7 czerwca 2008

Seks... ekhem, rower w wielkim mieście

Jazda rowerem w środku wielkiego, środkowoeuropejskiego miasta może nie być za prosta. Niestety, rowerzystki i rowerzystów się nie lubi, nawet jeśli samemu pedałuje się w miejscach innych niż rzeczone miasto. Takie przynajmniej odnoszę wrażenie obserwując sytuacje, kiedy kończy sie ścieżka rowerowa i nagle jednoślad musi sobie radzić w dzikiej, betonowej dżungli współdzielonej z pieszymi. Płacz i zgrzytanie zębów - tyle rzec można, bo do wyboru ma się zejście z pojazdu i grzeczne prowadzenie go ulicami Warszawy (co mija się z jego powołaniem), bądź też zabawę w tor przeszkód, przy czym owe przeszkody najczęściej krzyczą i potrafią wykonać nawet najbardziej nieoczekiwane ruchy. Nie tylko ludzie zresztą - których i tak należy pochwalić za wybór zdrowej i przyjaznej dla środowiska metody ruchu, jaką jest chodzenie - ale też i pieski, kotki i inne cuda zdecydowanie nie ułatwiają życia osobie, która chce sobie pojeździć. Jak to zmienić?

W sytuacji, kiedy porządny, miejski rower da się nabyć na giełdzie za 100-200 złotych (OK, wielki góral to to nie jest, ale do poruszania się z pewnością starczy) promocja roweru jako środka transportu odciążającego ruch drogowy powinna być na porządku dziennym. Tak jednak za bardzo nie jest - ostatnie doniesienia medialne wskazują raczej na to, że zmienia się nawierzchnię ścieżek na mniej przyjazną, a cała sieć jest porozrzucana po całym mieście, fizycznie się ze sobą nie łącząc. Trudno jest nam być "drugą Holandią" nie tylko w kwestiach otwartości światopoglądowej, ale w tak zdawałoby się prozaicznej i nie budzącej kontrowersji kwestii, jaką są ścieżki rowerowe. Chociaż czemu się dziwić - skoro podnosi się rękę na Park Świętokrzyski, to czemu wymagać od Hanny Gronkiewicz-Waltz zrozumienia dla miłośniczek i miłośników jednośladów?

Mamy zatem korki. Nie daj Boże, żeby w głównych arteriach były remonty dajmy na to trakcji tramwajowej - wtedy miasto stoi. Może też dlatego, że ludzie kochają swoje auta czcią świętą a nabożną. Chociażby byli jedyną osobą w danym samochodzie często nie przechodzi przez myśl opcja, że może gdyby więcej osób wsiadło do autobusu albo zabierało z pracy kolegów i koleżanki tych wielkich sznurów stojących automobili byłoby nieco mniej i byłyby nieco krótsze. Władze Warszawy jakoś ich do tego nie zachęcają, a to podwyższając ceny biletów, powodując totalne zamieszanie w miejscach, gdzie są one dostępne, a to wstrzymując się z podwyżką opłat za parkowanie i rozszerzeniem strefy płatnej, kierując się rzekomym "dobrem społecznym"... Nic to, że owo działanie z tym dobrem nie ma nic wspólnego, a jest jedynie fałszywym miłosierdziem niszczącym naszą wspólną przestrzeń - wyborcze głosy są tu dla niektórych bezcenne...

O rowerach nie ma co się rozpisywać - wynalazek to przydatny. Szczęśliwie coraz więcej osób odkrywa ich uroki i widzi, że łatwiej nim dojechać w różnie ciekawe zakamarki niż jakiemuś samochodowi. Jednocześnie staje się synonimem życia zgodnego z naturą, mniej jej szkodzącego, za to bardzo socjalizującego. Przykład Mas Krytycznych pokazuje, że ludzie preferujący dwa kółka potrafią się ze sobą zintegrować i wspólnie pokazać swoje przekonania w dziedzinie komunikacji. I bardzo dobrze - takiej integracji auta nie dają, ba, wręcz alienują nas jeszcze bardziej. Kto zatem ma siły w nogach, niech jeździ i głosi dobrą ekonowinę, najlepiej przy akompaniamencie Lecha Janerki i jego hymnu na cześć jednośladów.

2 komentarze:

stan baranski pisze...

Przypominam ze przede wszystkim zdrowy rozsadek ale takze ustawa o ruchu drogowym zabraniaja jezdzenia na rowerze po chodnikach.
Pozdrawiam,
http://stanbaranski.blogspot.com/

Adalbertus pisze...

zwolennikom przestrzegania ustawy zalecam przetestowanie swoich umiejętności rowerowych podczas przejazdu przez kratkę studzienki kanalizacyjnej. Jak wiadomo- rower powinien poruszać się poboczem jezdni...

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...