i Romów do dziś żyje w koszmarnych warunkach w barakach w obozach dla uchodźców, ich domy i dobra w Kosowie zajęte zostały przez Albańczyków. Nie wiadomo jak nowe, zrujnowane ekonomiczne państwo kosowskie chce poradzić sobie z tym problemem – szanse na odszkodowania są znikome, a wypędzeni boją się wrócić do domów. Do dziś dochodzi do ataków na enklawy serbskie, na samochody z serbskimi rejestracjami, na średniowieczne prawosławne monastyry. Wrażliwa na prawa człowieka, w tym prawa mniejszości etnicznych i religijnych Unia Europejska jakby przymyka na to oko, dając nowemu państwu nieuzasadniony kredyt zaufania, wierząc, że będzie ono chroniło prawa człowieka.


Osobnym tematem, którego nie sposób tu omówić, jest kompromitacja oenzetowskich programów prowadzonych na terenie Kosowa i Metohji. Lata wydawania ogromnych pieniędzy na ten zaledwie dwumilionowy region nie doprowadziły właściwie do niczego – Kosowo jest nadal niebezpieczne, zdewastowane ekonomiczne, z ogromnym bezrobociem i silną mafią, boryka się też z problemem uzależnień od narkotyków.


Albańskie argumenty


Kosowscy Albańczycy mają poważne argumenty za swoją niepodległością, poza oczywistym prawem do samostanowienia. Żyją oni na terenach Kosowa i Metohji wraz z Serbami co najmniej od średniowiecza, od XX wieku stanowią na nim większość. To tu rozpoczęło się ich odrodzenie narodowe, a potem rozwijała albańska kultura – nie na terenach dzisiejszej Albanii. Albańczycy udowodnili, że potrafią stworzyć własne państwo, tworząc państwo podziemne, mają na koncie takie sukcesy jak podziemny uniwersytet kształcący 10 tys. studentów. Albańczycy walczyli o swą niepodległość pokojowo, organizując referenda, wybierając podziemne władze, które, co ważne, nie uznawały zbrodniczej UCK i próbowały ją opanować.

Kosowarzy przestali być bezpieczni w Jugosławii w latach dziewięćdziesiątych. Milosevic od 1989 roku stopniowo odbierał autonomię Kosowu, a z żyjących tam muzułmanów tworzył publicznego wroga, by zachować władzę (osławione przemówienie w 600-lecie bitwy kosowskiej „Nikt więcej nie będzie Was bić!). Podczas konfliktu armii serbskiej z UCK wielu niewinnych Albańczyków straciło życie, dochodziło do zbrodni wojennych popełnianych przez Serbów, jak choćby osławiona czystka etniczna we wsi Racak. Nienawiść Serbów i Albańczyków jest żywa do dziś i kultywowana przez serbskich nacjonalistów i byłych komunistów. Warto dodać, że mają oni w Serbii razem tyle poparcia co demokraci. Konflikt albańsko – serbski jest często rozgrywany na poziomie nienawiści etnicznej i religijnej, wykorzystującym po stronie serbskiej islamofobię – padają argumenty, które dla Polaków brzmią znajomo: „prawosławna Serbia jako przedmurze chrześcijaństwa chroniące Europę przed muzułmanami”. Najbardziej chyba jednak razi cyniczne posługiwanie się przez polityków serbskich problemem Kosowa jako łatwym tematem do zbijania poparcia politycznego – każdy „prawdziwy Serb” zgodzi się, że „kolebki kultury i kościoła serbskiego” nie można oddać w obce ręce.

Jest jeszcze jedna ważna kwestia. Problem Kosowa streszcza się zwykle stwierdzeniem, że Serbowie mają do niego prawo historyczne, a Albańczycy etniczne, więc powinno się zadecydować, które prawo jest ważniejsze. Taka perspektywa jednak niewiele nam pomaga – najważniejszym pytaniem w tym konflikcie jest to, kto jest w stanie zapewnić regionowi stabilizację, bezpieczeństwo, rozwój i poszanowanie praw mniejszości. W tej konkurencji wszystkie trzy strony konfliktu przegrywają, zarówno Serbowie i Albańczycy jak i państwa zachodnie. Historia, a szczególnie dawno minione średniowiecze, nie ma w tym wypadku wielkiego znaczenia. Z drugiej strony zauważyć należy, że czystość etniczną Kosowarzy uzyskali wypędzeniami i czystkami, a przede wszystkim galopującym rozwojem demograficznym, który jest oparty na wysokiej rozrodczości niewyedukowanych, biednych muzułmańskich kobiet. Albanka, która nie skończyła żadnej szkoły ma średnio siedmioro dzieci, Albanka po szkole średniej lub wyższej tylko dwoje. Jest więc to typowy przykład wykorzystywania wykluczonych kobiet jako nacjonalistycznych czy religijnych „inkubatorów”, uprzedmiotowienia ich w celu powiększania ilości przedstawicieli danej grupy. Rolę w tym procesie gra też religia tradycyjne miejsce kobiety w islamie. Dodać należy, że proces ten widoczny jest też po drugiej stronie – podczas tegorocznej konferencji naukowej sponsorowanej przez rząd Serbii, a poświęconej problemowi Kosowa, jeden z panelistów wzywał serbską „patriotyczną młodzież” płci męskiej do osiedlania się z żonami w Kosowie i „przechylania demograficznej szali na drugą stronę”.

Rosja zamiast Unii?



Przyglądając się nieporadnym działaniom organizacji międzynarodowych na Bałkanach, trudno się dziwić, że młodzi Serbowie czują się sfrustrowani – państwa zachodnie zdają się robić wszystko, aby ich do siebie zniechęcić, jednocześnie zarzucając im antyeuropejskość. Młodzi do dziś płacą za zbrodnie Milosevica, choć sami go obalili podczas studenckiej pokojowej rewolucji w 2000 roku i od tego czasu wybierają demokratyczne i prozachodnie władze.


Pracując w Serbii w lokalnej organizacji pozarządowej, przygotowywałam kampanię prounijną skierowaną do młodzieży, finansowaną przez rządy paru bogatych krajów zachodnich. Mieliśmy wydać tysiące kolorowych folderów i zawiesić setki billbordów wychwalających Unię Europejską, podczas gdy Serbowie nie mogą realnej Unii poznać z powodu wiz przez nią wymaganych. Do dziś 70% młodych Serbów nigdy nie było za granicą. Przygotowaliśmy reklamową ulotkę o zaletach unijnego programu edukacyjnego Erasmus, z którego studenci serbscy nie mają prawa korzystać. Reklamowaliśmy więc wśród nich za ciężkie pieniądze coś, czego oni i tak nie mogą dotknąć, bo sami im tego zakazaliśmy.


O takie absurdy Serbowie niestety potykają się co krok.


Dla młodych Serbów Kosowo parę lat temu nie było istotnym problemem politycznym – dziś jest problemem ze szczytu hierarchii, jak wynika z przeprowadzonych badań. Na murze w Belgradzie przez lata znajdowało się zabawne graffiti: „Ibiza jest sercem Serbii” – prześmiewcza trawestacja propagandowego hasła rządu serbskiego „Kosowo jest sercem Serbii”. Parę dni temu ktoś zamalował „Ibizę” i wstawił „Kosowo” – Kosowo przestało być tematem, z którego można żartować. Choć kiedyś młodzi często przyznawali, że właściwie nie zależy im na Kosowie, w którym nigdy nie byli, w którym mieszka już niewielu Serbów, dzisiaj, w wyniku sposobu, w jaki się ono oderwało od ich państwa przyjmują inną postawę. Nawet Młodzi Serbscy Zieloni, silni członkowie Federacji Młodych Europejskich Zielonych, wydali oświadczenie, w którym stwierdzają, że nie zgadzają się z uznawaniem niepodległości Kosowa i krytykują Unię za hipokryzję i nie dbanie o prawa mniejszości w Kosowie.


Unia, jeśli nie chce nie stracić swoich ostatnich sojuszników w regionie oraz resztek szacunku, powinna przyjąć konsekwentną i jasną postawę. Jeśli uważa, że przyznanie niepodległości Kosowu, nawet kosztem złamania prawa i okrojenia Serbii z 15% terytorium, jest jedynym sposobem na zapewnienie pokoju i dobrobytu tego regionu, powinna to jasno wyartykułować, a nie kluczyć jak nasz polski dyplomata nazywający uznanie niepodległości „prawie legalnym” (sic!). W przeciwnym wypadku w regionie znowu zaczną zwyciężać antyeuropejscy nacjonaliści, którzy otwarcie nawołują do wojen etnicznych. Serbia konsekwentnie zbliża się w stronę Rosji, co najlepiej widać było przy jej ostatnich manewrach energetycznych, a oddala od reszty Europy, w tym swoich najbliższych, dążących do integracji z UE sąsiadów. Póki co premier Serbii Vojislav Kosztunica odwołał ambasadorów z krajów, które uznały niepodległość Kosowa, a dziś ogłosił, że wyklucza dalsze zbliżenie jego kraju z Unią Europejską z powodu unijnej polityki wobec Kosowa. Czy naprawdę chcemy na własnej skórze sprawdzić, co będzie dalej?


(Na górze - pamiątkowe zdjęcie przed spaloną ambasadą amerykańską w Belgradzie; wyprostowane trzy palce to symbol Serbii, obok - kordon policji przed meczetem w Belgradzie)

Brak komentarzy:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...