Fot. Ewa Grotek |
Nauczyciele, rodzice, dzieci i pracownicy oświaty już po raz drugi wyszli na ulice w proteście przeciwko cięciom w oświacie. Warto przypomnieć, dlaczego protestujemy.
Przede wszystkim protesty nauczycieli, pracowników oświaty, rodziców i uczniów nie zaczęły się wczoraj. Protesty trwają już od dwóch lat i zaczęły się od sprzeciwu wobec prywatyzacji szkolnych stołówek. Obecne wydarzenia są kontynuacją tych protestów.
Po drugie, protesty nie dotyczą tylko postulatów płacowych, co próbują od wielu lat powtarzać wszelkie partie zasiadające w Ratuszu. To prawda: obcięto pensje nauczycieli i pracowników oświaty, zredukowano bądź ograniczono etaty. Zwolniono personel administracyjny. Samo to w sobie jest już wystarczającym powodem do wyjścia na ulice. Nie jest to jednak główny powód, dla którego protestujemy.
Protestujemy przeciwko traktowaniu oświaty jako masy upadłościowej. Protestujemy przeciwko traktowaniu oświaty jako niepotrzebnego balastu finansowego. Protestujemy przeciwko traktowaniu oświaty jako zbędnego wydatku, na którym możemy w razie konieczności oszczędzać. Na oświacie się nie oszczędza. W oświatę trzeba inwestować.
Nie jest przede wszystkim prawdą to, co powtarza przy wszelkich okazjach wiceprezydent Paszyński, że nakłady na edukację od wielu lat rosną. Jeżeli spojrzeć na budżet miasta w latach 2007-2012, to nakłady na edukację realnie maleją. Co prawda na papierze kwoty rosną, ale jeżeli uwzględnić inflację i wzrost cen w latach 2007-2012, to wyraźnie widać, że wzrost tych kwot jest poniżej wskaźnika inflacji. Prezydent Paszyński może więc powtarzać, że na papierze wydaje na edukację więcej, ale ten argument jest tak samo słuszny, jak twierdzenie, że przed denominacją złotego wydawaliśmy na edukację 10.000 razy więcej, co jest zwyczajną bzdurą.
Nie protestujemy w obronie naszych praw. Nie protestujemy w obronie naszych pensji. Protestujemy w obronie naszych dzieci. To one są tym, w które oszczędności w edukację uderzą najmocniej. Nie możemy oszczędzać na dzieciach. Nie możemy oszczędzać na ich przyszłości. Ci, którzy tego nie rozumieją, nie powinni zasiadać w Ratuszu!
Nie walczymy o przeszłość: o przywileje, o pensje, o etaty. Walczymy o przyszłość naszych dzieci i naszego społeczeństwa. Jesteśmy tymi, którzy patrzą dalej niż słupki wyborcze i perspektywa coraz bliższych wyborów. Patrzymy w przyszłość i widzimy, że pogrążona w przeszłości władza chce nam tę przyszłość odebrać. Nie pozwolimy jej na to.
Nie walczymy z chęci zysku, nie walczymy o jakiekolwiek interesy. Walczymy z obowiązku. Z obowiązku serca. Bo to o przyszłość naszych dzieci walczymy. Z obowiązku rozumu. Bo rozumiemy, że oszczędzanie na edukacji to najprostsza droga do nędzy całego społeczeństwa.
Walczymy bo musimy. Taki jest nasz obowiązek jako nauczycieli, rodziców, matek, ojców, synów i córek. Walczymy, bo po naszej stronie jest przyszłość i prawda. Jeżeli konieczne będzie odwołanie prezydenta, zrobimy to. Jeżeli konieczne będą nowe wybory, rozpiszemy je. Jeżeli konieczne będzie rozpędzenie na cztery wiatry radnych, zrobimy to. Uczynimy tak, bo taki mamy moralny obowiązek.
Piotr Kozak, członek Zielonych i Mokotowskiego Porozumienia Nauczycieli
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz