22 grudnia 2009

Ile niepewności w kwestii globalnego ocieplenia?

1. Wstęp

Wiek XXI rozpoczął się atmosferą polityczną daleką od zgodności i wzajemnej życzliwości. Histeryczna wrzawa medialna samozwańczych stróżów moralności, a może tylko klientów dobrze opłacanych za sianie zamieszania, przesłania już resztki racjonalizmu. Wobec sprzecznych informacji w mediach, a także w internecie, który miejscami przypomina wysypisko intelektualnych nieczystości, nie tylko przeciętny odbiorca, ale i uczony, jeśli nie będący specjalistą w danej dziedzinie, może się poczuć zagubiony. Komu wierzyć? Do tego miewamy do czynienia z iście orwellowską propagandą wdrukowującą w umysły gotowe uprzedzenia. Przykładem ostatniego był prowadzony 21. stycznia 2009 przez B. Wildsteina program TVP podważający ocieplanie się klimatu, podczas którego inaczej myślących traktowano epitetem „ekoterroryści”, i to wdrukowując go w umysły słuchaczy licznymi powtórkami. Kiedy zatem staramy się wyrobić sobie zdanie w spornej a zarazem niesłychanie ważnej dla naszej cywilizacji sprawie, jaką jest ocieplanie się klimatu, to powinniśmy najpierw przywołać w pamięci obraz zaniku przyzwoitości w dzisiejszych środkach przekazu. Żyjemy w „wieku kłamstwa” (Z. Bauman) i wojen medialnych.

1.1. Co to „efekt cieplarniany”, a co „ocieplenie klimatu”?

Po ostrzeżeniu co do nieuczciwych metod publicznej „dyskusji” przejdźmy do wyjaśnienia pojęć, ponieważ niektórzy wypowiadający się akurat je myląc. W sposób wyważony i obiektywny dane o efekcie cieplarnianym oraz o zmianach klimatu znajdujemy w podręcznikach (np. Starkel 1977, Weiner 1999, Kundzewicz, Kowalczak 2008) oraz w opracowaniach wybitnych popularyzatorów nauki (Harrison 1992, Sagan 1996, Al Gore 2006, Flannery 2007). Wskazane podręczniki uczciwie, nie zatajając niepewności w kwestiach szczegółowych, dowodzą że ogólny zarys przyjętej dziś powszechnie interpretacji jest oparty na mocnym fundamencie. Zdecydowana większość krajów wyjaśnienie to przyjęła, czego dowodem jest ich udział w międzynarodowych konferencjach klimatycznych, które wprawdzie bywają i mało skuteczne i czasem rozrzutne, ale to już zupełnie inna sprawa.

Istnienie zjawiska „efektu cieplarnianego”w klimacie Ziemi dostrzegł na początku wieku XIX francuski matematyk J.B. Fourier, a dokładniej opisał w końcu tamtego stulecia szwedzki noblista Svante Arrhenius (Flannery 2007). Polega ono na tym, że stosunkowo wysoka i dość stabilna temperatura warunkująca na Ziemi powstanie i trwanie życia wynika z istnienia gęstej atmosfery, której pewne warstwy i składniki („gazy cieplarniane”) tworząc jakby dach cieplarni zatrzymują część energii słonecznej odbitej od Ziemi i skierowują ją ponownie ku jej powierzchni. Proces ten przebiega na Ziemi od paru miliardów lat, jest też znany z planety Wenus, natomiast brak go na pozbawionym gęstej atmosfery Marsie (Sagan 1996). Ostatnio sformułowano też hipotezę o ocieplaniu się klimatu z powodu nasilenia się w ostatnich dziesięcioleciach oddziaływania promieniowania słonecznego innego niż znane dotąd cykle słoneczne (Jaworowski 2008). Oba zjawiska mogą jednak współistnieć obok siebie.

Natomiast „globalne ocieplenie”, to trend wzrostowy w temperaturze powierzchni planety, jej oceanów i atmosfery. Powinniśmy tu jasno rozróżnić:

1. dawne „ocieplenia naturalne” (wzrost średniej temperatury nawet o 5-6o C), wywołane nasilonym nasłonecznieniem Ziemi (w wyniku nałożenia się na siebie trzech typów cykli Milankovicia), a które ostatni raz ok. 10-12 tys. lat temu zakończyło zlodowacenie plejstoceńskie umożliwiając rozkwit cywilizacji rolniczej (Starkel 1977, Flannery 2007);

2. obecne „ocieplenie naturalno-antropogeniczne” trwające przez ostatnich 150 lat. Teraz wzrost średniej temperatury (dotąd o 0,7o C) jest wywołany, jak uważa większość uczonych, drobnymi fluktuacjami naturalnymi oraz nakładającą się na nie i ostatnio coraz bardziej dominującą tendencję do zwiększania zawartości gazów cieplarnianych pochodzenia antropogenicznego. W tym zwłaszcza CO2, metanu, podtlenku azotu, freonów, pary wodnej, itp. (Weiner 1999, Kundzewicz, Kowalczak 2006, Flannery 2007). Natomiast zwolennicy hipotezy kosmiczno-słonecznej uważają, że wkład człowieka w obecne ocieplenie istnieje, ale ilościowo jest jakoby zupełnie nieistotny (Jaworowski 2008).

1.2. Zamieszanie terminologiczne i absurdalne zarzuty.

W świetle tych definicji już same tytuły niektórych ataków tzw. sceptyków na tezę o ocieplaniu się klimatu , jako zarzucające świadome oszustwa, zdają się być manipulacją wykonaną na rzecz lobby paliwowo-przemysłowego nie chcącego zmieniać swych emitujących gazy cieplarniane technologii. Na przykład opublikowana w naszym kraju książka dr (jakiej specjalności?) T. Teluka nosi tytuł „Mitologia efektu cieplarnianego, 2008”. Tymczasem w zakresie akurat tego mechanizmu żadnej mitologii nie ma, panuje pełna zgoda, bo to po prostu opis realnie istniejącego zjawiska fizycznego. Absurdalne jest zatem polityczne pomawianie, iż termin ten „wymyśliła lewica osłabiona politycznie po sukcesach rządów R. Reagana i M. Thatcher”. Nie J.B. Fourier oraz S. Arrhernius 1,5-2 stulecia wcześniej, tylko znienawidzona lewica. Winni są jakoby oczywiście ekologowie i zieloni (wtłaczani w obręb lewicy, mimo ich deklaracji, że „nie są ani po prawej, ani po lewej stronie” - Giddens, 2001), pełniący w prawicowych mediach podobną rolę jak niegdyś pierwsi chrześcijanie albo żydzi. ”Największym kłamstwem ekologów jest uczynienie z dwutlenku węgla.... groźnej dla życia trucizny” – z pomocą takiej fałszywki na stronie www.wnp.pl reklamuje to „dzieło” redaktor strony T. Cukiernik. Dalej sprzeciwia się on straszeniu obywateli „bezpodstawnymi kłamstwami o ociepleniu klimatu”, choć już ok. 40 światowych gremiów naukowych, w tym 13 narodowych akademii nauk, potwierdziło istotny wzrost temperatury na całej Ziemi (patrz Wikipedia). Już te przykłady wystarczają, aby ostrzec Czytelników chroniąc ich umysły przed fałszem. Podobnie wydaje się kompromitować sam siebie tytuł nieznanego mi jeszcze filmu „The Global Warming Swindle”, jak i grzeszyć brakiem rozwagi agresywny tytuł pracy prof. Jaworowskiego (2007) „Największy skandal naukowy naszych czasów”. Bo choć można powątpiewać w to, czy ocieplenie klimatu jest skutkiem ludzkiej działalności, a dokładniej – w jakim stopniu z niej ono wynika (o czym niżej) – to absolutnie nie ma dowodów na to, że ocieplanie się nie zachodzi. Ktoś kto nadaje swym wypowiedziom tytuły uwypuklające rzekomą niemoralność adwersarzy jest jak pewien profesor (Ekologiczne kłamstwa ekowojowników, 2000, 2006), który też wiedział na pewno (skąd?), że ekowojownicy zawsze „kłamią”. Choć zarzut taki znaczy dokładnie tyle, co – znając prawdę, rozpowszechniają jej zaprzeczenie. Trzeba by jednak czytać w myślach innego człowieka, aby to móc to stwierdzić z całą pewnością. Za takimi tytułami kryje się chęć zdyskredytowania inaczej myślących, a nie dążenie do poznania prawdy.

2. Czy klimat Ziemi się ociepla?

Odpowiedź na powyższe pytanie jest według mojej wiedzy zdecydowanie afirmatywna. TAK, w ciągu ostatnich ponad 150 lat znowu się ociepla, na co są tysiące dowodów, i co widzi każdy człowiek żyjący kilkadziesiąt lat. Zarówno wyniki pomiarów meteorologicznych i oceanicznych (Starkel 1977, Harrison 1992, Flannery 2007, Kundzewicz, Kowalczak 2008), jak też rezultaty badań zachowania się roślin i zwierząt (Weiner 1999, Tomiałojć 2003, Flannery 2007) pokazują liczne przykłady na przystosowywanie się organizmów żywych do nowych warunków. Dopasowują się one czy to rozmieszczeniem geograficznym, zakresem i terminami wędrówek, czy terminami i sukcesem rozmnażania się. Np. na półkuli północnej zasięgi geograficzne wielu gatunków roślin i zwierząt już się przesuwają ku północy w średnim tempie 6,1 km na dekadę, a w górach o 6 m wyżej, co nasila ryzyko ubożenia różnorodności biologicznej (Thuiller 2007). Skupiające po kilka tysięcy czołowych uczonych, wcale nie wyznawców jakiejś lewicowej sekty, światowe kongresy botaniczne, zoologiczne, w tym kongres ornitologiczny w Hamburgu w r. 2006, w ogromnej swej części są już dokumentacją setek przebadanych przykładów zmian przystosowawczych w świecie żywym. Zarejestrowanych i statystycznie udowodnionych na wszystkich kontynentach i dla najróżnorodniejszych grup organizmów. Na przykład, takie same zmiany we florze i faunie jak wywołane ociepleniem europejskim, zostały zauważone już nie tylko w Ameryce Płn., ale także bardzo wyraźnie i obficie w Australii (Flannery 2007, Olsen 2007).

Te dostępne dziś dowody i interpretacje po raz czwarty podsumował Międzyrządowy Panel dla Zmian Klimatycznych (IPCC 2007), gremium liczące kilka tysięcy uczonych. A jako przekonujące to wyjaśnienie przyjęli redaktorzy najważniejszych światowych czasopism, Nature i Science, zresztą po surowej krytyce niedostatków zauważonych we wcześniejszych wydaniach raportu.

Oczywiście nie znaczy to, że nie ma faktów nie pasujących do ogólnego trendu. Są one wyjątkami będącymi, jak się wydaje, wynikiem albo niedokładności/niereprezentatywności dawnych pomiarów, albo nietrafności interpretacji, albo działania nieznanych przyczyn lokalnych. Jednym z takich wyjątków zdawało się być tzw. średniowieczne optimum klimatyczne (X-XIV stulecia), wg sceptyków odznaczające się klimatem znacznie cieplejszym od dzisiejszego. Jednak w Australii czy Antarktydzie, nie znaleziono śladów odpowiadającego mu czasowo silnego ocieplenia (Flannery 2007, Kundzewicz, Kowalczak 2008), co sugeruje że ów epizod miał raczej charakter regionalny. Gdy dzisiejszy jest globalny. Co więcej, okazało się, że sam fakt 500-letniego ocieplenia nawet w Europie i Grenlandii został wyolbrzymiony w oparciu o przecież tylko ogólnikowe i jednostkowe wzmianki, a nie o regularne i wieloletnie pomiary temperatury (Starkel 1977, Bradley et al. 2003, Flannery 2007).

3. Czy działalność Człowieka istotnie nasila ocieplanie się klimatu?

Odpowiedź na to pytanie nie jest prosta. Czwarty raport zespołu IPCC (2007) używa tu określenia, iż według dzisiejszej wiedzy działalność naszego gatunku wpływa i jeszcze będzie wpływać na ocieplanie się klimatu w stopniu „bardzo prawdopodobnym”, przez co rozumie się prawdopodobieństwo ok. 90%. Dziesięcioprocentowa niepewność absolutnie nie znaczy jednak, żeby prawdziwszą była odpowiedź przecząca, jak to czasem sugerują przeciwnicy i zarazem zwolennicy ad hoc przepowiadanych fal ochłodzenia lub zlodowacenia (Jaworowski 1999). Pewna doza sceptycyzmu co do grzeszących zbytnią pewnością prognoz IPCC jest oczywiście zasadna (Flannery 2007, Kundzewicz, Kowalczak 2008), ale jak piszą ostatni autorzy „Gdyby pojawił się nowy, rzetelny dowód przeciw antropogenicznemu ociepleniu, praca taka zostałaby opublikowana w najbardziej prestiżowych czasopismach”. Tymczasem opinie sceptyków drukuje się jak dotąd albo po polsku w zawzięcie antyekologicznej „Polityce”, albo jak praca Robinsonów i Soona (2007) w amerykańskim czasopiśmie lekarzy i chirurgów (dziwne, jak ta redakcja się zna na klimatologii!), albo w wydawanych prywatnym sumptem książkach. Zresztą spora grupa sceptyków o dobrym przygotowaniu w zakresie statystyki (np. Lomborg 2001) faktu ocieplania się klimatu i wpływu nań człowieka nie kwestionuje, krytykując tylko proponowane przeciwdziałania.

Istnieje pełna zgoda, że za obecne ocieplanie się klimatu odpowiadają dwie grupy czynników: naturalne i antropogeniczne. Wzajemnie się nakładając i wzmacniając, co pokazał w klarownym modelu W.S. Broecker (2001) ilustrując interpretację zespołu IPCC (Fig. 1). Aktualnie spór naukowy, a nie medialne przepychanki polityczne, ogniskuje się wokół bardziej precyzyjnego pytania, czy oddziaływanie gospodarki człowieka jest na tyle silne, by winą za ocieplanie się klimatu w znaczącym stopniu obarczyć ludzkość? Bo to oznaczałoby zobowiązanie jej do kosztownego przeciwdziałania temu trendowi. Ponieważ trudno jest ściśle zbilansować wszelkie źródła gazów naturalnych i antropogenicznych, tu rzeczywiście utrzymuje się brak stuprocentowej pewności. Jednak nauka opiera się na wielokrotnie sprawdzonych (dokładniej: sfalsyfikowanych) hipotezach, a nie na prawdach absolutnych. I na tym właśnie żerują media z ich tendencją do nadinterpretacji albo w jedną albo w drugą stronę (Kundzewicz, Kowalczak 2008, str. 52-54). Mimo tych zastrzeżeń wyliczenia zespołu IPCC (2007), ujawniające poważny udział gazów antropogenicznego pochodzenia, zostały uznane za przekonujące przez większość świata naukowego, przez większość autorów fachowych książek (Harrison 1992, Weiner 1999, Flannery 2007, Kundzewicz, Kowalczak 2008), najpoważniejsze czasopisma naukowe, a także przez większość krajów, włącznie z całą Unią Europejską, a nawet z 16 stanami oraz 200 dużymi miastami Stanów Zjednoczonych (Gore 2006). Przeciwnego zdania jest znacznie mniejsza część badaczy-sceptyków (np. Robinson, Robinson i Soon 2007, Jaworowski 2008). Ich stanowisko jest intensywnie wspierane przez potężne koncerny przemysłowe oraz związaną z nimi administrację byłego prezydenta USA. I jeszcze przez władze Chin i Indii obawiających się skutków hamowania emisji gazów cieplarnianych dla ich ekonomiki. Przeciwnicy podejmowania modernizowania gospodarki upierają się, mimo braku przekonujących wyliczeń, że ludzkość wytwarza zaledwie kilka procent gazów cieplarnianych.

Na te wątpliwości strona proIPCC podnosi argument, że organizmy żywe już niejeden raz zmieniały skład atmosfery ziemskiej: przed dwoma miliardami lat atmosfera Ziemi nie miała wolnego tlenu, gdy dziś stanowi on prawie 21%. Jest udowodnione, że ta olbrzymia ilość tlenu (wielokrotnie przewyższająca objętość gazów cieplarnianych) nie powstała ani w wyniku procesów geologicznych, ani zjawisk słonecznych, lecz jest produktem przemiany materii miliardów drobnych organizmów, beztlenowców, sinic i potem roślin (Harrison 1992, Weiner 1999, Flannery 2007). Podobnie jest pewne, że później miliardy planktonowych organizmów produkujących wapienne skorupki doprowadziły do związania olbrzymich ilości węgla z atmosfery (skały wapienne), a jeszcze później – w karbonie – to samo uczyniły rośliny tworzące lasy zamienione na złoża węgla. Skoro mikroorganizmy i potem rośliny mogły tak zmienić atmosferę, to czy liczący prawie 7 mld jednostek i dysponujący potężnymi technologiami człowiek współczesny nie może mieć poważnego wpływu? T. Flannery (2007) wspiera ten argument spostrzeżeniem – sporadyczne wielkie wybuchy wulkanów jedynie na rok-dwa i tylko regionalnie zmieniały skład atmosfery (zresztą zwykle ją ochładzając zapyleniem), podczas gdy gospodarka ludzka oparta na paliwach kopalnych jest „od trzech stuleci jakby nieprzerwanie, dzień i noc, dymiącym wulkanem zanieczyszczającym atmosferę planety”, i to akurat gazami cieplarnianymi.

Nie tylko jednak w trzech ostatnich stuleciach. Już od ok. 8000 lat człowiek regularnie wypalający znaczne połacie lądów i wypasający wielkie ilości bydła produkującego metan i podtlenek azotu, oraz karczujący lasy i zamieniający je w pola i ryżowiska nie mógł nie wpływać na skład atmosfery (Ruddiman 2003). Brak nam tylko dokładnych tego pomiarów. W tym świetle topnienie lodowców nie koniecznie „wyprzedzało” (zarzut sceptyków) w czasie moment rozpoczęcia się antropogennego wytwarzania gazów cieplarnianych, jeśli nie założymy arbitralnie początku nasilonej emisji dopiero w r. 1850 (Robinson, Robinson, Soon 2007). Możliwy jest nawet nieco inny mechanizm średniowiecznego optimum klimatycznego i tzw. małej epoki lodowej. Już Ruddiman (2003) zauważył błyskotliwie, że trwające w XIV w. plagi dżumy silnie redukującej populację ludzką wymagają wnikliwszego przeanalizowania pod kątem możliwości współudziału czynnika antropogenicznego w obu tych odchyleniach od klimatycznej średniej wieloletniej. Otóż stulecia X-XIV, jako okres stabilności i prosperity feudalnej Europy (Wright 1985), w trojaki sposób mogły zwiększać produkcję gazów cieplarnianych, utrzymując podwyższone temperatury na półkuli północnej: przez znaczną gęstość zaludnienia, masową hodowlę zwierząt, intensywne karczowanie i wypalania lasów, a także poprzez ich silne odmłodzenie, a gdzie indziej przez powiększanie wytwarzających metan ryżowisk.

Dodamy do tego istniejące dane o zmianie charakteru zachodnioeuropejskich lasów. Już ok. r. 1350 tylko 10% Anglii pozostawało zalesione, tyle co dziś (Rackham 1986), choć w kontynentalnej Europie proces odlesienia był mniej zaawansowany. Co ważne, wtedy w Zachodniej Europie dominował tzw. coppice management, czyli młody las odroślowy wyrąbywany co 4-8 lat (niemieckie „Niederwald”) oraz luźny las pastwiskowy. Oba one mogły akumulować tylko nikłe ilości węgla, w rzadko w takich lasach pozostawianych starych drzewach, tzw. standards (Rackham 1976, 1986, Thomasius 1978, Thirgood 1989). Intensyfikacja produkcji i eksploatacji feudalnej trwała do r. 1347, kiedy to Wielka Zaraza z powtarzającymi się przez 50 lat nawrotami, a także z zapaścią europejskiego rolnictwa, upadkiem miast i Wojną Stuletnią, zredukowały do końca w. XIV europejską populację ludzką o połowę, a miejscami nawet o 2/3.

Ponadto w XV do połowy XVI wieku załamały się kwitnące cywilizacje Khmerów w Azji, Wielkiego Zimbabwe w Afryce i indiańskie w obu Amerykach (w pierwszej połowie XVI w. zmarło z powodu plagi posocznicy 17 mln Azteków, ok. 80% populacji), wszędzie wywołując powrót lasów. Choć w ciągu tegoż samego stulecia populacja Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego już odbudowała się z ok. 12 mln na początku do 20 mln w r. 1600, to znaczną część wzrostu wchłonęły miasta a nie rolnictwo (Wright 1985). W ciągu wieków XV-XVI kontynent europejski i inne miejsca na półkuli północnej mogły zatem produkować już tylko połowę ilości gazów cieplarnianych niż podczas optimum średniowiecznego, a to z następujących powodów: silnego zmniejszenia się liczby ludności i hodowanego bydła, odpływu części rolniczej ludności do miast, co umożliwiło reekspansję pokrywy leśnej. Równocześnie podniesiono średni wiek drzewostanów (Thomasius 1978, Rackham 1986, Thirgood 1989), w wyniku wprowadzenia nowego modelu ich hodowli: shelterwood = Mittelwald, plantacje drzew, a potem wysokopienny Hochwald. Musiało to zwielokrotnić akumulację węgla z atmosfery w starych drzewach w porównaniu do zdolności sekwestracyjnej lasów średniowiecznych. Konsekwencją tego mogło być osłabienie efektu cieplarnianego i wzmocnienie ochłodzenia, które jak wiemy trwało od końca wieku XVI (w latach 1600-1627 wyniszczając ostatnie tury chronione na Mazowszu) aż do początku wieku XIX (przyczyniając się do klęski Napoleona w Rosji).

Dotąd zwykle traktowano to jako ochłodzenie wywołane przyczynami naturalnymi (Starkel 1977). Argumenty przedstawione przez Ruddimana (2003), i wzmocnione moimi o możliwej zmianie sekwestracji węgla, może są tylko wynikiem koincydencji pomiędzy zjawiskami, ale mogą też okazać się oznakami tego, że zarówno średniowieczne ocieplenie, jak i mała epoka lodowa, w jakimś stopniu (oczywiście nie wyłącznie) już były wynikiem zmian w natężeniu ludzkiej działalności. Potrzebna tu będzie dokładna analiza historycznych danych o wielkości populacji ludzkiej i o gospodarce rolnej i leśnej w dawnej Europie i na świecie, pod kątem ich wpływu na ilości emitowanych gazów cieplarnianych. W poszukiwaniu korelacji między ociepleniem/ochłodzeniem klimatu a ich przyczynami trzeba też zwracać uwagę na zjawisko opóźnienia (time-lag) pomiędzy momentem zaistnienia zmiany, a ujawnieniem się skutków. Najnowsza praca Solomon i innych (2009) wykazuje, że dzisiejsze zaburzenia antropogeniczne klimatu poprzez zwiększenie ilości gazów cieplarnianych zdają się być prawie nieodwracalne, przynajmniej nie w okresie krótszym niż tysiąc lat od zatrzymania emisji.

4. Co i jak robić w obliczu istniejącej niepewności?

Nawet gdyby się okazało, że ludzkość wytwarza tylko 10-20% gazów cieplarnianych, ale w ilościach szybko wzrastających (a taki trend jest faktem), to jako działalność sumująca się z ewentualnym trendem naturalnym (jeszcze słabo udokumentowanym, ale patrz; Jaworowski 2008) i tak wymagałoby to od nas hamowania wielkości emisji. Bo niesie to niebezpieczne skutki (obok lokalnych pozytywnych) niezależnie od tego, który z dwóch typów czynników napędzających przeważa.

Inny argument mający podważać wniosek IPCC jest oparty na hipotezie, że to zmienna aktywność Słońca jest głównym powodem obecnego ocieplenia (np. Jaworowski 1999, 2008, Robinson, Robinson, Soon 2007). Jak dotąd nie jest ona podparta mocnymi dowodami, gdyż obserwowany ostatnio trend klimatyczny nie pokrywa się ani z 11-letnim cyklem plam na Słońcu, ani z długoterminowym (ok. 22 tys. lat) cyklem Milankovicia, ani z pośrednimi cyklami (Starkel 1977, Flannery 2007, Kundzewicz, Kowalczak 2008). Astronom, prof. Sławomir Ruciński, podczas wykładu w Toronto ostatnio przyznał, że relatywne znaczenie wpływu Słońca w stosunku do wpływu człowieka jest poznane zupełnie niedostatecznie. Choć wątpliwości są tu uzasadnione, to – odwrotnie – nie ma pewności, że antropogeniczny element w trendzie ku ociepleniu jest bez znaczenia, i możemy nic nie robić, pozwalając tym samym na dalsze bogacenie się najpotężniejszych lobby żyjących z eksploatacji wyczerpywalnych i nieodnawialnych paliw kopalnych.

4.1. Co zatem robić?

Obszernym zagadnieniem, które tu tylko zasygnalizuję, jako że wykracza ono poza ramy tego artykułu jest kwestia, jak ludzkość powinna zareagować na niezaprzeczalny fakt zachodzenia ocieplenia klimatu, niezależnie od relatywnej proporcji pomiędzy wywołującymi je przyczynami. Przedstawiciele przemysłu i lobby paliw kopalnych obawiający się skutków ekonomicznych modernizacji gospodarki namawiają, żebyśmy nic nie robili, a problem sam może jakoś zniknie. Inni straszą wysokimi kosztami modernizacji i możliwością wywołania recesji, którą już i tak jednak mamy, ale z zupełnie innego powodu. Natomiast Unia Europejska, a za nią większość krajów świata, powołując się na Zasadę Przezorności, przyjmuje, że słuszniej i taniej jest zacząć przeciwdziałać niepokojącemu zjawisku zawczasu, niż zostać zaskoczonym jego być może klęskowymi rozmiarami później. Co więcej, racjonalna i ponadpokoleniowa polityka klimatyczno-energetyczna powinna być zorientowana na modernizację energetyki, transportu i gospodarki komunalnej w taki sposób, aby zmniejszyć obecne bardzo rozrzutne wytwarzanie/zużywanie energii (zaoszczędzając tzw. „negawaty”). Stopniowo trzeba też ją przestawiać na źródła odnawialne jako wytwarzające mniej gazów cieplarnianych i mające wiele innych zalet. Choć każda modernizacja sporo kosztuje, to jednak w tym przypadku, nawet gdyby obawy przed narastaniem ocieplenia miały się kiedyś okazać przesadne, to taka ewolucja gospodarki nie byłaby stratą. Bo przestawianie energetyki z wyczerpywalnych, „brudnych” węgli lub z ryzykownych (ruda uranowa) innych paliw kopalnych, na praktycznie niewyczerpywalne oraz ekologicznie czyste źródła energii odnawialnej będzie w każdych warunkach wielkim krokiem naprzód, nie wstecz (Tomiałojć 2008).

Zaskoczeniem dla wielu (choć patrz już: Weiner 1999) stał się tu raport Światowej Organizacji ds. Wyżywienia (FAO 2006 Livestock’s long shadow), w którym oszacowano, że ok. 14-22% antropogenicznych gazów cieplarnianych pochodzi od zwierząt hodowanych dla mięsa, zwłaszcza od bydła i trzody chlewnej. Obecna emisja metanu i podtlenku azotu wynikająca z masowej hodowli bydła i trzody chlewnej ma się jakoby równać objętości tych gazów produkowanych przez światową flotę samochodów. Obliczono też, że wyprodukowanie funta wołowiny generuje 13 razy więcej gazów cieplarnianych niż funta mięsa drobiowego, i aż 57 razy więcej niż funta ziemniaków (Fiala 2009). Dlatego w paru krajach, m.in. w Niemczech, już rozpoczęto lansowanie nowego stylu żywienia się, ograniczającego spożycie mięsa do przedwojennego poziomu (tylko 1-2 razy w tygodniu), przy okazji zapobiegając tendencji ku rozwoju plagi otyłości.

Także przed Polską staje kwestia niebagatelna: jaki model energetyki i stylu życia byłby w naszych warunkach najbardziej odpowiedni, pozwalając zarówno zaopatrzyć kraj w niezbędną energię, jak i podjąć solidarne z innymi narodami hamowanie niebezpiecznego globalnego ocielenia klimatu? Część tego zagadnienia przedstawiłem w odrębnej wypowiedzi o energetyce obywatelskiej budowanej oddolnie (Tomiałojć 2008). Jedno jest tu pewne, każdy z nas może i powinien przyczynić się do zmniejszenia nacisku ludzkości na Ziemię, racjonalizując swe zachowania w zakresie całej gamy domen: intensywności rozmnażania się, konsumowania dóbr, podróżowania, zużywania energii i wody, odżywiania się, itp. Jak to osiągnąć, przedstawia w szczegółach film oraz książka A. Gore’a (2005), w których zawzięci krytycy wprawdzie znaleźli ponad 30 nieścisłości, ale nie zmieniających faktu prawidłowego przedstawienia w niej głównych problemów stojących przed ludzkością (wg opinii D. Kennedy’ego Redaktora Naczelnego czasopisma „Science” oraz Kundzewicza i Kowalczaka 2008).

Ludwik Tomiałojć - profesor Uniwersytetu Wrocławskiego (ochrona przyrody i zrównoważony rozwój gospodarczy - ekorozwój), członek Rady Krajowej Zielonych 2004.

Piśmiennictwo

- Bradley R.S., Hughes M.K., Diaz H.F. 2003. Climate change in medieval time. Science 302: 404-405.
- Broecker W. S. 2001. Glaciers which speak in tongues. Nat. History 10:60-68.
- Fiala N. 2009. The greenhouse hamburger. Scientific American 2: 72-75.
- Flannery T. 2007. Twórcy pogody – Historia i przyszłe skutki zmian klimatu. Wyd. Centrum Kształcenia Akademickiego, Gliwice.
- Giddens A. 2001. Poza lewicą i prawicą: Przyszłość polityki radykalnej. Zysk i S-ka, Poznań.
- Gore A. 2005. Niewygodna prawda. Wyd. Sonia Draga, Katowice.
- Harrison P. 1992. The Third Revolution: Environment, population and sustainable world. I.B, Taurus and Co Ltd. London.
- Jaworowski Z. 1999. Zmieniamy klimat? Nauka 4: 85-112.
- Jaworowski Z. 2007. CO2: The Greatest Scientific Scandal in our time. EirScience, March 15: 38-53.
- Jaworowski Z. 2008. Comments on “Global climate change impacts in the United States”. CCSP-USP Report, first draft, July 2008.
- Kundzewicz Z.W., Kowalczak P. 2008. Zmiany klimatu i ich skutki. Kurpisz S.A, Poznań.
- Lomborg B. 2001. The Skeptical environmentalist: Measuring the real state of the world. Cambridge Univ. Press, Cambridge.
- Obama B. 2008. Odwaga nadziei. Wyd. A. Kuryłowicz, W-wa.
- Olsen P. 2007. The state of Australia’s birds 2007: Birds in a changing climate. Wingspan, Suppl. 14: 1-32.
- Rackham O. 1976. Trees and woodland in the British landscape. J.M. Dent & Sons Ltd, London.
- Rackham O. 1986. The History of the Countryside. J.M. Dent & Sons Ltd, London.
- Robinson A.B., Robinson N.E., Soon W. 2007. Environmental effects of increased atmospheric carbon dioxide. J. American Physicians and Surgeons 12: 79-90.
- Ruddiman W.F. 2003. The anthropogenic greenhouse era began thousands of years ago. Climatic Change 61: 261-293.
- Sagan C. 1996. Błękitna kropka – Człowiek i jego przyszłość w Kosmosie. Prószyński i S-ka, W-wa.
- Solomon S., Plattner G-K., Knutti R., Friedlingstein P. 2009. Irreversible climate change due to carbon dioxide emissions. Proc. National Academy of Sciences (USA) 106: 1704-1709.
- Starkel L. 1977. Paleogeografia holocenu. PWN, W-wa.
- Thirgood J.V. 1989. Man's impact on the forests of Europe. J. World Forest Resource Manag. 4: 127-167.
- Thomasius H. (red.) 1978. Wald, Landeskultur und Gesellschaft. 2 Aufl. Jena, Gustav Fischer Verlag, s. 466.
- Thuiller W. 2007. Climat change and the ecologist. Nature 448: 550-552.
- Tomiałojć L. 2003. Implications of the climate change for nature conservation. W: Pyka J., Dubicka M., Szczepankiewicz-Szmyrka A., Sobik M., Błaś M. (red.) – Man and Climate in the XX century. Acta Univ. Wratisl. 2542, Studia Geograficzne 75: 31-50.
- Tomiałojć L. 2008. Energetyka obywatelska, czyli od kopalń do słońca i wiatru. Czysta energia 2: 20-23.
- Weiner J. 1999. Życie i ewolucja biosfery. Podręcznik ekologii ogólnej. PWN, Warszawa.
- Wright E. (ed.). 1985. History of the World. 1-2. Bonanza Books. London.

Brak komentarzy:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...