
Parę lat temu, kiedy grodzono nasz zielony teren, próbowałam wymusić wydzielenie z niego kawałka, na którym stanęłyby dwie ławki. Miasto odmówiło - ma być równy płot i już. Ławki stanęły pod ścianą, w ponurym, zabetonowanym miejscu, gdzie panuje wieczny cień. W upał to nawet dobre, ale generalnie dla ludzi starszych się nie nadaje. Narzekają. Mówią to co ja, to co Zieloni: tu nie ma miejsca dla ludzi, przecież my tu mieszkamy, mamy prawo itd.
Wyjaśniam, że teren posesji należy do miasta, w zarządzie wspólnoty pozostaje tylko budynek. Żadnych decyzji co do zagospodarowania terenu nie możemy podejmować sami. Procedura jest taka: pismo do ADK - oni przekazują sprawę do centrali (ZDK) - centrala występuje do miasta.
Niedawno z dwiema starszymi paniami podjęłyśmy decyzję: zamiast pisać pisma i czekać na rezultat, co potrwa, a zakończy się prawdopodobnie odmową ze strony miasta (bo przecież ławki już mamy, co z tego, że w nieodpowiednim miejscu) - kupujemy za pieniądze wspólnoty krzesła ogrodowe i z odpowiednią tabliczką informacyjną stawiamy w upatrzonym miejscu. To i próba wzięcia sprawy w swoje ręce, i prowokacja - żeby pokazać, że my tu jesteśmy gospodarzami i że ZIELEŃ OSIEDLOWA POWINNA BYĆ DLA LUDZI.
Niezależnie od tego powstała inna inicjatywa: zorganizowanie placu zabaw, już w normalnym trybie - poprzez złożenie stosownego wniosku. Ale jeśli powstanie, to Bóg wie kiedy - bo teraz, jak od razu usłyszałam, budżet miejski ma inne priorytety: powódź. Dzieciom pozostaje na razie bieganie po osiedlowych uliczkach - i to wszystko. Kiedyś było w okolicy boisko, zaplanowane jeszcze przy budowie Muranowa, w czasach złego socjalizmu. Okoliczna młodzież i dzieci grały na nim w piłkę itp. Teraz, w czasach dobrego kapitalizmu, wybudowano na nim halę sportową, do której, a jakże, można wejść, ale za pieniądze.
Rezultat: młodzież pije po ławkach (tam gdzie są), a dzieci biegają byle gdzie. A starsi siedzą w domu, bo do parku nie każdy ma siłę iść.
Napisałam to po to, żeby pokazać, że ludzie się temu sprzeciwiają. I że wcale nie są tacy bierni, o ile znajdzie się ktoś, kto im pokaże drogę działania.
Irena Kołodziej, przewodnicząca koła warszawskiego Zielonych. Autorka jest przewodniczącą Zarządu Wspólnoty Mieszkaniowej na jednym z muranowskich osiedli
Informujemy, że powstał także nowy, społeczny blog o zieleni miejskiej - Mam prawo do zieleni. Zachęcamy do odwiedzin.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze publikowane pod wpisami na blogu nie odzwierciedlają opinii Zielonych 2004 i są tylko prywatnymi opiniami ich autorów.