2 grudnia 2008

Globalne ocieplenie - pytania i odpowiedzi

Ponieważ rozpoczęła się już konferencja klimatyczna w Poznaniu, a Zieloni będą intensywnie zaznaczać swoją obecność podczas wielu wydarzeń jej towarzyszących, postanowiłem przygotować małą ściągawkę w postaci FAQ - dość popularnego modelu najczęściej stawianych pytań i zarzutów skierowanych do zwolenniczek i zwolenników zrównoważonego rozwoju. Mam nadzieję, że pokażą one w miarę prostej formie, o co nam chodzi - bo to, w jaki sposób niekiedy prezentuje się postulaty ekologiczne, woła o pomstę do nieba. Zacznijmy zatem:

- Nie mamy pewności, że globalne ocieplenie naprawdę ma miejsce.

- Cóż, nie mamy też pewności dotyczących dajmy na to słuszności teorii Darwina, a jednak jej nauczamy, być może dlatego, że ma ona dość solidne podstawy naukowe. Podobnie i z teorią zmian klimatycznych, którą podziela 90-95% naukowców-klimatologów, obserwujących aktualne zmiany w klimacie Ziemi. Ci nieliczni, którzy powątpiewają, znajdują sojuszników w kręgach, którym bardzo zależy na tym, żeby wszystko zostało na swoim miejscu. To najczęściej zwolenniczki i zwolennicy modelu "business as usual", którzy mają daleko i głęboko jakość ludzkiego życia i degradację środowiska - byle tylko interes się kręcił. Firmy naftowe, które jeszcze nie przyjęły prawdy o zmianach klimatycznych do wiadomości, finansują milionami dolarów badania, które mają udowodnić rzekomą fałszywość globalnego ocieplenia.

- A co, jeśli to nie nasza wina, tylko naturalne cykle przyrodnicze?

- Naturalny cykl przyrodniczy, który w zdumiewający sposób pokrywa się z rewolucją przemysłową? Nawet, jeśli przyjmiemy takie założenie, człowiek swoimi działaniami przyczynia się do jego znaczącego przyspieszenia, które bez jego działalności nie przybrałoby takich rozmiarów. To opinia podzielana przez, powtarzam, do 95% klimatologów. Czy jeśli mielibyście/miałybyście 95% szans na zachorowanie na raka, nie spowodowałoby to rzucenia palenia albo zmiany diety? Kto zdecydowałby się na inwestycje finansową z tak wysokim poziomem ryzyka? Przypominam, że dzięki takim instytucjom, które na takie szaleństwo się decydowały, mamy dziś światowy kryzys finansowy. Owszem, możemy liczyć na to, że "jakoś to będzie", ale nie jest to najbardziej rozsądną strategią.

- Co nam w ogóle grozi - przecież będzie cieplej, może będziemy mogli hodować więcej winorośli i dłużej się opalać.

- Niekoniecznie. Zmiany klimatyczne nie są prostym termostatem, polegającym na tym, że przekręcimy pokrętło i zrobi się przyjemniej. W przyrodzie mamy tez do czynienia z takimi zjawiskami, jak opadami i wiatrem. Rozregulowanie systemu klimatycznego prowadzi do coraz większej niestabilności, objawiającej się w częstszych załamaniach pogodowych, wichurach, tornadach i tym podobnych "przyjemnościach". Wiąże się to z obniżeniem jakości życia i wzrostem jego kosztów, chociażby poprzez konieczność sprzątania po urwanych dachach albo przewróconych drzewach. To realne koszty - dla porównania globalne straty z powodu ekstremów pogodowych w latach 50. XX wieku, urealnione o wskaźnik inflacji, wyniosły 41,1 miliardów dolarów, a w latach 90. już 432,2 miliarda! To realne koszty dla gospodarki - szacunki z Raportu Sterna wskazują, że jeśli nie będziemy reagować, koszty zmian klimatycznych doprowadzą do skurczenia się globalnej gospodarki o 20%. A tak niestabilny klimat wcale nie będzie zachęcał ani do opalania, ani do hodowli winorośli.

- Ale przecież musimy się rozwijać - nie może być tak, że Zachód mógł, a my nie!

- Nikt nie broni rozwoju - tyle że jego sens i znaczenie uległy dość istotnej zmianie. Dziś Europa często żałuje wiele ze swoich decyzji, a naukowcy przyjeżdżają do Polski, by oglądać dzikie, nieuregulowane rzeki. Nie musimy popełniać tych samych błędów, a rozwój może odbyć się metodą "żabiego skoku" wprost do nowoczesnych technologii i społeczeństwa wiedzy. To nic trudnego - wystarczy np. skupić się dużo bardziej na kolei niż na budowie autostrad, dążyć do efektywności energetycznej (wyprodukowanie dajmy na to tej samej pralki w Polsce jest 2,3 raza bardziej energochłonne niż na Zachodzie - a to wiąże się z realnymi kosztami i spadkiem konkurencyjności) i rozwoju dostępności do Internetu. Czas, kiedy dowodem rozwoju była ilość wydobytego węgla, siarki czy miedzi odchodzi już w przeszłość i warto mieć to na uwadze.

- No dobrze, załóżmy, że będziemy ograniczać nasze emisje - ale przecież kraje rozwijające się raczej się do tego nie kwapią, więc cały wysiłek na nic...

- Pudło. Chociaż oczywiście rozwój takich państw, jak Chiny, Indie czy Brazylia jest dość daleki od zrównoważonego, to jednak coraz częściej, same z siebie, decydują się na działania, widząc, jakie efekty przynosi wyzysk środowiska przyrodniczego. Państwo Środka na przykład już niedługo będzie światowym liderem w energetyce wiatrowej, wyprzedzając w tej dziedzinie Niemcy - ale o tym się nie mówi. Zmiany klimatyczne wymagają podejścia, które jednocześnie zapewni naszej planecie uniknięcie najgorszego - podniesienia się globalnej temperatury powyżej 2 stopni Celsjusza w stosunku do epoki preindustrialnej, co wg naukowców oznacza nieodwracalność zmian klimatycznych, ale też uzna prawo państw i społeczności przez długie lata pozostających w biedzie (także dzięki byciu eksploatowanymi przez dzisiejszą Globalną Północ) do rozwoju. Tego typu taktyka oznacza m.in. inwestowanie przez państwa bogate w rozwój i transfer technologii przyjaznych środowisku do krajów rozwijających się. RPA inwestuje w słoneczne piecyki, służące do podgrzewania jedzenia, zamiast węglowych. Chroni to środowisko i zarazem nie odmawia ludziom prawa do poprawy jakości ich życia.

- To w takim razie najlepiej zainwestować w atom i uniezależnić się od Rosji.

- Nie tędy droga. Wedle badań naukowych złoża uranu mogą skończyć się po 70 do 200 latach przy obecnym poziomie ich eksploatacji - badania te są zamiatane pod dywan przez lobby atomowe, chcące przekonać o zaletach tej technologii. Poza tym najbliższe i najtańsze złoża uranu są... w Rosji, tak więc o uniezależnienie energetyczne będzie trudno. Prawda jest taka, że to niezwykle kosztowna inwestycje, służąca centralizacji rynku energii i jego monopolizacji, dzięki której można następnie spokojnie podnosić ceny odbiorcom indywidualnym. Zieloni są za zbudowaniem inteligentnej sieci i za decentralizacją energetyczną - każdy dom, poprzez np. kolektory słoneczne albo wiatraki może być producentem czystej energii i odbierać ją z sieci, jeśli ma niedobór energii, lub też oddawać ją, gdy ma jej nadmiar. To realne oszczędności dla konsumentek i konsumentów - panel słoneczny na dachu zwraca się po 3 latach od inwestycji, no i nie ma w jego wypadku problemów ze składowaniem radioaktywnych odpadów. Atom był energią XX wieku - a przypominam, mamy XXI i zupełnie inne wyzwania przed nami.

- Ale te wszystkie odnawialne źródła to ponoć niezbyt efektywne są...

- Po pierwsze, są dość efektywne, jeśli szacuje się, że przy aktualnych technologiach dostępnych na rynku słońce, wiatr, woda, geotermia i biomasa mogłyby zapewnić zaspokojenie 40% potrzeb energetycznych naszego kraju. Po drugie, ich wydajność rośnie wraz z inwestycjami w te technologie, a koszt prądu z tych źródeł stale maleje. Podwojenie ilości wiatraków skutkuje obniżeniem o 10% kosztów energii wiatrowej, podczas gdy koszty ekologiczne i ekonomiczne trwania przy węglu i ropie spadać raczej nie będą - i tymczasowy spadek cen ropy już tego nie zmieni. Dodatkowo pamiętać należy o wspomnianej już powyżej efektywności energetycznej - tracimy olbrzymie ilości energii np. na ogrzewanie nieszczelnych budynków. Można obniżyć zużycie energii nawet o 80% w wypadku wielu budowli, a to nie wiąże się raczej z zaciskaniem pasa, tylko z oszczędnościami związanymi z mniejszymi rachunkami za prąd. Ekologia jest niezbędnym elementem rozwoju, w żaden sposób go nie blokując. Jeśli już cokolwiek blokuje, to ludzką głupotę i krótkowzroczność.

- No dobrze, ale co z tego będę miał/a? I czy aby na pewno moje życie nie ulegnie pogorszeniu, jak mnie straszono?

- Niedługo opublikujemy - między innymi na tym blogu - Stołeczną Strategię Klimatyczną. To dokument, integrujący warszawskie polityki miejskie i tworzący przestrzeń dla zrównoważonego rozwoju społecznego, ekologicznego i ekonomicznego - dla nas i przyszłych pokoleń. Zobaczycie, że nie ma tam żądań wyrzeczeń, są za to konkretne działania, służące zmniejszeniu emisji gazów szklarniowych i jednocześnie poprawiające jakość życia nas wszystkich. Chyba nikt nie ma nic przeciwko mieszkaniu w czystym, zadbanym mieście, bez śmieci na ulicach, ze sprawną komunikacją zbiorową, dobrymi ścieżkami rowerowymi etc. - a skoro tak, to przypuszczam, że dokument się Wam spodoba. Bądźcie czujni.

7 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Zawsze mnie ciekawiło skąd zieloni biorą takie zatrważające dane:) i nadal mnie ciekawi źródło informacji typu: "Firmy naftowe, które jeszcze nie przyjęły prawdy o zmianach klimatycznych do wiadomości, finansują milionami dolarów badania, które mają udowodnić rzekomą fałszywość globalnego ocieplenia." lub inne tego typu nowinki. Skąd mogę wiedzieć że to Wasza teoria dziejów nie jest spiskowa? Albo że firmy zajmujące się utylizacją lub segregacją odpadków Was nie finansują? Ja też, tak jak i Wy, nie mam na to dowodów.
Lub te absurdalne analogie: "Czy jeśli mielibyście/miałybyście 95% szans na zachorowanie na raka, nie spowodowałoby to rzucenia palenia albo zmiany diety?" Jest to zupełny brak rozróżnienia punktów odniesień i tworzy to zwykłą demagogię. Równie dobrze ja mogę powiedzieć że 99% mędrców w starożytnym Egipcie uważało że ziemia jest płaska - więc skoro tak to zapewne prawdą jest iż ziemia faktycznie jest płaska...
Prawda nie leży w liczbie.
Pozdrawiam

Beniex pisze...

Zacznę od tego, że pozdrawiam:)

A teraz ad meritum - zachęcam do poeksplorowania tego bloga - są w nim powołania się na konkretne liczby, z konkretnych badań, odwołania do publikacji z setkami przypisów. Gdybym nie czytał ich samodzielnie, nie wymyślałbym ich z Księżyca - zwyczajnie nie mam takiej natury.

A narzędzia badawcze od starożytnego Egiptu poszły nieco do przodu i dziś sąd 95% klimatologów ma jednak nieco większą wartość niż sąd uczonych w Egipcie. Myślę, że największym problemem nie jest już nawet zła chęć osób, które są sceptyczne - to często brak wyobrażenia sobie alternatywy. Zachęcam do niej, bo uważam, że jest dużo przyjemniejsza od tego, co mamy obecnie.

Pozdrawiam po raz kolejny:)

PS>>Zgodnie z ustawą o partiach politycznych nie ma możliwości, by finansowały nas firmy - tak więc ta koncepcja nie jest możliwa do realizacji, a dowody są, bo rozlicza nas Państwowa Komisja Wyborcza i gdybym kłamał, to już dawno rozwiązaliby naszą partię. Tak więc dowody w tej materii mam, i to mocne:)

Anonimowy pisze...

Pozdrawiam i gratuluję zaangażowania, choć jestem mocno sceptyczny ;)

mam pytania:

1. Skąd takie dokładne pomiary zawartości CO2 w atmosferze i to od roku 1000? Rozumiem, że pewnie ma to związek z badaniami archeologicznymi, ale w takim wypadku - skąd taka dobra rozdzielczość?
2. Gazy cieplarniane - podobno najbardziej znaczącym z nich (i to z wagą ponad 90%) jest H2O, a nie CO2. Czy to prawda? Jeżeli tak, to na prawdę nie widzę sensu "użerania się z emisją CO2" ;).
3. Wydaje mi się, że argumentem decydującym, mógłby być wykres przedstawiający korelację zawartości CO2 i temperatury (lub może nawet lepiej wykres ilustrujący korelacje ich zmian) oraz ustalenie, czy środowisko jest układem z dodatnią, czy ujemną pętlą sprzężenia zwrotnego między tymi parametrami.

Pozdrawiam i liczę na odpowiedź.

Beniex pisze...

Witam, postaram się odpowiedzieć bardzo pokrótce:

1) Naukowcy badają zawartość CO2 w lodzie biegunowym i na tej podstawie (im on głębszy, tym starszy) mogą tego typu wykresy przedstawiać
2) H2O ma jednak nieco inną rolę niż CO2, a poza tym są gazy, których już niewielka ilość ma kolosalne znaczenie - np. ozon, którego jest bardzo mało w atmosferze, a jednak bez niego byłoby nam żyć dość trudno;) Podobnie z CO2 czy metanem, kolejnym "trudnym" dla klimatu gazem. Potrzebna jest równowaga, oczywiście nie chodzi o eliminowanie CO2 w ogóle (wtedy wedle szacunków globalna średnia temperatura wyniosłaby -18 stopni), ale o zachowanie kruchej równowagi. Jak z rzeczonym ozonem, który ratuje nam życie, ale w nadmiarze jest w stanie zabić.

Pozdrawiam

Anonimowy pisze...

Witam, to znowu ja.
Poprzeglądałem trochę materiałów dotyczących "greenhouse effect" i jednak cięgle nie widzę powodów do większych obaw. A oto dlaczego. Rola CO2 w procesie cieplarnianym ogranicza się do absorpcji promieniowania w specyficznym pasmie dość dalekiej niskoenergetycznej podczerwieni położonym wprawdzie blisko maksimum energetycznego emisji termicznej ziemi, lecz w rzeczywistości stanowiącym bardzo mały ułamek całkowitej energii absorbowanej w atmosferze. Pozostałe pasma absorpcji CO2 wydają się nie mieć większego znaczenia. (rys. http://en.wikipedia.org/wiki/Image:Atmospheric_Transmission.png)
CO2 nie jest gazem aktywnym chemicznie i nie wyróżnia się żadnymi właściwościami mogącymi w poważny sposób wpłynąć na atmosferę (oczywiście jeżeli jego zawartość w niej nie zwiększy się, powiedzmy, 10x, na co się jednak nie zanosi).
Moim zdaniem przywoływanie podczas dyskusji nad CO2 wpływu takich gazów jak O3 jest nieco demagogiczną żonglerką, ponieważ wystarczy spojrzeć na wymieniony powyżej wykres absorpcji, by stwierdzić jak diametralnie różną rolę dla klimatu pełnią te gazy.
Można oczywiście straszyć, że nieznaczne podwyższenie temperatury spowodowane przez ogólne tendencje klimatyczne + hipotetyczny wpływ CO2 może doprowadzić do uwolnienia się (hipotetycznych) ogromnych ilości metanu spod lodowców (co podobno zdażyło się pod koniec triasu), lecz można też upierać się, że podniesienie temperatury oceanów zwiększy w nich rozpuszczalność CO2 i przyspieszy rozwój rozkładających go organizmów, co zastopuje proces wzrostu zawartości CO2 w atmosferze.
Uważam ochronę środowiska za szczytną i godną pracy ideę, jednak jak w przypadku innych spraw, za największą wartość dla niej uważam rozsądek i spokój. Dlatego też w obliczu przytoczonych wyżej argumentów, dążenia do ograniczenia emisji CO2 pojmuję raczej jako "dmuchanie na zimne", a nie "ostateczną konieczność". W związku z tym myślę, że przed ustalaniem limitów, należy przede wszystkim rozważyć rachunek ekonomiczny i wpływ na stopę życiową społeczeństwa w obliczu nieuchronnych wzrostów cen energii w przypadku ustalenia limitów restrykcyjnych.

Pozdrawiam, Paweł Gąsior

PS. Byłbym zapomniał, do Twojej odpowiedzi wdarł się (chyba) błąd - temperatura spadłaby do -18 C w przypadku braku efektu cieplarnianego wogóle, a nie w przypadku wyeliminowania tylko CO2

Beniex pisze...

No więc właśnie - jednym z efektów wzrostu CO2 w atmosferze jest realnie widoczne topnienie lodowców - a kwestia metanu we wiecznej zmarzlinie jest jednym z efektów, który będzie zmiany klimatyczne akcelerował. Co do obniżki temperatury, to kalam się - faktycznie chodzi o wszystkie gazy cieplarniane. Pamiętajmy też, że emisji CO2 towarzyszą emisję pyłów, tlenków siarki i azotu etc., co wpływa na jakość powietrza i również na szybkość zmian klimatycznych. Gdyby wszystko było OK, prawdopodobnie nie mielibyśmy do czynienia z tym, że w zeszłym roku mieliśmy najmniej "zlodowaciałą" Arktykę od jakichś 40 lat - no, chyba że to dowód na tezę o "globalnym oziębieniu", jak twierdzą niektórzy;)

A gospodarkę można reformować pod kątem ekologii w racjonalny sposób, który staram się także i tu prezentować. Zapraszam też na bloga Marutiego, szczególnie na okolice wpisu:

http://maruti.salon24.pl/16737,index.html

Pozdrawiam ciepło

Anonimowy pisze...

Dlaczego nie zamiescisz wykresu(najlepiej dokładnego ;)) korelującego wzrost temperatury z wzrostem co2 ? To rozwiałoby wiele, wiele wątpliwości.

pozdrawiam

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...