7 lutego 2008

Globalne ocieplenie, globalna odpowiedzialność

Topnieją szeregi osób uznających, że zmiany klimatyczne, których jesteśmy świadkami, są li tylko efektem naturalnych procesów zachodzących na obszarze planety. "Climate change deniers" mają coraz słabsze metody obrony przed coraz bardziej miażdżącymi ich dobre samopoczucie badaniami naukowymi. Badaniami, które wskazują, że jeśli do roku 2020 nie powstrzymamy wzrostu średniej temperatury o 2 stopnie Celsjusza, czeka nas dużo większa niestabilność pogody i podnoszenie się poziomu oceanów, już teraz zalewających dalekie wysepki Oceanii.

Z drugiej strony mamy olbrzymie dysproporcje w rozkładzie globalnego bogactwa. Rozwarstwienie dotyczy nie tylko różnic między państwami, ale też obywatelek i obywateli samych państw. Wiele krajów rozwijających się, będących największymi ofiarami globalnego ocieplenia, ma zatem dużo większe problemy niż zamartwianie się obniżaniem emisji gazów szklarniowych. Z dystansem podchodzą do wymagań globalnej Północy i ich sposobu radzenia sobie z problemem. Nic dziwnego, skoro reprezentanci krajów rozwiniętych częściej niż dobrem planety starają się zachowywać tak, jakby zależało im przede wszystkim na utrzymywaniu za wszelką cenę dotychczasowego, wygodnego trybu życia i konsumowania.

Do tej pory trudno było, poza ogólnikowymi hasłami, połączyć dążenie do uchronienia planety przed zbliżającą się katastrofą z prawem krajów globalnego Południa do rozwoju i zmniejszania dystansu do bogatej Północy. Istniała obawa, że dekarbonizacja gospodarek spetryfikuje obecne dysproporcje i przekreśli aspiracje milionów żyjących w biedzie do godnego życia. Stan ten zmienia nowa, póki co dostępna w języku angielskim publikacja Fundacji im. Heinricha Boella, wydana we współpracy m.in. z Christian Aid. Już samo to połączenie wskazuje na wagę problemu, który łączy dość odległe od siebie instytucje i światopoglądy.

"The Right to Development in a Climate Constrained World: The Greenhouse Development Rights Framework" Paula Baera, Toma Athanasiou i Sivana Karthy pokazuje zasadnicze kwestie, w których należy dokonać zmiany podejścia i hierarchizacji problemów po to, by pogodzić te dwie wartości i zapewnić wszystkim prawo do życia bez zaciskającej się karku planety pętli ekonomicznej i ekologicznej.

Przede wszystkim należy przyjąć plan działań dużo bardziej ambitny niż obecnie przyjęty. Według autorów jedynym dającym dostatecznie duże prawdopodobieństwo uniknięcia przekroczenia wzrostu temperatury o 2 stopnie jest obniżenie emisji dwutlenku węgla o 80% w stosunku do wartości z roku 1990 do roku 2050. Ponieważ do tej pory amerykańska administracja sprzeciwiała się dużo łagodniejszym pomysłom, należy pokazać realną odpowiedzialność konkretnych państw za globalne ocieplenie. Autorzy dokonują tej sztuki, pokazując na przykład, że tak rzekomo wielki wpływ rozwijających się gospodarek typu chińskiej czy indyjskiej jest w porównaniu do krajów rozwiniętych nadal skromny.

Niesprawiedliwym byłoby obarczanie wszystkich krajów taką samą, liniową odpowiedzialnością finansową, której wielkość uzależniona byłaby jedynie od liczby ich mieszkańców. Piszące publikację trio, na co dzień zajmujące się ochroną środowiska nie ma wątpliwości - należy określić pewną umowną granicę dochodu, poniżej którego pierwszeństwo powinno być przyznane prawu do rozwoju i zasypywaniu przepaści cywilizacyjnej. Dopiero osoby zarabiające powyżej 9.000 dolarów rocznie (16 dolarów dziennie, a więc na polskie warunki niecałe 40 złotych) powinny ponosić finansowe koszta ograniczania nadmiernej konsumpcji i idącej za nią produkcji gazów cieplarnianych.

Co najważniejsze, tego typu progresywna danina dotyczyłaby poszczególnych jednostek, a nie jedynie państw lub społeczeństw przekraczających ten wskaźnik. Nie ma bowiem żadnego uzasadnienia tego, by zatrudniona w śmieciowej pracy Amerykanka miałaby ponosić koszty zmian klimatu, a hinduski potentat stalowy był z nich zwolniony.

Nieprawdą jest również to, że inwestycje w dekarbonizację gospodarki wpłynęłyby na znaczące obniżenie wzrostu gospodarczego. Badacze wskazują, że kraj notujący dwuprocentowy wzrost PKB, który poświęciłby raptem 2% swego PKB na rozwiązywanie problemów zmian klimatycznych straciłby do roku 2050 raptem 1 punkt procentowy w stosunku to tegoż samego kraju, który nie zaimplementowałby tego typu działań.

Przy stworzeniu progresywnego, zielonego opodatkowania 64,8% Polek i Polaków, którzy przekroczyliby wedle danych badaczy roczny dochód w wysokości 9.000$ zapłaciłaby rocznie 372 dolary, gdyby liczyć średnią unijną. W sytuacji, gdy emisje naszego kraju są obecnie niższe, byłoby to prawdopodobnie mniejsza kwota. Tak więc 2-3 złote dziennie od każdej i każdego z nas starczą do uratowania planety. Być może nie trzeba by było nawet sięgać bardziej do kieszeni podatnika, a na przykład zacząć inwestować w pokój. Dla porównania - Stany Zjednoczone wydają rocznie na zbrojenia około pół miliarda dolarów, a rocznie powinny wydawać na walkę z globalnym ociepleniem 212 miliardów. Wnioski nasuwają się same...

Inną kwestią jest handel emisjami. Budzi on wiele kontrowersji, a jego przeciwnicy trafnie zauważają, że w obecnej formie służy on głównie do tego, by bogate społeczeństwa mogły kosztem prawa do rozwoju tych uboższych nadal prowadzić dotychczasowy styl życia. Mimo to autorzy publikacji optują za jego pozostawieniem. Proponują jednak wprowadzenie obligatoryjnego obniżania emisji przez kraje rozwinięte o 6 procent rocznie, co zapobiegłoby utrzymywaniu się energetycznego status quo.

Jednocześnie w pewnym momencie państwa te musiałyby, niejako wynagradzając dotychczasowy, wysoki poziom emisji, wykupywać kwoty CO2 państw rozwijających się. Różnica polegałaby na tym, że za pieniądze z tych kwot nie wykupywałyby one prawa do emitowania większej ilości dwutlenku węgla, ale zobowiązywałyby się do inwestowania w technologie umożliwiające dekarbonizacje ubogich gospodarek, która nie ograniczałyby ich możliwości rozwojowych. W ten sposób przed mieszkańcami ubogich obszarów globu pojawiłaby się możliwość poprawy warunków bytowych, za którą nie szłaby w parze dewastacja środowiska.

Koncepcje autorów publikacji są śmiałe, czego wcale nie ukrywają. Jeśli w okolicach 2015-2015 nie dojdzie do końca szalony wzrost emisji CO2 do atmosfery, wtedy realnym staje się wzrost średniej globalnej temperatury nawet o 3 stopnie w porównaniu do dnia dzisiejszego. Oznaczałoby to pojawienie się wojen o wodę i migracji klimatycznych na niewyobrażalną skalę. Bez radykalnych działań teraz nie ma szans na powstrzymanie tego zjawiska na dzień dzisiejszy. Bez takich właśnie działań teraz być może będziemy zmuszeni do drakońskich posunięć w przyszłości w celu minimalizacji skutków nieodpowiedzialnego i niezrównoważonego rozwoju. Czas zatem rozpocząć realną debatę klimatyczną, która zaowocuje śmiałymi i realnymi, a nie tylko pozornymi działaniami.

Przeczytaj pełną treść publikacji w formacie .pdf

Brak komentarzy:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...