24 marca 2009

Zielony Nowy Ład - przykład kanadyjski

Dziś nieco inne (aczkolwiek w wielu punktach zbieżne) spojrzenie na kryzys. Tym razem oczami Zielonych z Kanady, którzy w ostatnich wyborach otrzymali 7% głosów i byli jedyną partią, która realnie zyskała wyborców w porównaniu z poprzednią elekcją. Niestety, z powodu obowiązywania w tym kraju ordynacji większościowej nie udało im się dostać do parlamentu w Ottawie. Niemniej jednak, jeśli chodzi o poziom profesjonalizmu - zarówno w opisywanym już przeze mnie 140-stronnicowym programie wyborczym, jak i przygotowanym pod koniec zeszłego roku pakiecie stymulacyjnym dla tamtejszej gospodarki - biją na głowę wszystkie partie nad Wisłą, włącznie ze współrządzącymi. Być może to efekt wpływu tradycji anglosaskiej, która miast bujać w obłokach preferuje konkretne pomysły i czytelne wyliczenia, dotyczące zarówno wydatkowania pieniędzy, jak i źródeł finansowania programów ratunkowych.

Na samym początku dokumentu zarysowano cztery kryteria, jakie przyjęto przy konstruowaniu planu Zielonego Pakietu Stymulacyjnego. Ma on na celu przyczynienie się do powstania nowych, wysokiej jakości miejsc pracy w całej Kanadzie, z poświęceniem szczególnej uwagi na lokalne społeczności (w tym ludności rdzennej). Kryzys uznany został za okazję do powstania zrównoważonej, trwałej infrastruktury, także tej energetycznej, umożliwiającej skok do gospodarki niskowęglowej, ale też za okres, w którym należy rozszerzyć siatkę bezpieczeństwa socjalnego i ulżyć poprzez system podatkowy najsłabszym członkiniom i członkom kanadyjskiego społeczeństwa. Sporo uwagi poświęca się na podkreślenie, że to czas realizacji narodowego marzenia i trwałej gospodarki, a nie przeznaczania pieniędzy na wspieranie nieodpowiedzialnych korporacji, które delokalizują miejsca pracy. Choć kanadyjscy Zieloni są ostrożni w wydawaniu publicznego grosza i sceptycznie podchodzą do tworzenia deficytu, to jednak doskonale zdają sobie sprawę, że kurczowe trzymanie się tej zasady w czasie, kiedy potrzebne do rozruszania gospodarki są publiczne inwestycje, byłoby głupotą. Tą drogą na chwilę obecną zdecydowały się podążyć wiecznie pogrążone w kryzysie Węgry - i Polska...

Tak więc trwały rozwój, a nie wyczerpywanie zasobów, odnawialne źródła energii, a nie atom i węgiel, pomoc społeczna, a nie pompowanie kanadyjskich dolarów w padające banki. Inwestowanie w ludzi przejawia się chociażby w pomyśle na finansowany z budżetu federalnego fundusz wspierania nowych, przyjaznych środowisku inicjatyw biznesowych, czy też wydłużenie okresu otrzymywania zasiłków dla bezrobotnych z 1 roku do 2 lat dla wszystkich, którzy zdecydują się na przejście szkoleń w nowych umiejętnościach. Szkolenia takie przysługiwałyby także wszystkim tym, którzy tracą pracę w schodzących gałęziach gospodarki, takich jak górnictwo. Sporo miejsca w programie zajmuje wsparcie nie tylko dla nauki, ale i... kultury, o której bardzo rzadko myśli się w kategoriach dziedziny życia, która może pomóc w walce z kryzysem. Niesłusznie - Zieloni proponują zwiększenie o 300 milionów $ kanadyjskich (prawie 815 milionów złotych) finansowania festiwali kulturalnych, programów artystycznych czy też amatorskiego sportu młodzieżowego, a także dalsze zwiększenie finansowania narodowych instytucji kulturalnych. Także i tam znajduje się potencjał do tworzenia nowych miejsc pracy, przynoszących olbrzymią możliwość samorealizacji - już dziś w tym sektorze pracuje aż 600.000 na 33,5 miliona Kanadyjek i Kandyjczyków!

Kanadyjski Uniwersytet Wirtualny - oto interesująca propozycja, która zarazem tworzy podwaliny społeczeństwa wiedzy, przyjaznej środowisku gospodarki, jak również znosi ograniczenia finansowe, związane z kosztami transportu i życia w większym mieście. Idea jest prosta: inwestujemy w zwiększenie dostępności (a to spore przedsięwzięcie - wystarczy spojrzeć na mapę tegoż kraju...) szerokopasmowego Internetu po to, by osoby z mniejszych ośrodków mogły bez podróżowania zdobywać wykształcenie, które będzie im przydatne w lokalnych społecznościach. Zieloni proponują wydanie 200 milionów $ kanadyjskich (prawie 550 mln zł) w zachęty dla szkół technicznych do rozwijania wśród osób studiujących np. zdolości w instalowaniu fotowoltaiki, termoizolacji i poprawy efektywności energetycznej. Kolejne miliony miałyby zostać przeznaczone na poprawę dostępności kredytu studenckiego (z możliwością jego umorzenia w 50% w wypadku zdobycia dodatkowego dyplomu lub certyfikatu) i na programy pracy wakacyjnej.

Reszta pomysłów wydaje się relatywnie oczywista - na przykład likwidacja opodatkowania osób żyjących poniżej granicy ubóstwa, likwidacje subsydiów dla przemysłu węglowego i atomowego, a zamiast tego inwestowanie w narodowy plan termoizolacji wszystkich domów osób o niskich dochodach do roku 2025, czy też inny, wspierający stawianie na dachach domostw paneli słonecznych. Potrzeba także, zdaniem kanadyjskich Zielonych, sporych inwestycji w infrastrukturę energetyczną i kolejową i stworzenie możliwości finansowych dla władz miejskich na zielone inicjatywy urbanistyczne, służące ograniczaniu emisji gazów cieplarnianych, gwarantujące poprawę jakości wody, powietrza i transportu zbiorowego.

Sam dokument zajmuje około 7 stron - widać zatem, tak jak w wypadku programu irlandzkiego, że nie trzeba do walki z kryzysem zaopatrywać się w sążniaste, eksperckie wywody, ale że trzeba przygotować przekonującą wizję, zarysowującą kierunek zmian. Na propozycjach Zielonych zza oceanu zyskują osoby niezamożne (co zadaje kłam twierdzeniom, że ekologia to luksus - równie dobrze może poprawiać nam jakość życia i zwiększać nasze możliwości egzystencjalne), zyskują miasta, ale też i małe ośrodki, a w końcu - zyskuje środowisko. Tracą tylko ci, którzy usiłują forsować pozostawanie przy gospodarce dnia wczorajszego i hamują przejście do gospodarki jutra. Czegoż chcieć jeszcze?

Tradycyjnie zachęcam do lektury.

Brak komentarzy:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...