13 maja 2010

Co lubię na Wyspach?

Wiem, wiem, z komentarzy dotyczących wyników wyborów w Wielkiej Brytanii zrobił się ostatnimi czasy już niemal cały cykl eseistyczny. Mimo to nie mogę oprzeć się napisaniu kolejnej notki na ten temat - może dlatego, że zwycięstwo Caroline Lucas w Brighton Pavilion jest dość bezprecedensowe dla zielonej polityki, nawet jak na światową skalę. Do tej pory sztuka zdobycia miejsca w parlamencie w systemie większościowym udała się raptem byłej współprzewodniczącej Zielonych w Nowej Zelandii, gdy startowali oni w szerokiej, lewicowej koalicji. Pojedynczy mandat w okręgu jednomandatowym udało się zdobyć Zielonym w Niemczech, ale tam taki sukces z powodu ordynacji zapewniającej proporcjonalność parlamentu nie jest tak wielkim osiągnięciem. Przykład angielski, gdzie Zieloni biją się - i wygrywają - z trzema wielkimi partiami, mającymi nieporównywalnie większe zasoby finansowe i ludzkie, daje zatem wiele do myślenia. Mam nadzieję, że to już ostatnie wybory z systemem westminsterskim do Izby Gmin. Mam też nadzieję, że wcześniej czy później taka sztuka uda się także Elizabeth May w Kanadzie.

Zwycięstwo Caroline pokazuje coś jeszcze - jak olbrzymi wysiłek trzeba włożyć w to, by ponad 280 tysięcy osób głosujących na Zielonych mogło mieć chociaż jedną reprezentującą ich osobę w Izbie Gmin. Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa, która zdobyła ponad milion głosów, taka sztuka w ogóle się nie udała - pokazuje to, jak mało reprezentatywna jest ordynacja większościowa, wykluczająca reprezentację wielu, różnorodnych głosów - tak z lewa, jak i z prawa. Zieloni Anglii i Walii musieli włożyć praktycznie wszystkie swoje zasoby w 3 główne okręgi wyborcze, by mieć jakiekolwiek szanse na polityczną reprezentację. Musieli pogodzić się z tym, że poza tymi okręgami ich wyniki, z powodu silnej kampanii medialnej 3 największych partii będą niezwykle słabe - i takie też były. W Norwich South udało się zdobyć prawie 15% głosów, co starczyło do przechylenia szali zwycięstwa na rzecz Liberalnych Demokratów i wyrzucenie z Westminsteru reprezentant prawego skrzydła Partii Pracy, w Lewisham "uciułano" już tylko 6,7%, w Cambridge - 7,6%, w Brighton Kempton - 5,5%, w Hove - 5,15% (oba okręgi sąsiadują z Brighton Pavilion), nigdzie indziej - na ponad 300 miejsc, w których Zieloni wystawili kandydatki i kandydatów - nie udało się przeskoczyć bariery 5%. Także w wyborach lokalnych partia zanotowała minimalne, ale jednak, straty. Pokazuje to, jak wiele trzeba poświęcić, by mieć jakąkolwiek szansę na większą, medialną widzialność i możliwość wpływu na krajową politykę.

Wraz z wynikami obecnych wyborów wpływ Caroline Lucas może być całkiem spory. Rozmowy Liberalnych Demokratów z konserwatystami powodują tarcia wewnątrz obu tych partii. Nie do końca wiadomo, jak długo będzie funkcjonował obecny parlament - na chwilę obecną żadnej, zmęczonej wyborami formacji, nie zależy na szybkim jego rozwiązaniu. Ewentualny "alians progresywny", za którym lobbuje część mediów, polityczek i polityków Partii Pracy, Liberalnych Demokratów, a ostatnio - także socjaldemokratycznych partii ze Szkocji i Walii - nie zmaterializował się, wszystko wskazuje na to, że dzięki dość sporym ustępstwom ze strony konserwatystów rodzi się pierwszy od czasów II Wojny Światowej rząd koalicyjny. Zobaczymy zatem, jaka może być pozycja Lucas w procesie wdrażania w życie zielonych postulatów politycznych. Gdyby "alians progresywny" powstał, na pewno byłaby wyższa, ale już sama jej obecność w parlamencie pozwoli jej być świetną recenzentką pewnych kwestii, np. wierności Liberalnych Demokratów pomysłowi reformy ordynacji wyborczej. Także polityka ekologiczna będzie uważnie obserwowana, w najbliższych miesiącach okaże się, czy "niebiescy" i "żółci", chętnie portretujący się jako "zieloni", faktycznie zamierzają dokonać zwrotu brytyjskiej gospodarki na zrównoważone tory.

Caroline z pewnością będzie zwracała uwagę na to, by zmniejszanie deficytu budżetowego nie odbywało się kosztem cięć w finansowaniu usług publicznych. Zamiast tego poszukiwać będzie nowych źródeł oszczędności i dochodów budżetowych - nie tylko tych, co do których zgadzają się konserwatyści i liberałowie, jak rezygnacja z pomysłu wprowadzenia dowodów osobistych, czy też tylko LibDemsi, jak rezygnacja z systemu nuklearnego Trident, ale też działając na rzecz podatku na transakcje finansowe, wprowadzenia większej progresji podatkowej dla osób fizycznych i dla przedsiębiorstw (obniżając podatki małym firmom i podwyższając dużym koncernom) czy też wprowadzenia opodatkowania lotnictwa. Pod lupą analizować będzie zapewnienia wszystkich trzech partii o tworzeniu nowych, zielonych miejsc pracy i rozwoju energetyki odnawialnej w Wielkiej Brytanii. Na pewno nie zapomni też o progresywnych rozwiązaniach, takich jak skrócenie tygodnia pracy do 35 godzin, zagwarantowanie płacy minimalnej i emerytur na poziomie umożliwiającym godne życie, wspieranie równych szans osób młodych i ich wpływu na społeczność lokalną. Wszystkie pomysły z angielskiego, zielonego manifestu wyborczego zostały dokładnie wyliczone, nikt zatem nie będzie mógł powiedzieć, że nie ma szans na ich wprowadzenie. Wielką Brytanię stać na więcej i Caroline Lucas będzie o tym głośno mówiła.

Powyborczy zgiełk prędzej czy później opadnie i zacznie się codzienna, ciężka praca. Po 11 latach w Parlamencie Europejskim szefowa Zielonych Anglii i Walii ma dużo doświadczenia, by poradzić sobie w Izbie Gmin. Wraz z jej wejściem do parlamentu Zieloni otrzymać mają nieco wsparcia finansowego z budżetu, co z pewnością pomoże im w bieżącej działalności i jej dalszym rozwoju. Nie do końca jasna sytuacja w obozie Liberalnych Demokratów i rosnące napięcia już teraz podsycają plotki o tym, że wcześniej czy później ich lewe skrzydło zechce przejść w szeregi partii Lucas. Niezależnie od tego, co się stanie, jedno jest pewne - na Wyspach przyszły ciekawe czasy...

Brak komentarzy:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...