3 sierpnia 2008

Subiektywne wojaże warszawskie - odc. 9 - Żoliborz

Lato w pełni, a blogowe tendencje obieżyświatowe leżą i byczą się jak nigdy. Może to trochę dlatego, że czasu mało, więc i okoliczności nie sprzyjają? Kiedy już jednak udało mi się wybrać na chwil parę w wycieczkę po mieście, stwierdziłem, wespół z towarzyszącym mi znajomym, że czas udać się na Żoliborz. Dzielnica ta ostatnimi czasy jest całkiem często obiektem zainteresowania lokalnych mediów - wszystko przez plac Wilsona i pewną spółdzielnię, która, jak wieść gminna niesie, wpierw doprowadziła do wyniesienia się z okolicy Kinoteatru Tęcza, a teraz zamierza podnieść czynsze tak bardzo, że zostaną tam tylko banki. Rzecz jasna spółdzielnia zaprzecza, jak możemy wyczytać w artykule Wiadomości 24 (swoją drogą jednym z ciekawszych w tej sprawie), natomiast zdumiewa reakcja burmistrza dzielnicy. W odpowiedzi na nasz list do burmistrza, który niedawno opublikowaliśmy na blogu, urzędniczka odpowiedziała przez prasę, że nie leży to w gestii burmistrza. No tak, zdecydowanie nie leży w jego gestii dbanie o dobro wspólne i przestrzeń publiczną, a już porozmawianie z władzami spółdzielni na ten temat byłoby w ogóle skandalem, bo broń Boże nie obowiązkiem włodarza dzielnicy...

Odstawmy jednak politykę na bok i pozwólmy sobie na chwilę odpoczynku. Jeśli wierzyć Wikipedii (skąd też pochodzi mapa, uprzedzając ewentualne pytania), nazwa tegoż miejsca pochodzi z francuskiego i oznacza "piękny brzeg". Coś w tym jest - kiedy kończy się już część staromiejska, przy deptaku nadwiślańskim pojawia się dużo więcej drzew, po drugiej stronie rzeki - niemal zupełna dzicz, aż miło patrzeć na rzekę, której stan z powodu niedawnych powodzi na Podhalu i Podkarpaciu wzniósł się całkiem wysoko.

Na dobrą sprawę nie wiadomo, od której strony zacząć - jest cudnie tak czy siak. Można próbować iść wzdłuż Wisły, próbując od czasu do czasu odbić czy to w kierunku Cytadeli, czy to centrum olimpijskiego. Można też wpaść tu metrem - wtedy najbardziej oczywistym miejscem do rozpoczęcia spaceru staje się Plac Wilsona, posiadający najpiękniejszą stację metra w mieście. I nie tylko ją - wystrczy obejść to miejsce i spojrzeć w kierunku ulic z niego wychodzących, by wpaść w zachwyt. Linie tramwajowe, utopione w zieleni, możliwość szybkiego przemieszczenia się w rejony, które wyglądają jak wyjęte z wiejskiej utopii... Bosko - mówiąc krótko.

Kiedy z kolei wysiada się na stacji Marymont - już bez problemów związanych z niegdysiejszym kursowaniem wahadłowym - również jest przyjemnie. Można zrobić całkiem porządne zakupy albo zejść uliczką, wiodącą do Żoliborza Dziennikarskiego. To jak podróż do innego świata - po krótkiej chwili jest się już w krainie drzew i domków jednorodzinnych, mija się kościół na wzniesieniu... To jedno z tych urokliwych miejsc stolicy, o których nie pisze się długich artykułów, a które urzekają i udowadniają tezę, że urok Warszawy wymaga pewnego wysiłku i inwencji do jego znalezienia, ale kiedy już to nastąpi - efekty będą powalające.

A Park Żeromskiego... Ah, tutaj najbardziej rzuca się przejrzystość i prostota. Tam, gdzie dzięki fortecznym ruinom znajdują się pagórki - jest cudnie. Miejsce, tonące w zieleni, otwarte na ludzi, z placem zabaw, ławkami, po prostu cudo. Czego zatem dzielnica chciałaby więcej - wieżowców? Chyba nie za bardzo pasowałyby do tego terenu, dużo lepiej po prostu wspierać mały i średni biznes, aby świadczył usługi na wysokim poziomie i jednocześnie zapobiegał w ten sposób wyludnianiu się dzielnicy wieczorami. Ryzyko, że w Plac Wilsona taki proces uderzy, jest nadal dość znaczne. Mimo to warto być dobrej myśli i dużo, dużo spacerować. Wyjdzie na zdrowie i dostarczy wielu, cudownych wrażeń estetycznych.

Brak komentarzy:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...