7 lipca 2010

Wielcy nieobecni

Dawno żadna wystawa muzealna nie podobała mi się tak bardzo, jak "Letni nieletni" w warszawskiej Zachęcie. Nie sądziłem, że temat młodości - wszak tak bardzo medialny- będzie tu pokazany w dużo bardziej pełny sposób, niż w mediach. Kiedy bowiem zdrapiemy z nich aurę niepoważności, przestanie się pokazywać wypasione bryki gwiazd hip-hopu, a zacznie się zastanawiać nad młodzieżową przestrzenią mentalną, nagle okaże się, że tego wszystkiego brak w lajfstajlowym przekazie młodzieżowych kanałów telewizyjnych. Alternatywą dla cukierkowego przedstawiania młodości staje się tradycyjne już utyskiwanie na jakkolwiek pojęty (albo wręcz niepojęty) upadek obyczajów. Autorki i autorzy prac wystawionych w Zachęcie w mistrzowski sposób odcinają się od tych podziałów i operują na żywej tkance - młodzieńczych pasji, kształtującej się wizji świata i społecznych interakcji.

To prawda - w hip-hopowych aranżacjach da się jeszcze usłyszeć o życiu w blokowiskach i jego trudach. Z jednej jednak strony swój wpływ na stępienie tego przekazu i na przesunięcie się go w kierunku "hajsu i panienek", z drugiej zaś - uznanie za "kulturę plebejską" - łatka, która uśmierca każdy, nawet najbardziej wyrafinowany sposób autoekspresji (z komiksem włącznie). Opowiadanie o tym, że życie nie jest jednak tak różowe, koniec końców nie przebija się przez mentalną blokadę. Kończy się to tym, że mowę "Galerianek" uznaje się za sztuczną, a sposób bycia - za niemożliwy w rzeczywistości. Tymczasem młodość ma to do siebie, że jeśli nie da się w jej trakcie narzędzi do radzenia sobie w skomplikowanej rzeczywistości nadwiślańskiego kapitalizmu, to dojdzie do replikowania biedy, mutującej się z poziomu życiowego zagubienia w stronę "zaradności po polsku" - dziecięcej prostytucji, problemów z nałogami, kombinowaniem na sposoby wyuczone na podwórku.

Nie mam jednak zamiaru demonizować ludzi młodych, wszak sam - mam nadzieję - jeszcze jakoś się w tym pojęciu mieszczę. "Letni nieletni" pokazują, że ich podejście do rzeczywistości, czasem przerażające, czasem zabawne - ma potencjał zmiany, której tak pilnie potrzebujemy. Widać to na fotografiach z młodzieżowych imprez, czy też z ekwilibrystycznych wyczynów na deskorolkach i BMX-ach. Doprawdy - nie widzę powodów, by wstydzić się takiego trybu życia, zaganiać młodych tylko do książek i naiwnie wierzyć, że dzięki temu wyjdą z nich "dobrzy ludzie". Tego typu podejście rodzi bunt (najzupełniej naturalny w tym wieku) i potrzebę przekroczenia obowiązujących norm społecznych. Często granica między życiem a kulturą rozmywa się w zupełnie nieprzypadkowych miejscach - jak przy pracy malarskiej, przedstawiającej starcia młodych osiłków, celowo odwołującej się do estetyki matejkowskiej "Bitwy pod Grunwaldem". Coś w tym jest - z odrazą patrzymy na kipiących testosteronem młodzieńców, podczas gdy z zachwytem patrzymy na erupcję przemocy, kiedy znajduje ona "patriotyczne uzasadnienie". Choć mamy powody, by czasem lękać się o swoją sytuację w zetknięciu z taką grupą, nie powinniśmy w związku z tym zamykać oczy na rzeczywistość.

Z całej tej, dość moim zdaniem optymistycznej i budzącej uśmiech na twarzy wystawy, przebija pewna nutka nostalgii i... smutku. Obok zdjęć z udanych imprez pojawia się krajobraz blokowiska, mogący budzić odwołania do trudności powrotu do codziennego życia. Załączony powyżej mural (wybaczcie kiepską jakość, ale liczę na to, że rozbudzi on Waszą ciekawość i zachęci do odwiedzin galerii - wystawa czynna do 29 sierpnia) przedstawia dwie poważne postaci - "Człowieka z marmuru" i "Człowieka z żelaza", którym towarzyszy trzecia twarz - "Człowieka z dupy". Czyżby młodzi ludzie, których oskarża się o nihilizm i wszystko, co najgorsze, nie odczuwali potrzeby posiadania własnych wartości? Nawet, jeśli jesteśmy skłonne i skłonni z dystansem podchodzić do erupcji emocji w momencie śmierci Jana Pawła II czy katastrofy smoleńskiej, to jednak fakt pozostaje faktem - potrzeba jakiejkolwiek wspólnoty, zaangażowania i wiary w lepszy świat pozostaje, a że na chwilę obecną jedynymi siłami, które ją wykorzystują, to kościół i środowiska prawicowe, powinno skłonić do refleksji osoby o progresywnych poglądach, często lękające się zbiorowości jako takiej i sądzące, że jedyną potrzebą człowieka pozostaje indywidualna emancypacja. Nie ma tak łatwo.

Gorąco polecam wybranie się na tę wystawę i na spojrzenie na nią bez klisz i stereotypów. Przez młodzieńczy okres życia przechodzimy wszyscy i nie ma co silić się na potępienie i moralizatorstwo. 52 koguty policyjne, ułożone w napis H.W.D.P., mogą prowokować, ale przede wszystkim - są niesamowicie dynamiczne i zwracają uwagę na druga stronę problemu, jaką jest opresja organów ścigania, zastępująca jakąkolwiek społeczną profilaktykę antypatologiczną. Możemy obruszać się na rysunki na symbolicznej ławce szkolnej, na których znak anarchii sąsiaduje ze swastyką, ale pozostanie to działaniem pustym, jeśli nie zechcemy pójść krok dalej, wniknąć w ludzkie umysły, zobaczyć kontekst, kryjący się w mieszkaniach w blokach i młodzieńczych grupach rówieśniczych i próbować wyrwać młodych ludzi z zaklętego kręgu niemocy. Zdjęcia z warszawskiej Pragi są tu dość symptomatyczne - na jednym z nich znajduje się młody chłopiec, a zaraz obok niego - już dużo bardziej wyrośnięty młodzieniec, którego rysy są znacznie ostrzejsze, mające chyba świadczyć o większej skłonności do agresji. Przez 20 lat nie udało się nam przygotować żadnych mechanizmów, które skutecznie blokowałyby tego typu zmianę charakterologiczną. Najwyższy już czas to zmienić.

Brak komentarzy:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...