2 czerwca 2010

Rozważania o przyszłości Europejskiej Partii Zielonych

Trwa dyskusja na temat tego, jaka Europejska Partia Zielonych mogłaby w ciągu najbliższych lat wspomóc działania partii członkowskich tak, by w roku 2014 Zielonych w Parlamencie Europejskim było jeszcze więcej. Obserwując ją, wydaje mi się, że z całą pewnością nie da się znaleźć magicznej formuły, pasującej w każdych warunkach do zróżnicowanych krajobrazów politycznych państw europejskich. Perspektywa środkowoeuropejska może różnić się od tej z krajów Morza Śródziemnego, bo inne są tam źródła partii Zielonych i ich słabości, różnić się będzie też od wrażeń partii spoza Unii Europejskiej, które mogą mieć znacząco inne oczekiwania względem organizacji. Wydaję mi się, że zachowanie owej "jedności w różnorodności" przy wzmacnianiu samej organizacji i dawaniu jej narzędzi do bardziej widocznego, politycznego działania, będzie największym wyzwaniem dla EPZ. Warto zatem podzielić się wrażeniami, dotyczącymi tego, gdzie silniejsze jej wysiłki mogą wspomóc partie Zielonych w krajach takich jak Polska.

Jak wynika z wielu badań socjologicznych, Polki i Polacy w swym ogóle myślą pozytywnie o integracji europejskiej. Co więcej, zieloną politykę postrzegają one/oni pozytywnie właśnie przez pryzmat innych krajów unijnych - w szczególności Niemiec i Skandynawii. Te dwa wskaźniki pokazują, że potencjał rozwoju Zielonych w Polsce poprzez bardziej proaktywną działalność EPZ jest całkiem spory. Europejska perspektywa w pojmowaniu kwestii zrównoważonego rozwoju jest widoczna zaraz za perspektywą lokalną, która - co postaram się udowodnić w dalszej części analizy - również powinna być obiektem zainteresowania Europejskiej Partii Zielonych. Niestety, w medialnych doniesieniach nad Wisłą EPZ praktycznie nie istnieje, w jakimś, dość ograniczonym zakresie, prezentowane są jeszcze działania grupy w Parlamencie Europejskim. Słaba obecność EPZ w medialnym dyskursie obniża siłę powoływania się na europejskie dobre praktyki przez polskich Zielonych. W interesie całej zielonej rodziny musi być silna, niezależna partia europejska - jej bardziej aktywne działania wyborcze w roku 2009 - wspólne europejskie tematy, wyborcze layouty i marka - wsparła całkiem nieźle starania wielu partii krajowych w osiąganiu dobrych wyników wyborczych. Potencjał jest zatem całkiem spory.

Jedną z kwestii, która jest ważna, jeśli EPZ ma aktywnie wspierać rozwój zielonej polityki w krajach, w których jest ona słabsza, to pamięć o tym, że zdolności mobilizacyjne czy organizacyjne (tzw. capacity) partii członkowskich są tam ograniczone, często z kilku, nakładających się na siebie powodów - najczęściej uwarunkowań prawnych i kontekstu społeczno-historycznego. Rozszerzanie możliwości prezentowania zielonego projektu politycznego w Polsce jest znacznie ważniejszą kwestią, niż np. w Niemczech czy we Francji. Wszelkie paneuropejskie inicjatywy, które następnie można naświetlić na szczeblu krajowym, są nie tylko potrzebne, ale wręcz niezbędne dla przełamania tych ograniczeń. Bardzo ważnym, dającym tu do myślenia przykładem było przetłumaczenie na polski dokumentu "Weźmy kapitalizm na zieloną smycz", które doprowadziło do zaproszeń do mediów, zainteresowanych zielonym podejściem do ekonomii. Partie krajowe jednak - jak już wspomniałem - często nie mają narzędzi do regularnego budowania swojej pozycji na bazie tego typu dokumentów.

Europejski program nie powinien być opcją - na wybory europejskie jest absolutną koniecznością, dowodzącą, że EPZ jest kilka kroków do przodu w porównaniu do innych partii paneuropejskich. Oczywiście - zgodnie z postulowaną elastycznością - powinien on dopuszczać odstępstwa od niego, szanujące np. odrębne zdanie Zielonych Anglii i Walii na temat traktatu lizbońskiego czy euro. Dobrym pomysłem jest zatem budowanie "programów dwóch prędkości" - jednego, wyznaczającego nieco bardziej ogólne ramy (swego rodzaju manifestu podobnego do tego z 2009 roku), i drugiego, uściślającego pozycję partii, zgadzających się na jego dalsze dookreślanie. Przedwyborcze dokumenty, m.in. dotyczące zmian klimatu, polityki socjalnej, ekonomicznej czy wobec osób młodych wskazują na bardzo dużą zdolność budowania szczegółowego, holistycznego programu, akceptowanego przez partie członkowskie, mogącego być przydatnym w budowie lokalnych programów politycznych czy też promowania "europejskiego wymiaru" zielonej polityki.

Tu dochodzimy do najważniejszej chyba kwestii, jeśli chodzi o to, w jaki sposób EPZ może pomóc słabszym partiom. Wydaje się na chwilę obecną, że koniecznym jest stworzenie "mapy drogowej", pokazującej dotychczasowe działania EPZ, grupy Zielonych w PE czy też zielonych fundacji politycznych i znalezienie niezbędnych do załatania "dziur" w takich działaniach. Z punktu widzenia Polski wielkim udogodnieniem byłoby opracowanie współpracy na linii prasowo-think-tankowej między Zielonymi europejskimi a polskimi. Kluczowym wydaje się chociażby powołanie osobnej komórki, tłumaczącej na polski stanowiska, dokumenty i publikacje oraz dbającej o ich wysyłkę do polskich mediów i organizacji, mających zielony potencjał. Powołanie osoby, która odpowiadałaby za koordynację tego typu działań ze strony EPZ, dbającej o dołączanie do wysyłanych oświadczeń wypowiedzi zielonych polityczek i polityków z Polski, szybkie tłumaczenie dokumentów programowych - wszystko to pomogłoby moim zdaniem we wzmocnieniu znaczenia i widzialności zielonego projektu w Polsce. Inną bardzo ważną sprawą jest dalszy rozwój Zielonej Fundacji Europejskiej (GEF) i bardziej przemyślany przez nią sposób organizacji konferencji i publikacji. Szczególnie ta druga kwestia wymaga uwagi - jeśli od 3 miesięcy od wydania jedyną wersją językową publikacji o zielonej polityce makroekonomicznej jest wersja francuska, to proces dyskusji nad zieloną polityką na szczeblu europejskim bardzo na tym cierpi, nie mówiąc już o próbach transpozycji takich działań na szczebel krajowy. Naprawdę niewielkie w skali organizacji fundusze na to, by przygotować wersję PDF po polsku, wydrukować 500 do 1.000 egzemplarzy i rozesłać je do mediów, decydentów, bibliotek, organizacji ekologicznych, związków zawodowych, organizacji pracodawców etc. byłby wielką pomocą w odczarowywaniu wizerunku Zielonych jako rzekomych "oszołomów" i budowania nowego, eksperckiego wizerunku.

Być może takie propozycje mogą brzmieć szokująco, ale mimo wszystko - kilkusetosobowe partie takiej pomocy potrzebują jak tlenu. W poszczególnych krajach czekać na nie będzie jeszcze latami mnóstwo innych działań - komentowanie bieżącej polityki krajowej, fundraising, zdobywanie członkiń i członków - przy których EPZ siłą rzeczy nie będzie mógł za bardzo pomóc. Odciążenie partii członkowskich od części obowiązków pomogłoby im nie tylko w zdobywaniu widzialności, ale też w znalezieniu czasu na budowę długofalowych strategii politycznych. Bez takiej aktywnej pomocy nie ma co liczyć na dalszy, systematyczny wzrost zielonej polityki na wschodzie i południu kontynentu. Europejscy Zieloni powinni w najbliższych miesiącach intensywnie śledzić sytuację Zielonych w Czechach z kilku niezmiernie ważnych powodów. Po pierwsze, efektów braku skutecznych narzędzi dyscyplinujących partię, która stawała okoniem względem podstaw zielonej polityki (kwestia amerykańskiego radaru), co również pokazuje konieczność programowego wsparcia dla nowych partii, szczególnie w obliczu jego dostosowywania do lokalnego kontekstu. Niedługo EPZ będzie mógł zobaczyć, jak bardzo kurczy się działalność partii, która poza otrzymaniem premii za otrzymane głosy utraci prawo do dotacji budżetowych i jak bardzo będzie musiała ograniczyć swoją działalność. Świadomość tej różnicy powinna pokazać, że tego typu wsparcie jest niezbędne, jeśli mamy mówić o europejskiej solidarności Zielonych, w którą chcę wierzyć.

Wydaję mi się, że potrzebny jest jeszcze jeden typ sieci pod patronatem EPZ - obok sieci głównych mórz europejskich (Bałtyku, Północnego, Śródziemnego etc.) potrzebne są tzw. "międzymiastówki", tworzone przez lokalne oddziały Zielonych z miast partnerskich. Potrzebne jest stworzenie warunków ku ich powstawaniu (tak, by nie wnikały one w kompetencje partii członkowskich i nie stały się martwymi strukturami), tak, by poprzez regularne spotkania i posiadanie skromnych budżetów mogły one pozwalać sobie np. na wymianę dobrych praktyk, dotyczących tak organizacji, jak i polityki miejskiej, tworzenie rekomendacji dla EPZ, wydawanie publikacji tematycznych wzorem sieci "morskich" etc. Poparcie dla Zielonych bierze się głównie z miast, to one są swoistą "soczewką cywilizacji", która ogniskuje wszystkie jej problemy, to tu wykuwać się mogą nowoczesne metody pobudzania partycypacji społecznej czy też walki ze zmianami klimatu. Struktura tego typu łączyłaby wymiar lokalny z europejskim, pozwalałaby na wzajemne wizytacje, organizowanie debat etc. To także narzędzie, które mogłoby usystematyzować współpracę Zielonych z sąsiadujących ze sobą (ale i nie tylko) krajów.

EPZ powinna być dynamiczną strukturą, stąd nie powinna mieć oporów przed przyjmowaniem nowych partii z krajów, w których dotychczasowa organizacja nie odniosła sukcesów. Ewentualne wątpliwości mogłaby rozstrzygać za pośrednictwem praktyki "partii-obserwatora", jak to niedawno stało się na Węgrzech. Wraz z udanym zakorzenieniem się partii w społeczeństwie i pokazaniu, że pryncypia zielonej polityki nie są jej obce, powinna mieć prawo do pełnego członkostwa w organizacji. Przykład czeski pokazuje, że powinny istnieć narzędzia "guzika atomowego", wymuszającego trzymanie się zielonych pryncypiów programowych przez partie członkowskie. Jednocześnie jednak obok tego typu "kija" powinny istnieć także "marchewki", wspierające działalność słabszych partii, o których wspomniałem powyżej. Tylko takie połączenie może gwarantować rozwój zielonego projektu w całej Europie. Mniejsze i nowe formacje potrzebują EPZ bardziej, niż te już silne i zorganizowane - bez uznania tego faktu bardziej skuteczne niesienie pomocy pozostanie utrudnione.

Brak komentarzy:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...