29 stycznia 2009

Billboardy i demokracja

Poniżej nasze świeże stanowiska - koła w sprawie reklam w przestrzeni publicznej i własny artykuł do mediów na temat pomysłu Prawa i Sprawiedliwości zmniejszenia ilości radnych w Radzie Warszawy.

Stołeczni Zieloni czekają na uwolnienie miasta od płacht reklamowych

Warszawskie koło Zielonych z zadowoleniem przyjmuje informacje o prowadzonych w ministerstwie infrastruktury pracach, które dają szanse na to, że warszawianki i warszawiacy będą w przyszłości mogli oglądać swoje miasto, a nie krzykliwe reklamy wielkopowierzchniowe, odcinające ludziom w oplakatowanych blokach i kamienicach dostęp do światła słonecznego.

- Już dwa lata temu opracowaliśmy dla władz miasta propozycje, które zmniejszałyby poziom inwazyjności przestrzeni reklamowej w Warszawie – przypomina Bartłomiej Kozek, przewodniczący warszawskich Zielonych. - Proponowaliśmy m.in. ustalenie maksymalnego stopnia zagęszczenia różnych form reklam w zależności od obszaru miasta i szybkie przyjmowanie planów zagospodarowania przestrzennego. Przestrzeń publiczna nie jest śmietnikiem, a mieszkający w zasłoniętych kamienicach i blokach mają prawo do wolności od odoru farby drukarskiej i do naturalnego światła.

- Wygląd miasta jest istotnym elementem jakości życia jego mieszkanek i mieszkańców – dodaje Irena Kołodziej, przewodnicząca koła. - Agresywne billboardy, wokół których w tajemniczy sposób wycinano gałęzie drzew czy reklamy w zabytkowej okolicy były najbardziej skrajnymi przykładami zjawiska, które wymknęło się spod kontroli. W zielonym, rozwijającym się w sposób zrównoważony mieście, o jakim marzymy, na takie zachowania nie może być miejsca. Cieszymy się, że czekające nas zmiany prawne zostały zainicjowane na wniosek władz Warszawy – miasta, które reklamy szpecą najbardziej.

***

Przedstawiony wczoraj pomysł stołecznego Prawa i Sprawiedliwości na zmniejszenie ilości radnych w Warszawie z 60 do 30 może wydawać się racjonalny, jednak jego konsekwencje uderzą w sam sens demokracji - w reprezentatywność ciała uchwałodawczego, jakim jest Rada Miasta.

Aktualnie w największym okręgu wyborczym w mieście - Mokotowie - możemy wybrać 8 radnych. PiS już raz pozwolił sobie na zniekształcenie ordynacji wyborczej i reprezentatywności samorządów poprzez blokowanie list. Nawet i bez niego możliwość wejścia nowych sił politycznych, a także samorządowych ruchów społecznych do Rady Miasta jest znacząco ograniczona. Poza tym, że lista musi w skali całego miasta przekroczyć próg 5%, to w samych dzielnicach musi zdobyć jeszcze większe poparcie, by móc liczyć na jakąkolwiek reprezentację. Jeśli chodzi o rzeczony Mokotów, próg nadziei (badany statystycznie próg, poniżej którego nie ma co liczyć na mandat) wynosi 6,25%, a próg wykluczenia (powyżej którego mandat jest pewny niezależnie od wyników innych ugrupowań) to aż 11,1%. Już dziś istnieje zatem możliwość, by ugrupowanie, które w danej dzielnicy popiera co dziesiąty wyborca, nie otrzymało ani jednego mandatu.

Pomysł PiS oznacza zmniejszenie liczby radnych o połowę i - co za tym idzie - prawdopodobne zmniejszenie ilości mandatów w poszczególnych okręgach wyborczych tak, że w największym z nich do wyboru pozostawałoby 4-5 radnych. Jeśli nie doszłoby do fuzji okręgów, mogłoby zdarzyć się tak, że w rzeczonym Mokotowie próg nadziei wzrósłby do około 11%, a wykluczenia - do 22%.

Jakie są zatem prawdziwe cele stołecznej ekipy Prawa i Sprawiedliwości? Nie chodzi im o usprawnienie działania Rady Miasta. Pod pozorem oszczędności kryje się dążenie do ostatecznego spetryfikowania polskiej sceny politycznej, jednej z najbardziej hermetycznych w Europie. Prawu i Sprawiedliwości jest bardzo na rękę, by warszawianki i warszawiacy mieli ograniczony wybór na politycznym rynku i by oligopol PO i PiS został za wszelką cenę utrzymany. W wielu krajach kontynentu to właśnie od samorządu rozpoczął się proces formowania się nowych sił politycznych, będących reprezentacją nowych sił społecznych. Prawu i Sprawiedliwości nie zależy na demokracji, bowiem jest im wygodnie z pozostawianiem ludziom alternatywy między budowaniem wieżowca zacieniającego park Świętokrzyski a dekomunizowaniem stołecznych ulic. To nie jest polityka, na jaką Warszawa zasługuje.

Małe, lokalne komitety wyborców już dziś muszą walczyć z wielkimi, marketingowymi machinami, finansowanymi z budżetu państwa. Polityzacja samorządu sprawiła, że w Radzie Miasta i w sporej części dzielnic brakuje lokalnych komitetów, dla których sprawy dzielnicy czy miasta są w centrum uwagi. Pomysły PiS zniszczyłyby jedne z ostatnich szans na autentyczne, społeczne uczestnictwo w polityce samorządowej, dopuszczając sytuację, kiedy poparcie na poziomie 10-15% nie gwarantowałoby reprezentacji w Radzie Miasta - na to nie może być zgody.

Brak komentarzy:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...