18 sierpnia 2011

Letnia Akademia Ekopolityczna: Bieda w wiosce, bezrobocie na wsi

Lucy Szilagime: Jako koordynatorka akcji lokalnych społeczności na rzecz rozwoju i walki z biedą promuję działania oddolne. Problem z nimi polega na budowaniu zaufania między działającymi na danym obszarze organizacjami, z których każda uważa, że ma najlepszy pomysł na swoją miejscowość. Potrzeba im zarówno pomocy administracyjnej, jak i budowania między nimi solidarności. Często – bez zaistnienia jakiegoś problemu w danej okolicy, np. katastrofy ekologicznej, nie powstają organizacje zajmujące się jakąś sprawą – to casus braku organizacji ekologicznych przy jednym z węgierskich parków narodowych. W procesie budowy zaufania dużą rolę odgrywają lokalne autorytety, np. nauczyciele, od przedszkola promujący lokalne produkty rolne i zabiegający o rozwój lokalnej infrastruktury ekologicznej – od stojaków rowerowych po kosze na recykling. Obok stosownej infrastruktury ważne jest przekazywanie wiedzy na temat lokalnej produkcji i tożsamości, bez których ludzie nie będą potrafili korzystać z okazji i korzyści, jakie daje wspieranie tego typu działań.

Mamy problemy z poziomem wykształcenia na obszarach wiejskich na Węgrzech, co utrudnia nie tylko rozwój ekonomiczny, ale też społeczny. Osoby biedne, niewykształcone stają się podatne na przykład na kupowanie głosów przez lokalnych kandydatów w wyborach. Niegdyś szkoły uczyły zawodów rzemieślniczych, przygotowywały do konkretnego zawodu, dzięki któremu mogli być pewni znalezienia pracy. Dziś tego już nie mamy, i trudno mi stwierdzić, który węgierski rząd położył tę sprawę najbardziej. Nie wspiera się pozostałych po transformacji ustrojowych spółdzielni spożywczych, ich rozwoju i ponownego zatrudniania osób, które z nich wypadły. Spółdzielnie społeczne ożywiają lokalne społeczności. Niestety – nie wspiera się ich zakorzenienia na rynku - dla przykładu w 2000 roku w jednej ze wsi powstała kooperatywa hodowli i sprzedaży papryki, która podupadła ze względu na politykę firmy skupującej ich produkt. Tymczasem wśród pracowników społecznych nie brakuje osób, które w życiu nie widziały osoby pochodzenia romskiego, co pokazuje poziom zainteresowania władz polityką społeczną.

Nora Ritok: Fundacja, w której działałam, prowadziła szkołę z alternatywnym programem nauczania, dostosowanym do potrzeb dzieci z ubogich rodzin. Jej założycielka odeszła ze szkoły religijnej, gdzie jej metody wzbudziły kontrowersje, a rodzice węgierskich dzieci zaczęli narzekać na obecność dzieci romskich. Dziś jej szkoła integracyjna ma 670 uczniów, z czego 70% to dzieci ubogie, spory jest wśród nich odsetek społeczności romskiej, udało jej się zachować bezpłatny charakter placówki, zapewniającej także pomoc żywieniową i transportową. Nauczyciele, poza płatną pracą naukową, wykonują społecznie wiele działań organizacyjnych, nakierowanych na pomoc społeczną, skutkującą np. zapewnianiem porządnego umeblowania i ogrzewania w domach dzieci uczęszczających do szkoły. Działania te skutkują zwiększeniem zaufania między ludźmi do tej pory wykluczonymi z udziału w życiu społecznym z prowadzącą szkołę fundacją. Jednym z narzędzi, które wykorzystujemy w promowaniu naszej działalności, jest prowadzony przez nas blog, cieszący się sporą popularnością, który był niestety obiektem ataków hakerskich i gróźb, przekazywanych w komentarzach, przez co musieliśmy wyłączyć tę opcję naszej strony.

Benedek Sallai: Europejskie społeczeństwa są coraz bardziej rozbite, a my mamy pokusę, by powtarzać błędy Zachodu, traktując go jako wzór. Działalność społeczna i ekonomiczna człowieka musi dawać przyrodzie możliwość regeneracji. Na Węgrzech naszym największym bogactwem jest ziemia rolna, tymczasem programów promujących zamieszkiwanie na obszarach wiejskich bardzo nam brakuje. Ludzie migrują ze wsi do miasta, dotyka to szczególnie lokalne, wiejskie środowiska inteligenckie, co wypłukuje tereny wiejskie z szans na rozwój. W naszym regionie przez wieki bogactwo tworzyła ekstensywna produkcja rolna, nasze bydło eksportowane było aż do Barcelony, a do Wiednia wysyłaliśmy... żyjące w naszych bagnach żółwie. Jeszcze w czasach realnego socjalizmu nawet 40% ludności pracowało w rolnictwie, dopiero po przekształceniach systemowych wskaźnik ten uległ załamaniu, co doprowadziło do wzrostu bezrobocia oraz szarej strefy na obszarach wiejskich.

Płacę 20 ludziom za zbiory śliwek w opuszczonych sadach, dzięki czemu zamiast marnować płody ziemi można tworzyć z nich palinkę, przy okazji tworząc sezonowe miejsca pracy. Nie ma problemu braku pracy do zrobienia, jest za to problem braku pracownic i pracowników – dominujący system wartości sprawia, że mało kto chce pracować fizycznie, za to każdy chciałby być menedżerem. Dopóki węgierski rząd nie będzie wspierał tego typu działań, dopóty niewiele zmieni się na lepsze, a migracja do miast będzie trwała. Już dziś skutkuje to zapaścią demograficzną obszarów wiejskich i nadreprezentacją osób starszych, co tworzy kolejne problemy społeczne. Promuje się nie politykę stymulującą rozwój lokalnych ekonomii, lecz produkcję płodów rolnych na które istnieje zapotrzebowanie na globalnym rynku. Korzystają z tego nie lokalne społeczności, lecz międzynarodowe koncerny. Władze samorządowe, zachęcające do sprowadzania się np. supermarketów, przyczyniają się do osłabiania własnych, lokalnych gospodarek. Zniknęło poczucie solidarności – dziś każdy rolnik, mający 5 hektarów, chce mieć własny traktor, a władze nie tworzą zachęt do wspólnych zakupów sprzętu rolniczego. Dawne tradycje współpracy, które przez wieki nie potrzebowały odgórnych regulacji czy unijnej polityki rolnej, zagubiły się w strumieniu czasu. Dawne tradycje spółdzielcze zostały wypaczone przez system komunistyczny, który oduczył odpowiedzialności za wspólną własność. Wspieram kooperatyzm, ale sam z siebie nie załatwi wszystkiego – wystarczy, że jeden z globalnych graczy zacznie korzystać z subsydiów rolnych, by zniekształcić rynek i obniżyć konkurencyjność lokalnych produktów rolnych. By zapobiec takiemu rozwojowi wypadków, potrzebujemy regulacji rynku.

Gabor Vago, poseł LMP, prowadzący: Stałem się politykiem, bowiem myślenie jedynie o oddolnych inicjatywach nie doprowadzi moim zdaniem do koniecznej zmiany. Władze mają za zadanie ułatwianie działania oddolnego, co wymaga zmiany obowiązujących reguł gry. Inicjatywy oddolne niestety często działają nie razem, ale obok siebie.

Głos z sali: Kiedyś – w czasach reżimu socjalistycznego – przy każdej szkole znajdował się ogródek z warzywami. Dzieci, obcując z pracą na roli, uczyły się zarówno pracy na roli, jak i umiejętności przyrządzania z wyhodowanych przez siebie warzyw i owoców różnego rodzaju przetworów. Dziś tradycja ta zaniknęła, a dzieci częściej niż o pracy rolnika uczy się o pracy prawnika czy lekarza. Chciałabym, żeby szkoła uczyła dzieci pracy tego typu.

Brak komentarzy:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...