
Oczywiście wyników znacząco interpretować nie trzeba - mamy stagnację, która na chwilę obecną wygląda na dość długotrwałą. Chociaż kto wie - zalewające Polskę powodzie i plany dotyczące rewizji budżetu, tworzące nerwową atmosferę wokół ewentualnego cięcia wydatków i wzrostu podatków mogą pogorszyć nastroje społeczne. Mało jednak prawdopodobne, by miał na tym skorzystać PiS - nie wygląda na to, by miał on przyciągać kogoś poza swym wiernym elektoratem, o czym świadczy silna regionalizacja jego poparcia i jego skupienie na terenach dawnej Kongresówki i Galicji.
Po wyborach SLD nie miało już tak dobrych sondaży jak w maju, nie mówiąc już o zbliżeniu się do wyniku wyborczego. Jeden sondaż "Rzeczpospolitej", dający im na początku czerwca 15% wiosny nie uczynił, a powyborcze kłótnie i rozliczenia raczej popularności nie przysporzyły. Poprawiła się za to sondażowa pozycja PSL - jest chyba jasne, że historie o odejściu tej partii w polityczny niebyt były zdecydowanie przesadzone.
Przestrzeń między "wielką czwórką" a resztą zamiast maleć zdaje się rosnąć. Sondażownie zaraz po wyborach przestały badać poparcie dla CentroLewicy i wróciły do odrębnego liczenia SDPL i PD. Żadna z mniejszych formacji nie przekracza nawet 2%, i nie pomaga tu ani posiadanie reprezentacji sejmowej (SDPL), ani kontrola nad mediami publicznymi (LPR, startujący w eurowyborach pod szyldem Libertasu).
Nic nowego pod słońcem zatem...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz