2 grudnia 2010

Co teraz?

Powyborczy krajobraz w Warszawie przypomina nieco pobojowisko. Wygrana Hanny Gronkiewicz-Waltz już w I turze, a także zdobycie przez PO samodzielnej większości w Radzie Warszawy, stanowi duże wyzwanie dla progresywnej polityki w naszym mieście. Wygląda na to, że obecna pani prezydent otrzymała od wyborczyń i wyborców dość spore wotum zaufania, którego nie da się tak łatwo wytłumaczyć li tylko słabością politycznej konkurencji czy tym bardziej "strachem przez PiSem". Nadal w pamięci tkwi marazm, z jakim miasto zmagało się w okresie kadencji Lecha Kaczyńskiego, doszła to tego także kwestia zmiany języka przez ubiegającą się o II turę Gronkiewicz-Waltz. Wyrobiwszy sobie już markę jako osoba, która rozruszała miejskie inwestycje, tym razem chętniej sięgnęła po hasła związane z jakością życia, co poważnie utrudniło życie głównym konkurentom. Czesław Bielecki najpierw skupił się na narzekaniu na stołecznych urzędników, potem zaś zaczął próbować "schodzić do ludzi", co prowadziło niekiedy do kuriozalnych pomysłów, takich jak wyrzucanie osób ubogich ze Śródmieścia. Wojciech Olejniczak próbował nieco grać kartą "miasta dla ludzi", ale niestety - brak bardziej stanowczego punktowania obecnej pani prezydent dał się we znaki. Stanie w rozkroku rzadko jest zadaniem łatwym, niemniej jednak, paradoksalnie - atakowanie PO i odbieranie jej głosów dawało większe szanse na pozostanie z nią przy władzy, niż dyskretne przytyki.

Rezultaty tego stanu rzeczy widoczne są gołym okiem - na 60 radnych Rady Warszawy PO będzie ich miała 33, PiS - 17, a SLD - 10. Odpływ głosów zarówno od formacji Jarosława Kaczyńskiego, jak i Grzegorza Napieralskiego, nie okazał się tak dramatyczny, jak się spodziewano. Platforma zawdzięcza możliwość samodzielnych rządów dużo bardziej Prawu i Sprawiedliwości niż lewicy, ta bowiem - w porównaniu do roku 2006, straciła tylko jedno miejsce. SLD jako takie nie straciło nic, nadal bowiem będzie miało 8 radnych, którym będą towarzyszyć Krystian Legierski z Zielonych oraz Alicja Tysiąc. Strata raptem dwóch punktów procentowych okazała się znacznie mniej dramatyczna niż się spodziewano - jeszcze rok temu, z prognoz opartych na przeniesieniu na poziom samorządowy wyników z wyborów do Parlamentu Europejskiego całkiem realna okazała się wizja, że uda się obronić raptem 3 mandaty. Sojusz Sojuszu z Zielonymi i Partią Kobiet pozwolił na zahamowanie odpływu wyborców do PO, przez co w efekcie wynik SLD jako samodzielnej marki nie różni się tak znacząco od silniejszego pod względem formatu nazwisk (kandydatura Borowskiego była, jak widać, znacznie mocniejsza od Olejniczaka) LiDu.

Chociaż pod względem liczbowym SLD nie poniosło większych strat, to jednak - ze względu na "utuczenie się" Platformy czwórką mandatów zdobytych na PiSie i jednym na LiDzie, atrakcyjność koalicyjna Sojuszu spadła niemal do zera. Można spekulować, że centrala partii będzie uzależniała wejście w koalicje z Platformą w niektórych sejmikach od aliansu w Warszawie, ma on jednak bardzo kruche podstawy. SLD i PiS w żadne koalicje nie wejdą, a już w kilku województwach trwają utarczki wewnątrz Platformy, mające na celu zmianę politycznych partnerów (np. poprzez koalicję z Mniejszością Niemiecką na Opolszczyźnie albo z Ruchem Autonomii Śląska), tak więc PO w żadnym wypadku nie czuje się zakładnikiem lewicy. Może ją zresztą całkiem skutecznie spacyfikować "miękkim rozwodem", czyli pozostawieniem w miejskich spółkach osób związanych z Sojuszem, przez co mogłaby liczyć na wsparcie radnych tej partii. Opowiadanie, że większość trzech głosów jest dość kruchą, jest nietrafione - Platforma zrobiła wszystko, by na jej listach pojawili się lojalni ludzie i nic nie wskazuje na to, by miała chęć dzielenia się chociażby stanowiskami w Ratuszu (Gronkiewicz-Waltz już zresztą zapowiedziała, że mowy o tym być nie może) - zawsze, jeśli w wyniku braku dyscypliny w jej szeregach jakiś pomysł nie przejdzie, będzie mogła zmobilizować się i na kolejnym posiedzeniu go przeforsować. Nie mówiąc o tym, że absencja podczas obrad dość solidarnie dotyka wszystkie kluby...

Najgorszą możliwością dla Sojuszu byłoby przyjęcie oferty "miękkiego rozwodu". W obliczu prywatyzacyjnych zakusów Platformy nawet tak wątpliwe dobro, jakim są miejsca w miejskich spółkach, przestaje być oczywiste. Zdaje się to widzieć Grzegorz Napieralski, który w powyborczym komentarzu wypunktował dość dobrze miejsca, w których kampania jego partii w stolicy zawiodła. Zabrakło silniejszego punktowania PO i wyraźniejszego wskazywania, co Sojuszowi udało się w koalicji z nią osiągnąć. Pod sam koniec kampanii o tym, czemu SLD jest ważne dla politycznego krajobrazu miasta, wspomniał Wojciech Olejniczak - dla przykładu w Wesołej, gdzie lewica nie współrządziła, nie rozwijała się sieć przedszkolna, a na Śródmieściu, gdzie w koalicji byli, nastąpił progres w polityce społecznej. Niestety, tego typu akcenty pojawiło się za późno i za mało, by ktoś mógł np. zapamiętać wprowadzenie biletu seniora w środkach komunikacji publicznej - w 1/3 stołecznych dzielnic (6 z 18) nie będzie nawet radnych SLD w lokalnych radach! Odbudowa programowej niezależności i wyrazistości lewicy nie nastąpi, jeśli nie dojdzie do jej jasnego przejścia w szeregi opozycji. Paradoksalnie niechęć PO do dzielenia się w tej kadencji władzą może wpłynąć zbawiennie na wyborcze szanse SLD za 4 lata.

Budowanie i prezentowanie politycznej alternatywy dla Platformy Obywatelskiej może nie być takie trudne, jak na pierwszy rzut oka wygląda. SLD stoi przed szansą pokazania praktycznych pomysłów na miasto dla ludzi, w opozycji do Platformerskiej wizji miasta jako firmy. Budowanie myśli programowej i poszukiwanie sojuszników w ruchach społecznych będzie tym ważniejsze, że raczej mało prawdopodobne będzie zablokowanie najbardziej ideologicznych pomysłów ekipy Hanny Gronkiewicz-Waltz, takich jak prywatyzacja SPEC w celu łatania miejskiej dziury budżetowej. W kuluarach mówi się już o kolejnych podobnych pomysłach, takich jak chociażby podwyżka cen biletów komunikacji miejskiej czy wyprzedawanie komunalnych zasobów lokalowych.

W takim kontekście rola Zielonych dla realizowania progresywnej polityki miejskiej jest całkiem znacząca. Krystian Legierski, nasz nowy radny, uzyskał ponad 5,3 tysiąca głosów mieszkanek i mieszkańców Mokotowa i drugi wynik spośród osób kandydujących z list SLD. Nie da się tego wytłumaczyć li tylko pierwszym miejscem na liście, wszak bardzo dobry wynik (ponad 4,8 tys. głosów) uzyskała na niej Alicja Tysiąc. Mając za sojusznika osobę specjalizującą się w kulturze, zainteresowaną kwestiami mieszkaniowymi, a także mającą spore wsparcie - nie tylko partyjne - chociażby w dziedzinach ochrony środowiska, odpadów czy transportu, SLD będzie miało istotne, merytoryczne wzmocnienie w Radzie Warszawy. Program Zielonych zyskał mocne, społeczne poparcie i większe jego wykorzystywanie przez warszawskie SLD może zapobiec politycznej marginalizacji. Dalsza praca merytoryczna - rozwijanie sieci kontaktów, realna i partnerska współpraca między SLD a partiami startującymi z ich list (Partia Kobiet, Unia Pracy, Zieloni) może przyczynić się do tego, że za 4 lata uda się zrealizować choćby plan minimum w postaci przegonienia PiS, a najlepiej - zdobycia najlepszego wyborczego wyniku spośród startujących komitetów. Dziś wydaje się to zadaniem trudnym, dodatkowo najeżonym olbrzymią ilością pułapek po drodze. Osobiste ambicje, myślenie wąsko pojętym interesem partyjnym czy zwyczajne lenistwo intelektualne - to zmory, które trapią polskie formacje polityczne głównego nurtu. Jeśli SLD chce realnie zawalczyć o Warszawę w roku 2014, musi pokazać, że umie sobie z tymi zmorami radzić.

Warszawska polityka nie kończy się rzecz jasna na Radzie Miasta, dlatego dla Zielonych kluczowymi wyzwaniami będą: dalsza praca programowa (szczególnie w dziedzinie miejskiej polityki budżetowej), sprawność organizacyjna oraz trzymanie ręki na pulsie oddolnych inicjatyw społecznych. Wraz ze zdobyciem politycznej reprezentacji zwiększyć może się też (można by rzec - nareszcie!) możliwość współpracy z organizacjami pozarządowymi, chcącymi realizacji podobnej czy wręcz takiej samej wizji miasta, co i my. Jeśli te główne zadania będziemy realizować, zielone będzie rosło. Z całą pewnością.

Tekst ukazał się na stronach internetowych e-Kurjera Warszawskiego.

Brak komentarzy:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...