8 czerwca 2010

O zieleni - osobiście

Jak wiecie, od kilku lat w Warszawie grodzi się zieleń osiedlową. Rezultat jest taki, że całkowicie zniknęła w ten sposób przestrzeń do sąsiedzkiego kontaktu - dzieci nie mają się gdzie bawić, a starsi - przysiąść, odpocząć, pogadać. Jest miejsce dla wszechwładnych samochodów (uliczki dojazdowe), dla ludzi - nie ma. Zieleń służy do podziwiania.

Parę lat temu, kiedy grodzono nasz zielony teren, próbowałam wymusić wydzielenie z niego kawałka, na którym stanęłyby dwie ławki. Miasto odmówiło - ma być równy płot i już. Ławki stanęły pod ścianą, w ponurym, zabetonowanym miejscu, gdzie panuje wieczny cień. W upał to nawet dobre, ale generalnie dla ludzi starszych się nie nadaje. Narzekają. Mówią to co ja, to co Zieloni: tu nie ma miejsca dla ludzi, przecież my tu mieszkamy, mamy prawo itd.

Wyjaśniam, że teren posesji należy do miasta, w zarządzie wspólnoty pozostaje tylko budynek. Żadnych decyzji co do zagospodarowania terenu nie możemy podejmować sami. Procedura jest taka: pismo do ADK - oni przekazują sprawę do centrali (ZDK) - centrala występuje do miasta.

Niedawno z dwiema starszymi paniami podjęłyśmy decyzję: zamiast pisać pisma i czekać na rezultat, co potrwa, a zakończy się prawdopodobnie odmową ze strony miasta (bo przecież ławki już mamy, co z tego, że w nieodpowiednim miejscu) - kupujemy za pieniądze wspólnoty krzesła ogrodowe i z odpowiednią tabliczką informacyjną stawiamy w upatrzonym miejscu. To i próba wzięcia sprawy w swoje ręce, i prowokacja - żeby pokazać, że my tu jesteśmy gospodarzami i że ZIELEŃ OSIEDLOWA POWINNA BYĆ DLA LUDZI.

Niezależnie od tego powstała inna inicjatywa: zorganizowanie placu zabaw, już w normalnym trybie - poprzez złożenie stosownego wniosku. Ale jeśli powstanie, to Bóg wie kiedy - bo teraz, jak od razu usłyszałam, budżet miejski ma inne priorytety: powódź. Dzieciom pozostaje na razie bieganie po osiedlowych uliczkach - i to wszystko. Kiedyś było w okolicy boisko, zaplanowane jeszcze przy budowie Muranowa, w czasach złego socjalizmu. Okoliczna młodzież i dzieci grały na nim w piłkę itp. Teraz, w czasach dobrego kapitalizmu, wybudowano na nim halę sportową, do której, a jakże, można wejść, ale za pieniądze.

Rezultat: młodzież pije po ławkach (tam gdzie są), a dzieci biegają byle gdzie. A starsi siedzą w domu, bo do parku nie każdy ma siłę iść.

Napisałam to po to, żeby pokazać, że ludzie się temu sprzeciwiają. I że wcale nie są tacy bierni, o ile znajdzie się ktoś, kto im pokaże drogę działania.

Irena Kołodziej, przewodnicząca koła warszawskiego Zielonych. Autorka jest przewodniczącą Zarządu Wspólnoty Mieszkaniowej na jednym z muranowskich osiedli

Informujemy, że powstał także nowy, społeczny blog o zieleni miejskiej - Mam prawo do zieleni. Zachęcamy do odwiedzin.

Brak komentarzy:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...